Pazury wyliniałych kotów
W końcu bliska ciału jest koszula. Owszem, w naszym społeczeństwie są silne nurty, które za naczelne zadanie uznają nieustanne zbawianie całej ludzkości, nawet przy zanegowaniu interesów własnego narodu, a nawet przy możliwości jego anihilacji. Stanowią one jednak tylko publicystyczny element polskiej sceny politycznej, wpływający znacząco na młodszą część najmłodszych Polaków. To im zawdzięczamy trącące folklorem czy ekstrawagancją postaci polskiej sceny politycznej. Jednakże większość jest raczej zainteresowana naszym własnym polskim interesem. Tu jednak może pojawić się pewien problem, a mianowicie trywializowanie czy bagatelizowanie tego, co dzieje się wokół naszego kraju, a szczególnie w instytucjach międzynarodowych, do których nasz kraj należy, jak chociażby Unia Europejska. Postawa znacznej części naszego społeczeństwa chociażby w sprawie tzw. „procedury art. 7” sprowadzona została nieszczęśliwie do zachowania typu: „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!”.
Jednakże rozegranie chociażby tej sprawy może przynieść głębokie konsekwencje nie tylko dla naszego kraju, lecz także dla całości Unii jako takiej. Obserwacja tego, co dzieje się w tejże instytucji jest więc konieczna dla właściwego bronienia właśnie naszego narodowego interesu.
Bulgot wulkanu
Zdominowanie przez nasze postrzeganie własnego interesu nie pozwala lub uniemożliwia dostrzeganie ciekawostek, które wykazują podskórną rewolucję w instytucjach europejskich. A tam dzieje się naprawdę wiele ciekawego. Ostatnie badania zlecone przez instytucje europejskie wykazały, że ponad 1/3 miejsc przyszłego Parlamentu Europejskiego zajmą ugrupowania europejskie czule nazwane „antyeuropejskimi”. Ten epitet w ustach niektórych stanowi zarzut tak ciężki jak faszyzm czy rasizm. Tymczasem skład tychże ugrupowań wskazuje co najwyżej na ich antyestablishmentowy charakter. Dominantą ich poglądów jest chęć ukrócenia zbyt rozległych wpływów na politykę UE ciał całkowicie antydemokratycznych, jak np. Komisja Europejska, pozbawionych mandatu demokratycznego ze względu na sposób powoływania ich do życia. Ostatnie wystąpienie premiera Włoch w Parlamencie Europejskim, a zwłaszcza debata po tym wystąpieniu dobitnie na to wskazała. Jednym z najbardziej krytykowanych stwierdzeń premiera Italii była teza o konieczności większego wysłuchania głosu zwykłych ludzi, czyli reprezentowania ich interesów, a nie interesów korporacyjnych politycznych ciał unijnych. Co ciekawe, tzw. ruch żółtych kamizelek we Francji, który również jest brany pod uwagę przy dzieleniu tortu europejskiego, wśród swoich postulatów ma nie tylko domaganie się ustąpienia E. Macrona z funkcji prezydenta Francji, lecz także zniesienie legalizacji homozwiązków nad Sekwaną. A to jest w sprzeczności chociażby z najnowszym raportem Parlamentu Europejskiego na temat realizowania przez państwa UE tzw. praw podstawowych. Widać więc dość jasno przepaść pomiędzy czapą instytucjonalną a mieszkańcami Europy nie tylko w kwestiach prozaicznych, jak podatki, lecz przede wszystkim w sferze kulturowej. Zaczyna narastać wrzenie podskórnej lawy.
Kwestia samca alfa
Badania wspomniane wcześniej wykazały, iż wśród partyjnych zwycięzców wyborów europejskich pierwsze miejsce przy podziale foteli w PE zajmie niemiecka CDU. Lecz tylko jedno miejsce mniej będzie miał włoski Ruch Pięciu Gwiazd, a trzecią siłą może okazać się polski PiS. Może ktoś powiedzieć, że np. 30 miejsc dla CDU wobec ponad 700 możliwych to nic nie znaczy. Otóż nie, ponieważ wskazywać będzie on siły wiodące we frakcjach PE i stanowić kartę przetargową w negocjacjach przy podziale miejsc komisarzy w Komisji Europejskiej. Osłabienie więc możliwego zwycięstwa ugrupowań antyestablishmentowych w europejskiej elekcji jest więc dla wierchuszki UE naczelnym zadaniem. W tym kontekście inaczej jawi się to wszystko, co dzieje się w Polsce i wokół niej. Trzymanie się jak pijany płotu przez Komisję Europejską oskarżenia naszego kraju przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, mimo ewidentnego braku podstaw do tej procedury, to dość jasny przykład tego. Najciekawszym jest fakt, że ewentualny wyrok TSUE zapadnie dosłownie w przededniu eurowyborów, czyli będzie próbą wpłynięcia na polski elektorat w kwestii ustanowienia polskiej reprezentacji w Parlamencie Europejskim. Podobnie rzecz ma się z cokolwiek „niefrasobliwą” wypowiedzią R. Biedronia, lidera powstającego ugrupowania „Wiosna”, który wyraził się dość jasno, iż wiele działań podejmowanych w rządzonym do niedawna przez niego Słupsku było finansowanych przez podmioty zza Odry. Nawet laik stwierdzi, że tam, gdzie pojawia się smycz ekonomiczna, nie tylko ratlerek jest łatwo przywoływalny do porządku, lecz również i pitbull. Zresztą nasza historia, chociażby XVIII-wieczna, doskonale zna finansowanie polskich polityków przez podmioty zagraniczne i efekt tych działań. Ograniczenie reprezentacji polskich ugrupowań z tzw. strony antyestablishmentowej jest na rękę tylko i wyłącznie europejskim technokratom i ich sponsorom (np. Niemcy), którzy będą mogli nadal prowadzić politykę narzucania ideologicznych rozwiązań wszystkim państwom, a zwłaszcza krajom tzw. Nowej Unii.
Który koń?
Swego czasu W. Młynarski śpiewał balladę o zaprzęgu złożonym z dwóch koni: potulnym i narowistym. Woźnica w celu wymuszenia właściwego kierowania wozem wszelki restrykcje kierował przeciwko temu potulnemu, aby pokazać narowistemu, co czeka go, gdy będzie zbytnio wierzgał. Tak tylko się zastanawiam, ale czy przypadkiem nie warto być owym narowistym? Potulny nie dość, że brał na siebie ciężar ciągnięcia całego wozu, to jeszcze obrywał razy za cały zaprzęg. A narowisty nie dość, że nic go nie dotykało, to jeszcze cieszył się wolnością. A i pazury wyleniałych kotów (władzy UE) łatwo może stępić jedno tupnięcie końskiego kopyta.
Ks. Jacek Świątek