Pewność przyszła podczas Pasterki…
Jestem tu od dziesięciu lat. Do Holandii przyjechałam w 2006 r. z Rzymu, aby pomóc czteroosobowej wspólnocie sióstr brygidek (z antycznej gałęzi zakonu) w Weert. Pojawiły się plany, aby zamknąć nasz klasztor i przebudować go na kompleks apartamentów do wynajęcia, jednak dzięki naszej obecności został uratowany i odnowiony zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Prowadzimy tu bardzo intensywne życie wspólnotowe; modlitwa liturgiczna i adoracja Najświętszego Sakramentu - ofiarowana jako zadośćuczynienie za rozłam w Kościele Katolickim w czasie Reformacji (XVI w.) - przeplata się z apostolatem, którym jest gościnność o charakterze ekumenicznym.
Zanim trafiła Siostra na zachód Europy, musiała najpierw wstąpić do zakonu brygidek. Dlaczego wybrała Siostra akurat to zgromadzenie?
Pochodzę z Radzynia Podlaskiego. Wychowałam się w rodzinie wierzącej i praktykującej. Wiara była dla mnie zawsze bardzo ważna. Prowadziłam normalne życie; jako nastolatka miałam wiele zainteresowań (teatr, śpiew, literatura). W parafii byłam zaangażowana w KSM i chór młodzieżowy, chodziłam też na piesze pielgrzymki do Częstochowy. W drodze do liceum czasami wstępowałam do kościoła św. Trójcy, aby spędzić kilka chwil przed Panem na modlitwie. Pewnego razu (miałam wtedy 17 lat) spojrzałam na tablicę z ogłoszeniami parafialnymi, w której wisiała ulotka informacyjna ze zdjęciem siostry brygidki. Zainteresował mnie jej habit. Czegoś takiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam! Siostry brygidki na czarnym welonie noszą koronę w kształcie krzyża, z pięcioma czerwonymi punktami, które symbolizują rany Chrystusa. Zapisałam sobie adres, z myślą, by odwiedzić te siostry, gdy będę w Częstochowie. Szybko jednak o tym zapomniałam. Po maturze chciałam studiować psychologię, ale mi nie wyszło. Poszłam na zaoczną teologię w Siedlcach. Studia rozbudziły we mnie wiele pytań co do mojego dalszego życia. ...
Agnieszka Wawryniuk