Piękna i trudna droga
Droga jest ekstremalna, ponieważ trzeba pokonać nawet 40 km w nocy, samotnie lub w niewielkiej grupie, bez rozmów, do tego w zmiennych warunkach atmosferycznych - czasem po bezdrożach, w błocie albo po piasku. Uczestnik Ekstremalnej Drogi Krzyżowej w Arizonie wynotował niebezpieczeństwa, które czyhają na trasie. Napisał: „W nocy zimno, trasa dostępna jedynie pieszo lub konno, węże, pumy i kilka innych fajnych zwierzaków”. A jak było na naszych diecezjalnych szlakach? W rozważaniach EDK czytamy: „Jezu, lubię wygody. Przyzwyczaiłem się do nich. Pomóż mi otworzyć się na zmianę. Pomóż mi wychodzić ze znanego mi świata. Pomóż mi odnaleźć pełnię życia”. Na wyjście z komfortu, na zmierzenie się z własnymi słabościami i trudami szlaku zdecydowało się w tym roku wiele osób, mimo że to czas pandemii wymuszającej ograniczenia i skłaniającej raczej do pozostania w domu. Tradycją EDK stało się, że każdy uczestnik niesie ze sobą krzyż. To zaproszenie do zjednoczenia z Jezusem cierpiącym, ale i do podjęcia wędrówki z krzyżem swojego życia.
19 marca na trasy z Parczewa wyszło ok. 300 osób, choć zapisało się znacznie mniej, bo 164. Swoją drogę wybrała też Monika Stolarczyk, która o EDK dowiedziała się dosłownie tydzień wcześniej. – Bóg chciał, bym wzięła w niej udział, za co jestem Mu bardzo wdzięczna – wyznaje. – Nie spodziewałam się, że będzie aż tak ciężko: ból pleców i nóg był okropny. W najgorszych momentach przychodziły myśli: po co mi to było, już nigdy więcej, na pewno nie dojdę…, ale Jezus, Maryja i Duch Święty dodawali mi sił, prowadzili do ostatniej stacji, a modlitwa różańcowa pomagała nie myśleć o bólu. Dzisiaj wiem, że to nie był ostatni raz, że warto żyć ekstremalnie, że warto żyć dla Boga, i gdyby nie to, że nie dałabym rady – chociaż z Bogiem wszystko jest możliwe – wyruszyłabym za tydzień z innej miejscowości. Dla Boga, dla czasu z Nim było warto. To niezapomniane 11 godzin – mówi.
Droga ma moc
26 marca z błogosławieństwem ks. Adama Haraszczuka wyruszyła EDK z kościoła św. Mikołaja w Lubieniu. Do wyboru były trzy warianty: 41-kilometrowa trasa św. Mikołaja, 48-km trasa Matki Bożej Królowej Rodzin oraz Matki Bożej Pocieszenia – 30 km. Wyruszyło 65 osób, aby w trudzie, zmęczeniu, milczeniu, w ciemnościach, rozważając stacje Drogi krzyżowej, spotkać Pana i rozpocząć przemianę życia. W nocy z 26 na 27 marca na trasie byli też uczestnicy łukowskiej VII EDK – w sumie ok. 150 osób, a sama kolumna pieszych miała ponad 2 km długości. Wsparciem służyli druhowie z OSP z Gręzówki. W tym samym czasie w kościele Przemienienia Pańskiego trwała całonocna adoracja.
