Patostrates
Na przykład to zalatujące nacjonalizmem morze biało-czerwonych flag. Albo race na początku pochodu. No żeby się chociaż kto skutecznie poparzył! A tu - jak na złość - nikt. A dalej to już tylko gorzej, gorzej i gorzej. Patologicznie opluta elgiebetowska flaga, patologicznie spalona podobizna zasłużonego eksszefa Rady Europejskiej, patologicznie wywieszony przez narodowców transparent z łysym prezydentem Warszawy.
Patologiczny brak reakcji narodowców na prowokacje. Patologiczny brak: palenia jakiejkolwiek budki, jakiegokolwiek obitego empiku, jakichkolwiek burd, tragedii czy choćby tylko rozróby. Czegoś, czym by można nieustannie epatować. Zagranicy pokazać. Zagraniczne krytyczne reakcje z lubością wielką hołubić. A tu nic, że tylko się pochlastać. Albo w imię „wyższych wartości” realizować przedmarszowe wytyczne. W końcu były proste jak drut. Na dodatek jasne i przejrzyste: wyszukiwać, filmować, pokazywać tylko to, co najgorsze. Szokować. Nie ma burd, nie ma zadymy? Niemożliwe. Od czego twórcza inwencja? W takim tłumie na pewno znajdzie się ktoś, kogo będzie można skamerować zgodnie z założeniami.
Na pewno zadziała też uprawiana latami przez niepatologicznych patriotów pedagogika. Powtarzane przez właściwe osoby opinie, że to zawłaszczanie marszu, że brunatnienie Polski, że „marsz wstydu” i że „Polacy to psychopaci je..ni”, musi zrobić swoje. Co z tego, że hejt, że wulgaryzmy? Przecież już stowarzyszenie Marty Lempart udowodniło, że wypowiedziane po właściwej stronie są tylko wyrazem zdecydowanych poglądów.
No i proszę zauważyć, że pochody organizowane przez głosicieli zdecydowanych poglądów są tolerancyjne, jasne i kolorowe. Te z 11 listopada – dyktatorskie, brunatne i zadymione. Ot, co.
Relacjonujący Marsz Niepodległości tolerancyjny dziennikarz nazwał uczestniczących w nim ludzi patoriotami, a ich postawę patoriotyzmem. Fakt – zabłysnął. Może przejdzie do historii jako twórca patoneologizmów. A przynajmniej dołączy do grona rozpoznawalnych celebrytów. Zaistnieje po właściwej stronie. Dla takiego awansu warto pogłówkować. Chociaż, prawdę mówiąc, nie jest to intelektualne odkrycie Ameryki. Facet tylko się wpisał w modę na ten patologiczny przedrostek.
Był taki jeden szewc, który dla sławy zbrodniarzem-podpalaczem z własnej woli został. Dziś sekundują mu tacy, którzy dla mocno wątpliwej sławy też są gotowi na wszystko. Choćby to być miała tylko patosława. Taki mamy klimat.
Anna Wolańska