Pięknie gracie, Wojtuś!
Znawcy zasiadający w jury w konkursach, w których zdobywa główne nagrody, mówią, że ma swój styl. Ale A. Wojtuś skromnie tłumaczy, że nic szczególnego nie robi, żeby odróżnić swoją grę od innych wykonawców. Zna nuty - od 44 lat śpiewa w chórze przy parafii Podwyższenia Krzyża Świętego - ale gra z pamięci. Pytany o zalety instrumentu, cytuje wiersz kolegi po fachu - Franciszka Kobryńczuka: „Jedni mają klarnet, puzon, flet, kontrabas albo skrzypce.// Ja mam harmonijkę ustną i gram na tej harmonijce.// Inni swoje instrumenty noszą w wielkich futerałach.// Z harmonijką nie mam biedy: wejdzie w kieszeń, bo jest mała.//
Harmonijka wygra wszystko, co odzywa się wokoło:// głosy ptaków, szmery listków – rzewnie albo na wesoło.// Nie zamieniłbym się z nikim na fortepian lub pianino.// Z mojej harmonijki ustnej najpiękniejsze dźwięki płyną”.
Zaczęło się od… śniegu
Na tym, że gra na harmonijce ustnej stała się pasją jego życia, zaważył 23 grudnia 1957 r. – Miałem dziesięć lat. Przed Bożym Narodzeniem, jak to dzieci, czekaliśmy na śnieg. Mój starszy brat założył się z kolegą zza płotu o to, czy na święta będzie biało, czy nie. Stawką było 5 zł. W wygraniu zakładu pomógł mu nasz tata: wyszedł na pole, pochodził pół godziny, a kiedy wrócił, oznajmił: „Ja przez portki czuję, że śnig spadnie!”. Kilka godzin później zaczęło padać. Brat wygrał zakład, ale zamiast pieniędzy kolega dał mu harmonijkę ustną, trochę rozstrojoną. Była to polska harmonijka „Harcerz” wyprodukowana w Częstochowie. Brat schował zdobycz do szuflady. A ponieważ bardziej niż gra interesowało go randkowanie z dziewczynami, ukradkiem wyciągałem ją i próbowałem grać – wspomina A. ...
Monika Lipińska