Na EDK w Sulbinach zapisało się niemal 600 osób. Dzieląc się świadectwem, jedna z uczestniczek napisała: „Idziemy we dwie. Tylko we dwie. Posuwamy się do przodu, może niezbyt szybko, ale równym spokojnym krokiem. (…). Idziemy od stacji do stacji. Długości nie mierzymy kilometrami, tylko ciężarem myśli. Jest stacja III. Pierwszy upadek pod krzyżem. Czytamy rozważania półgłosem. W ciszy słowa nabierają szczególnej mocy. Wstrząsają mną słowa „dawanie nic nie znaczy”. Dociera do mnie głęboki sens słów – „wzięcie na siebie problemów innych to jest coś” i rozumiem w tej chwili, że taka jest moja życiowa droga ekstremalna. Żeby pomagać innym, trzeba wyjść ze swojego domu, ze swojego dobrego wygodnego życia, z cienia. Czasami wejść na dobrze oświetlone, widoczne z daleka i dla wielu miejsce”. I dalej, na zakończenie: „Mnie pozostaje iść drogą, którą mi podpowiada wewnętrzny głoś. Mój wybór. Tak jak Jezus – On wybrał! On sam zdecydował. To wszystko to są trudy. Jezus niósł je na swoim Krzyżu i za mnie. Upadł i to dowodzi, że nie jest łatwo. On wstał i poniósł swój i mój ciężar dalej. On mi pokazał, jak się podnosić, jak nie poddawać się. EDK, niezależne od przebytych kilometrów, ma swoją moc. Pozwala odnaleźć radość w upadku”.
Nie doszli do końca
26 marca wyruszyła piąta siedlecka EDK, w sumie ok. 180 osób. Trzy trasy zostały przygotowane przez wolontariuszy Szkoły Nowej Ewangelizacji. Lider rejonu siedleckiej EDK, członkini Wspólnoty Jednego Ducha Patrycja Żurawska szła po raz czwarty. I choć nie ukończyła wędrówki, dzieli się radością uczestnictwa, a także organizacji wydarzenia. – Postrzegam to jako błogosławieństwo i spełnienie marzeń. Dzięki przygotowaniu i sprawdzeniu tras dostępnych dla uczestników ponad setka osób mogła przejść EDK – zaznacza. Na co dzień, pracując jako fizjoterapeuta, pani Patrycja ma okazję wspomagania innych nawet w najprostszych czynnościach. EDK pokazała, że pomoc świadczona innym ludziom to istotna część życia. – Na trasie doświadczyłam tego, że droga w nocy, w trudzie, przynosi błogosławieństwo i zmienia życie – mówi.
Matce Bożej Kodeńskiej powierzyła tegoroczną drogę Ewa Prokurat, która po raz kolejny wyszła na szlak. – Pierwszy raz, w 2016 r., szliśmy rodzinnie z Rembertowa do Loretto. W tym roku miałam iść z mężem na siedlecką EDK, ale trzy dni wcześniej okazało się, że musi pozostać w domu. Zawierzyłam swoją drogę Maryi i mimo wielu zajęć wszystkie obowiązki udało mi się wykonać w piątek, do 19.00 – opowiada pani Ewa. Siedlecką niebieską trasę św. Ignacego Loyoli przemierzała z kolegą, który jednak nie był dość silny, aby dokończyć EDK. – Doszliśmy do trzeciego upadku Chrystusa, dalej kolega nie mógł już iść. Nie mogłam go zostawić w połowie drogi. Zadzwoniłam po męża, który przyjechał samochodem i nas zabrał. Tak, jak w poprzedniej edycji ktoś zrezygnował z drogi, aby mną się zająć, bo nie dawałam rady, tak teraz to ja – mimo że byłam w bardzo dobrej kondycji – zakończyłam wcześniej EDK z uwagi na słabszego – wyznaje. Rozważania odczytali do końca. – Przemówiły do mnie słowa o dojrzałości emocjonalnej oraz te o babci, które przypomniały mi moją – osobę cichą, nienarzucającą się, a przy tym czyniącą wokół siebie dużo dobra. Kolega czytał te rozważania i usłyszałam, że i jemu głos się załamał. Wzruszające były też słowa o weryfikowaniu swojego życia i pracy, aby pozostać pięknymi ludźmi – zauważa pani Ewa. Jak mówi, EDK pokazuje kruchość natury ludzkiej, uczy przełamywania swoich słabości i zawierzenia Bogu. – Jezus powstawał. Musiał iść. Ja też muszę – dodaje.