Panamizm
Ideologicznie zawsze można wszystko skrytykować i potępić, ale też w ramach ideologii można wszystko wynosić na piedestały, dokonując wręcz apoteozy. Są wśród nas tacy, którzy uważają owo spotkanie młodzieży z Ojcem Świętym za przedsionek piekieł, ale są i tacy, którzy uznają je za jedyne dopuszczalne działanie duszpasterskie w Kościele. Najczęściej pole bitwy jest zdominowane przez te właśnie ideologiczne pozycje. Oglądając relacje ze Światowych Dni Młodzieży w Panamie, po pewnym czasie zdałem sobie sprawę z tego, że problem w ich odbiorze leży po prostu gdzie indziej. I nad tym warto chwilę się pochylić. Jedną z powtarzanych przez papieża Franciszka fraz w czasie Światowych Dni Młodzieży, i to zarówno w Krakowie, jak i w Panamie, było stwierdzenie, iż nie jest w stanie powiedzieć, czy on będzie na następnym światowym spotkaniu młodzieży, ale na pewno Piotr będzie z młodymi. To krótkie stwierdzenie jest niezwykle nośne, ponieważ ustawia owo wydarzenie w ciągu działań Kościoła od czasów apostolskich.
Przebywający z młodymi w danym kraju papież jest Piotrem, czyli głową i skałą, dzięki której trwamy w organizmie Kościoła. Zaś słowo głoszone przez papieża staje się słowem nauczającego Kościoła. Po co to jednak piszę, skoro dla każdego wierzącego jest to po prostu jasne? Otóż dlatego, że słuchając relacji z Panamy i śledząc doniesienia na portalach społecznościowych, odniosłem wrażenie, iż owo słowa papieskie gdzieś jakby umknęło. Owszem, zwracano uwagę na takie elementy, jak pozdrowienie papieża seniora Benedykta czy też odniesienie się papieża do ludności tubylczej, lecz zasadniczych rysów nauczania jakoś nie ukazywano. Tymczasem głoszone przez Franciszka słowo było doskonałą katechezą o Kościele, który jest także drogą dla młodych. To nie jest jednakże Kościół rozrywkowy czy „cool”, jak podkreślał papież, ale Kościół drogi wiodącej do celu, stawiającej wymagania i domagającej się dyspozycyjności. Różnorodność w tymże Kościele nie jest przeszkodą, o ile podporządkowana jest celowi wiecznemu. I właśnie w tym Kościele każdy może znaleźć miejsce dla siebie, o ile jednak przyjmuje zasadnicze jego działanie, w głoszeniu Ewangelii i sakramentalnym życiu. Ponadto papież podjął temat dzisiaj wśród młodych cokolwiek niepopularny, a mianowicie przeżywanie własnego życia jako powołania, które wiąże się z zobowiązaniem i samoograniczeniem. Szczególnie wybrzmiało to, gdy Franciszek dziękował młodemu małżeństwu, które przyjęło dar życia swojej niepełnosprawnej córki Ines. Właśnie przeżywanie swojego życia w dyspozycyjności wobec Boga daje człowiekowi możliwość osiągniecia szczęścia.
Zbawienie przez selfie
Śledząc relacje na portalach społecznościowych, przekazywane chociażby przez polskich biskupów obecnych w Panamie, ale również przez księży czy też osoby odpowiedzialne, zauważyłem, iż dominującym elementem tychże relacji była swoista autopromocja, z dominacją selfie wszelakich i zachowaniami jak w konkursie na najzdrowszy uśmiech. Ponadto znaleźć można było jeszcze elementy przechwalcze, czyli zdjęcia z tym i z tamtym, wyżej stojącym w hierarchii. O przesłaniu papieskim jakoś mało. „Selfizm” wśród duchowieństwa zresztą nabrał jakiegoś dziwnego pędu. Nie ma już żadnych świętości, a zdjątka robi się już w każdym momencie, przeistoczenia w czasie Mszy św. nie wyłączając. Nie mam nic przeciwko temu, by każdy mógł się lansować w ten czy inny sposób. Jednakże czynienie tego w tym momencie doskonale odciąga wszystkich odbiorców informacji o zgromadzeniu młodych wokół Piotra naszych czasów od zasadniczych treści. I dlatego zapewne niektórzy zaczynają istotę Światowych Dni Młodzieży sprowadzać li tylko do spotkania młodych. Problem w tym, czy do tego potrzeba jeszcze oprawy religijnej? Czy nie wystarczy zorganizowanie grilla dla kilkuset tysięcy? W tym kontekście przypomniało mi się zdziwienie wyrażone przez jednego z kardynałów po synodzie poświęconym młodzieży, gdy konstatował on, iż młodzi domagali się pięknie i pobożnie sprawowanej liturgii. Warto zadać sobie pytanie, kto dzisiaj jest przedstawicielem owego „Kościoła rozrywkowego” czy też „Kościoła cool”? Okazuje się, że młodzi mają lepsze wyczucie spraw ważnych. Ja osobiście, nie mogąc znaleźć się w Panamie, oczekiwałbym większego wyczucia w relacjonowaniu tego, co najważniejsze w tych dniach. Niektórzy twierdzili, iż najważniejszym było doświadczenie różnorodności. Cóż, owej różnorodności doświadczyć można, niekoniecznie jadąc do Panamy. Istotnym było doświadczenie różnorodności, ale w kontekście jednego celu. I o tym jakoś mało słyszałem w relacjach naszych przedstawicieli w Panamie.
Święta, święta i po świętach
Wydaje się, że czeka nas teraz festiwal działań „podsumowujących” Światowe Dni Młodzieży. To dobrze, ponieważ warto, by nie zaginęły one w przepaściach elementów drugorzędnych. Problem tylko w tym, czy ci, którzy w czasie samych dni w Panamie zwracali uwagę na to, co drugorzędne, będą w stanie obecnie przejść do tego, co najważniejsze. Czy raczej polegną lub zlegną w panamizmie, czyli fajnizmie eklezjalnym. Ten dylemat nie dotyczy jedynie wspomnień z Panamy, lecz jest problemem Kościoła w ogóle. Często bowiem w naszych działaniach ewangelizacyjnych zatrzymujemy się na etapie „przynęcania do Kościoła”, zapominając o tym, że mamy skierować ludzi ku wieczności. I zamiast zbawiać, zabawiamy.
Ks. Jacek Świątek