Pierwszy atak lotniczy na Siedlce
Tego dnia rosyjski generał Aleksiejew wydaje rozkaz odwrotu na linię Łomża - Ostrów Mazowiecka - Węgrów - Jedlanka - Kock - Ostrów Lubelski - Opalin - Turyjsk. Do Siedlec tymczasem dotarła fałszywa wiadomość, że Niemcy zajęli Warszawę. 4 sierpnia oddziały niemieckie na zachodzie zajmują Dęblin, a na południu rozwijają ofensywę na Lubartów i toczą zacięte walki o wieś Tarnów k. Wereszczyna. 5 sierpnia Niemcy rzeczywiście zajęli Warszawę lewobrzeżną do Wisły. Tego dnia zaczęła się realizacja rosyjskiej doktryny wojennej „Taktyka spalonej ziemi”. Polegała ona na tym, że w ręce Niemców nie mogli się dostać ani cywile, ani ich dobytek. Wojsko miało palić zboże na pniu, jak również domy i gospodarstwa. Ponieważ ewakuowana ludność nie mogła już się dostać do zatłoczonej linii kolejowej Warszawa - Brześć, tysiące furmanek z załadowanym dobytkiem rozpoczęło przymusowy marsz na wschód.
6 sierpnia Rosjanie stawiają zacięty opór w bitwie pod Lubartowem. Tego dnia Siedlce przeżyły pierwszy w historii nalot bombowy. O 0.30 w nocy, korzystając z pogody, niemiecki sterowiec Zeppelin zrzucił w Siedlcach ok. 30 bomb. Spadły one na stację kolejową, halę targową pełną koni taborowych i na okoliczne tereny. Tak o tym zapisała Anna Kahan: „Nagle rozlega się eksplozja. Wybiegamy na zewnątrz. Strzały i huki. Jeden za drugim. Ludzie biegają w piżamach. Wyciągają szyje do góry, nasłuchują. Warkot motorów. Ciągłe huki. Po każdym płomienie na niebie. Bomby? Czy oni zrzucają bomby? (…) Wreszcie jest po wszystkim. Ciemne nocne niebo rozświetla się gwiazdami”.
Okazało się, że Niemcy dowiedzieli się, iż w Siedlcach kwateruje sztab rosyjskiego dowódcy frontu północno-zachodniego gen. Aleksiejewa i postanowili go zbombardować. Wprawdzie sztab nie poniósł strat, ale jeszcze tej samej nocy opuścił w pośpiechu Siedlce. Kupiec – ojciec Anny Kahan miał szczęście. Bomba zrzucona na stację kolejową spadła blisko miejsca, gdzie pilnował swych bagaży. Tak wspominał to wydarzenie: „Zrobiła w ziemi dziurę wielkości człowieka. Biegłem przerażony. Pożary, eksplozje, bryzgające szczątki, krzyczący mężczyźni, martwi, ranni. Pobiegłem do lodowni. Wpadł na mnie żołnierz. Plecy miał poranione, lała się z niego krew. Pociągnąłem go za sobą i wtedy eksplozja wyrwała drzwi. Zmarł po kilku minutach”.
Rano 7 sierpnia, w sobotę, można było ocenić straty w Siedlcach. W budynku, w którym mieszkała Żydówka Fajgenbaum, wyrwało wszystkie okna razem z ramami. Wiele kamienic w pobliżu stacji zostało zburzonych. Jedna z bomb spadła blisko żydowskiego szpitala, pozostawiając dziurę wielkości domu – odnotowała Anna Kahan. Poszkodowana panna Fajgenbaum relacjonowała jej, że gdy wyszła po nalocie, widziała jakieś ciało bez głowy, dalej trzech martwych żołnierzy, którzy w momencie wybuchu bomby grali w karty. Wciąż siedzieli, opierając się o zawaloną ścianę, z kartami w dłoniach. Z oddali wyglądali jak żywi. Z kolei ojciec opowiadał Annie Kahan, że było ok. 30 ofiar śmiertelnych i wielu rannych. Zabito wiele koni. Tory kolejowe zostały uszkodzone i trwały naprawy. Tego dnia pojawiły się także rosyjskie samoloty, które zaczęły patrolować niebo.
7 sierpnia armia niemiecko-austriacka arcyksięcia Józefa Ferdynanda zajęła Lubartów. Także tego dnia rozpoczął się wywóz rodzin urzędniczych z Łukowa do Brześcia. Nieliczni tylko wiedzieli, że sprzymierzeńcom udało się wbić klin 20 km w głąb pozycji rosyjskich na północny zachód od Lubartowa i że wzięto tam ok.6 tys. jeńców. 25 Korpus rosyjski i 6 korpus syberyjski rozpoczęły szybki odwrót na linię Tarło – Ostrów Lub. Specjalne oddziały wojsk rosyjskich palą już wioski 25 km na południowy wschód od Parczewa. Jak wyglądała realizacja taktyki spalonej ziemi, można się przekonać ze wspomnień Grzymisława Krassowskiego. „7 sierpnia nadeszły specjalne oddziały wojskowe, które zaczęły palić wieś Pieszą Wolę późnym wieczorem. Palić zaczęto od strony Sosnowicy. Nikt nie myślał, że to palenie będzie przeprowadzane tak systematycznie. W nocy obudziła mnie siostra, mówiąc, że ogień jest już blisko. Wyszedłem w koszuli na balkon dworu, ale tak byłem zmęczony i zaspany, że zobaczywszy ogień na wsi o ćwierć kilometra od dworu, powiedziałem, że jeszcze daleko i poszedłem spać. Z czworaków pracownicy wywieźli zawczasu swój majątek 3 km dalej do folwarku Ludwiczyn, leżącego za linią okopów. W majątku nocowaliśmy tylko ja i siostra”.
Według relacji Krassowskiego w niedzielę rano 8 sierpnia okazało się, że ogień nie doszedł jeszcze do końca wsi Pieszowola i dworu, gdyż we wsi była przerwa między budynkami wiejskimi i ogień tam wygasł. Dalszym rankiem tego dnia Rosjanie ponownie rozpoczęli palenie. Kończono wieś i zaczęto palić folwark zbudowany porządnie i dostatnio. Budynków było dużo, ogromna stodoła pełna zboża, murowany spichlerz i obora oraz gorzelnia, słodownia i stajnia. Rzeczy z dworu nie były wywiezione, ponieważ nie było ich gdzie wywieźć. Zrobiono tylko spis wyposażenia, gdyż rząd rosyjski zapowiedział, że za wszystko zapłaci. „Jako młody gospodarz wierzyłem zapewnieniom władz. Musiałem asystować przy podpalaniu własnych budynków i podpisać protokół spalenia. Największy żal mnie ogarnął, gdy zapalono dwór, w którym się urodziłem, postawiony przez ojca 40 lat przedtem (…) Spalono wszystkie budynki, nie wyłączając nawet bud dla psów podwórzowych. Budynki murowane rozbijano oskardami, ponieważ Rosjanom brakowało dynamitu do wysadzania” – wspominał Krassowski.
Józef Geresz