Komentarze
Pieśń ujdzie cało

Pieśń ujdzie cało

Lubię Autobiografię Perfectu. Dobrze się ją śpiewa. Wiem, że znają ją też dzisiejsi nastolatkowie. Być może takie racje spowodowały, że Zbigniew Hołdys, autor muzyki do tego pokoleniowego hymnu sprzed kilkudziesięciu lat, postanowił przemówić do młodych, aby wyzwolić ich z bezczynności i marazmu, jakim od pewnego czasu (czytaj: od ostatnich wyborów) niesłusznie podlegają.

Poruszony do żywego wyrecytowanym przez trzy amerykańskie licealistki wierszem oskarżycielskim skierowanym do starszego pokolenia, Hołdys zapłonął.

Ogniem szczerym, jasnym i strzelistym. Zapragnął być głosem młodzieży. Jej wybawcą. Empatycznym przyjacielem przejętym beznadzieją młodych ludzi, którzy „nie dają głosu, bo nikt ich nie słucha. Wszyscy tylko czegoś od nich chcą.” Hołdys ma dobre serce, więc dzieli się z młodymi swoim doświadczeniem z czasów, kiedy – według niego podobnie jak dziś – publiczna telewizja kłamała, a niepokornych wyrzucano ze szkół. Ale mimo to, a może właśnie dlatego, młodzi stworzyli swój świat. Swój język, swoich artystów, swoich odbiorców. Hołdys jest przekonany, że dzisiejsze pokolenie 16-25-latków powinno powtórzyć tamten schemat. Stąd serdeczny apel rockmana o założenie przez nich nowego świata. Bo sytuacja jest poważna. Może nawet gorsza niż za czasów jego pierwszej młodości. Coś niedobrego się dzieje, degrengolada wszystko wokół pożera. „A przecież to wasza ziemia i tu będziecie żyć” – patetycznie i patriotycznie przekonuje muzyk. Niechże więc młódź ojczysta da głos. Najlepiej na modłę wspomnianych wyżej Amerykanek. Niech popełni zbuntowany przeciwko starym, pełen zarzutów wiersz albo chociaż jakiś odpowiedni (zaproponowany przez Hołdysa) wykona. Zatroskany jej losem mentor gwarantuje pomoc podczas prób i scenę – może nawet wielką. Niech tylko ktoś stworzy albo przynajmniej się odważy zaśpiewać pieśń. Protest song jakiś. Przeciwko tej tragicznej rzeczywistości. Niech nagra ją na smartfona, a już Hołdysa w tym głowa, żeby udostępnić utwór milionom w internecie. Jeszcze lepiej byłoby zaśpiewać ją podczas jakiejś masówki. Najlepiej tej prowadzonej przez Schetynę i Petru.

Nie wiadomo, czy się Hołdys wypalił, czy może tylko rozleniwił i sam pieśni napisać nie może. Faktem jest jednak, że apel ma charakter dramatyczny. To nie byłoby jeszcze takie najgorsze – w końcu wypalenie, niemoc twórcza może dotknąć każdego. Ale wygląda to tak, jakby Hołdys chciał być nie tylko starszym bratem, ale i rówieśnikiem dzisiejszej młodzieży. A jako rockman filozofujący wie zapewne, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Nie to pokolenie, nie ten klimat, nie ten świat.

Przerażenie muzyka i jego, nazwijmy to delikatnie, niechęć do aktualnej władzy są już powszechnie znane. Nieustanne poszukiwanie analogii pomiędzy dzisiejszą a PRL-owską rzeczywistością też. Szkoda, że nie widzi jej w swoim wystąpieniu – w szukaniu „wiarygodnego ochotnika”, który na wiecu deklarację przeczyta, a jeszcze lepiej – wyśpiewa. Mimo wszystko Hołdys – choć i bez matury – jest mądrym człowiekiem i wie, że co jak co, ale „pieśń ujdzie cało”.

Anna Wolańska