Komentarze
Piekielna poniewierka?

Piekielna poniewierka?

Przedwyborcza kampania zaczyna nabierać rumieńców. Stawką jest nie tylko odsunięcie jednych, a dojście drugich do władzy, lecz przede wszystkim ustalenie wizji państwa na wiele lat.

Świadomość stawki tej rozgrywki sprawia, że każda ze stron sporu politycznego sięga po coraz cięższe argumenty i zaczyna używać coraz silniejszych środków oddziaływania, wśród których najważniejszym wydaje się wpędzenie ludzi w istny dygot strachu. Rozedrgane społeczeństwo jest przecież najlepszym miejscem do podejmowania decyzji nagłych, nieracjonalnych, a podsycone emocje stają się doskonałym łowiskiem dla hochsztaplerów politycznych, podobnie jak mętna woda ogłupia ryby i wpuszcza je w pułapki łowczych. Nic więc dziwnego, iż właśnie w przededniu takich czy innych elekcji  podejmowane są różnego rodzaju akcje, których celem jest oczywiście tylko i wyłącznie „dobro ludzi”, choć polityczne kalkulacje wyzierają z każdej strony. Powie ktoś, że do tego można się w tzw. demokracji liberalnej przyzwyczaić. Otóż nie za bardzo. Istotą  bowiem życia społecznego w ramach struktury państwowej jest pozyskanie zasadniczej stabilizacji egzystencji. 

Oznacza ona nie tyle brak konieczności zabiegania o własne utrzymanie czy też zniwelowanie konkurencyjności pomiędzy poszczególnymi członkami społeczeństwa, gdyż to byłoby zabójcze dla samej kondycji człowieka, ile raczej swoiste bezpieczeństwo w długiej perspektywie, nawet powiedziałbym dziejowej. Człowiek żyjący w państwie jest w stanie zaakceptować sinusoidę własnego losu, która raz daje mu miejsce na topie, a w innym momencie, zwłaszcza tym dołowym, wymusza podejmowanie starań o własne sprawy z nadzieją na tzw. lepszą przyszłość. Społeczne rozedrganie odbija się najczęściej w prostym zdaniu: „Co będzie dalej?” lub też w sławetnym już pytaniu hodowcy pewnego warzywa: „Jak żyć?”. Brak owej perspektywy związanej z jakąś wizją przyszłości jest największym lękiem społecznym, a ten właśnie popycha społeczeństwo w stronę egzotycznych wręcz wyborów. Nie bez znaczenia jest również stan orientacji społecznej ludzi stanowiących populację państwa. Sterowanie tytułami prasowymi i paskami informacyjnymi w telewizjach stanowiących dla wielu często jedyny kontakt z informacją powoduje skracanie przekazu informacyjnego, a co za tym idzie wprowadza na grząskie piaski ideologicznych ustawek. Ideologicznych nie tylko z powodu, iż ich podstawą jest ukierunkowane i redukcjonistyczne ujmowanie świata, lecz również, a może przede wszystkim z tego, że -zawieszając racjonalną ocenę sytuacji – wyprowadzają swoje tezy i sposoby działania z marzeń i tzw. silnych przekonań, zezwalając na czasowe zawieszenie tego, co nazywamy moralnością. Mówiąc krótko: ideologiczność tych ustawek zawarta jest w przekonaniu, iż coś mi się należy i w dochodzeniu do tego mam prawo użyć wszystkich środków, nawet takich, które mogą zniszczyć lub przynajmniej narazić na niebezpieczeństwo los drugiego człowieka.

 

Przykłady pociągają

Pewnym, choć trochę kulejącym przykładem w tym zakresie jest ogłoszony przez związki zawodowe strajk w oświacie. Od dłuższego już czasu trwa spór pomiędzy nimi a Ministerstwem Edukacji Narodowej o wysokość wzrostu wynagrodzeń w szkolnictwie. Spór ten dotyczy przede wszystkim szkół prowadzonych przez samorządy, ponieważ placówki prywatne rządzą się w kwestiach płacowych Kodeksem pracy. Na kanwie ostatnich zapowiedzi rządu o możliwościach sfinansowania nowych programów społecznych konflikt rozgorzał na nowo. Każda ze stron podaje swoje wyliczenia proponowanych zmian w wynagrodzeniach. Różnica między nimi to rozbieżność pomiędzy 9,5 a 14,5 mld złotych. Wystarczy jednak tylko przyjrzeć się tym sumom, by dostrzec, iż podana najmniejsza kwota owej podwyżki stanowi dziesięciokrotność przywrócenia połączeń autobusowych, które dają możliwość dotarcia do większych miejscowości osobom nieposiadającym własnych środków lokomocji, równowartość obniżenia podatku o 1% i podwyższenia kwoty wolnej od podatku, 90% dodatku dla emerytów oraz 50% rozszerzenia programu 500+. Można więc powiedzieć, że w tym wypadku z czegoś należy zrezygnować. Rzecz jednak nie w bilansach, bo to jest kwestia ekonomistów. Mnie zastanowiła inna sprawa, a mianowicie łatwość szafowania ludzkim losem oraz nieetyczność podejmowanych działań. Jeśli bowiem do strajku dojdzie w czasie egzaminów (nieważne których), to najbardziej poszkodowanymi stają się… uczniowie. Przypomina to sytuację, gdy lekarz w finalny etapie operacji odchodzi od stołu operacyjnego, bo właśnie podjął strajk. Każdy krzyknie, że to niemoralne. Ponadto propozycja, by nauczyciele na czas strajku brali zwolnienia L4 oznacza, iż z jednej strony narażają się na zarzut kłamstwa, z drugiej przypomina to formę korupcji lekarzy, którzy w imię solidarności z jakąś grupą społeczną będą wydawali fałszywe zwolnienia. Staje się to o tyle niebezpieczne, że dochodzi do złamania również sumienia nauczycielskiego, ponieważ jednym z obowiązków w najbardziej dzisiaj bronionej przez związki zawodowe Karcie Nauczyciela jest: „dbać o kształtowanie u uczniów postaw moralnych”. Doraźność efektu nie usprawiedliwia żadnego działania, jeśli jego koszt zaowocuje w przyszłości tąpnięciem moralności społecznej.

 

Tytułem wyjaśnienia

Nie jest moim zadaniem ani też wyznaczonym sobie celem ocenianie konieczności podwyżek w oświacie. Być może są one niezbędne. Duża część nauczycieli skarży się, iż musi brać zajęcia dodatkowe, by utrzymać się na jakimś poziomie. Z drugiej strony nie rozumiem zajadłości w zwalczaniu przez związki zawodowe elementów kontroli nad pracą nauczyciela ze strony pracodawcy (państwa czy samorządu), bo skoro ktoś przekazuje pieniądze, to powinien również mieć możność ocenienia danego nauczyciela i jego pracy. Zbyt wiele w tym wszystkim sprytu, a za mało rzetelności. Znamiennym jest jednak, że sam strajk odbywać ma się w przededniu wyborów do parlamentu europejskiego. Nie jestem przekonany o przypadkowej zbieżności dat.

Ks. Jacek Świątek