Komentarze
Pazurami do przodu

Pazurami do przodu

Siedzimy tak sobie z najlepszym z mężów przy stole, kolację sobie jemy… Ale może, że sobie jemy to za daleko idące stwierdzenie, bo najlepszy wyraźnie apetytem nie grzeszy. Mało tego, zamyślony jakiś, wzrokiem niewidzącym się jak nie w ścianę, to w talerz wpatruje, aż przed jakąś depresją jego czy czymś podobnym się wzdragam.

– Tu ziemia, tu ziemia – macham mu widelcem przed nosem, ale chyba nawet perspektywa wykłucia oczu wcale go nie przeraża. Widzę, że nie przelewki, więc zmieniam taktykę i z całą powagą próbuję dociec przyczyn męskiej melancholii. Osiągam tyle, że chłop ręką na kolacyjny talerz pokazuje i dalej nic.

– Wędlina – zgaduję – niedobra? W żołądku ci się – dociekam – do góry nogami przewraca?

I deklaruję, że nie będę już od tej handlarki na rynku żadnej szynki wędzonej ani niczego podobnego kupowała. Ale na to stwierdzenie najlepszy jakby się ożywia i przekonuje mnie, żeby nie tylko kobiety od szynki i innych wędzonek nie zdradzać, ale wręcz zacieśnić z nią wędliniarskie kontakty. Bo to już niedługo.

– Koniec świata? – pytam. – Znowu?

– Prawie – odpowiada najlepszy i dalej mnie uświadamiać, że taką wędzonkę to już raczej tylko do września będziemy mogli jeść, czyli następne Boże Narodzenie bez niej pewnie przeminie. Jak nowe przepisy – unijne – w życie wejdą, to dla naszego dobra, dla zdrowia naszego wędzić drewnem zakażą. Bo w takim dymie drzewnym to za dużo jakiegoś benzoapirenu, substancji smolistej, która nam zaszkodzi. I w związku z tym zamiast wędzić, będzie się mniej szkodliwym tzw. preparatem dymu wędzarniczego, czyli chemicznym wyciągiem aromatów drewna te wędliny malować, żeby jak wędzone wyglądały. Erzac czyli ma być.

– Bój się Boga – mówię do najlepszego, a rękę mu do czoła przykładam, czy za gorące nie jest. Ale się człowiek zapiera, że prawdę mówi i stąd smutek jego. Dodaje jeszcze, że to już dawno postanowione, tyle że nadzieja była, że nasza eurokracja może jeszcze co w sprawie wędzarniczej w tej Brukseli odmieni. Jednak wygląda teraz, że chyba niekoniecznie. Zgodzili się i tyle. A na przykład Szwedzi, mówi, to się zaparli i ich produkty mogą mieć więcej tej smoły czy tam czego takiego.

No to już takie zachowanie naszych wybrańców narodu całkiem na nerwy mnie poszło i w tych nerwach przypomniałam sobie, że przecież Portugalia przekonała Unię, że marchew to owoc, Francuzi, że ślimak rybą jest, a Brytyjczycy to nawet rabat, czyli opust we wpłacaniu do unijnej kasy przeforsowali. To może i nasi niechby pokazali, że Polak też potrafi i spróbowali wykazać nie tylko smakową, ale również zdrowotną wyższość szynki czy kiełbasy wędzonej nad tą upapraną dymopodobnym świństwem. Bo inaczej to już spiskową teorią zalatuje – czy aby na pewno o ochronę naszego zdrowia tu idzie? Czy równiutkie banany albo ogórki na bank są smaczniejsze i zdrowsze? Albo trzymane w klatkach pazurami do przodu kury znoszą lepsze jajka niż te biegające po dworze? A może w wypalanych papierosach jest mniej substancji smolistych niż w wędzarkowym dymie? I zażywanie narkotyków – choćby tylko „miękkich” – żadnego negatywnego wpływu na ludzkie zdrowie nie ma?

Chyba ten dym z wędzarki to ostrość widzenia niektórym ludziom przesłania.

Anna Wolańska