Komentarze
Panna Madonna

Panna Madonna

Nigdy nie byłam na koncercie Ewy Demarczyk, nie słuchałam jej na żywo. A jednak w moim sercu i w mojej głowie zajmowała - i ciągle zajmuje - niezwykle ważne miejsce.

To dla niej dawno temu zrezygnowałam z ważnych zajęć na uczelni, kiedy przez okno tramwaju, w peryferyjnej księgarni dostrzegłam znajomą grafikę. Za ostatnie pieniądze kupiłam wydaną przez radziecką Melodię płytę z piosenkami skomponowanymi przez Zygmunta Koniecznego. To nic, że nie miałam gramofonu. Pamiętałam porzekadło, że kto ma bat, i konia sobie kupi. Przez kolejne dni wypożyczałam na godziny płytę posiadaczom wspomnianego sprzętu, a oni oddawali mi na godziny gramofon. Tym sposobem akademik miał zapewniony koncert Czarnego Anioła. Godzinami też ćwiczyliśmy - zupełnie dziś zapomniane, a i wtedy wychodzące już z użytku - jej przedniojęzykowo-zębowe „l”. Dziewczyny - na wzór pieśniarki - podkreślały oko grubą kreską. Dodać należy, że wizerunek miała Ewa Demarczyk przemyślany: mocny makijaż, czarna, prosta sukienka, oszczędna gestykulacja. I to, co nie do podrobienia, i co tworzy osobowość: mimika, dykcja, głos, interpretacja.

Z wdzięcznością wspominam dzień, kiedy oczytana i osłuchana koleżanka śpiewnie wyrecytowała fragment „Kwiatów polskich” – „Grande Valse Brillante”. To właśnie był początek mojej fascynacji posągową pieśniarką.

Trzeba przyznać, że na swoją pozycję Pierwszej Damy Polskiej Piosenki Poetyckiej Demarczyk w pełni zasłużyła – talentem, pracowitością, ambicją, uporem. Wybierała teksty uznanych poetów, co nierzadko powodowało falę krytyki. Miron Białoszewski nie krył zdenerwowania, kiedy dowiedział się, że na konkursie studenckiej piosenki zaśpiewała jego „Karuzelę z Madonnami”. Kiedy jednak usłyszał wykonanie, powiedział: „wszystkie moje wiersze są Pani”. Podobna sytuacja miała miejsce, gdy Ewa Demarczyk postanowiła włączyć do repertuaru wiersze Baczyńskiego. Przeciwny takiemu eksperymentowi był wielbiciel twórczości poety – wybitny polski historyk literatury. Po koncercie zostawił pieśniarce telegram ze słowami: „Przepraszam Panią. Kazimierz Wyka”.

Demarczyk to utwory dostojne. A przecież pamiętam klasowe śpiewanie na lekcjach polskiego „Ballady o cudownych narodzinach Bolesława Krzywoustego” z Kroniki Galla Anonima. Chóralne „aaaaaaa” refrenu naprawdę dobrze nam wychodziło.

Wiele osób twierdzi, że piosenek Demarczyk nikt inny nie powinien publicznie wykonywać. Ale choć tylko jej interpretacja czyni z tych pieśni arcydzieła, to kilka lat temu, na opolskiej scenie, pięknie wybrzmiał i zaśpiewany przez Annę Czartoryską „Grande Valse Brillante”, i „Rebeka” Soni Bohosiewicz. Szkoda, że na poświęconym pieśniarce opolskim koncercie zabrakło tej najważniejszej osoby. Szkoda, że jej dyskografia jest nader skromna.

Szkoda, że Czarny Anioł już żadnego koncertu nie zaśpiewa. Wierzę jednak, że nie pokona go czas.

Anna Wolańska