Historia
Plany Dybicza i los zajętego Podlasia

Plany Dybicza i los zajętego Podlasia

Pod koniec marca 1831 r. feldmarszałek Dybicz otrzymał uzupełnienia z głębi Rosji w postaci 14 tys. żołnierzy i 39 dział. Już 27 marca w Międzyrzecu była obecna II brygada 2 dywizji huzarów (1,6 tys. szabel) z 12 działami, w Białej Podl. 2 brygada z 1 dyw. uł. (1,6 tys. szabel) z ośmioma działami.

31 marca w Siedlcach stawić się miał baon grenadierów (1 tys. bagnetów i baon saperów (747 bagnetów) z trzema działami, a 3 kwietnia 1 brygada z 1 dyw. uł. (1,6 tys. szabel) z 8 działami, 1 brygada z 3 dyw. grenadierów (3,6 tys.) z ośmioma działami. 1 kwietnia spodziewano się w Brześciu III brygady z 7 DP (3 tys. bagnetów). Otrzymawszy te posiłki wódz rosyjski zamierzał wznowić działania zaczepne poprzez marsz sił głównych na południe, nad Wieprz, aby następnie przeprawić się na lewy brzeg Wisły i stoczyć tam decydującą bitwę z armią polską.

Od rana 29 marca korpusy głównej armii rosyjskiej zmierzały ściśle wytyczonymi szlakami nad Wieprz. Pułki 1 korpusu piechoty z Parysowa, Garwolina, Łaskarzewa, Osiecka i Karczewa – przez Rudę Talubską, Miastków Kościelny, Łaskarzew, Maciejowice, Kłoczew, Korytnicę i Stężycę; grenadierzy z Latowicza, Siennicy (główna kwatera Dybicza), Stoczka – przez Osiny, Radoryż, Okrzeję, Gwardia W.Ks. Konstantego z Woli Gułowskiej do Kocka, gdzie podążała także artyleria rezerwowa z Łukowa. Dybicz zakładał, iż siły przeznaczone do przeprawy dotrą do Wieprza w trzecim dniu, tj. do 31 marca, a na początku kwietnia przeprawią się przez Wisłę w rej. Tyrzyna i ruszą na Warszawę. Wzdłuż szosy siedleckiej pozostał VI korpus gen. Rosena, który liczył ok. 18 tys. żołnierzy i 49 dział (w tym 13 tys. piechoty i 5 tys. kawalerii). Był on rozproszony na znacznym obszarze między Wawrem, Ruczajami, Stanisławowem i Mińskiem. W tyle korpusu znajdowały się oddziały podległe Naczelnikowi Wojennemu Woj. Podlaskiego gen. Pęcherzewskiemu, m.in. w Siedlcach 1,3 tys. żołnierzy, w Węgrowie 507 sołdatów, także pewna liczba żołnierzy do ochrony lazaretu i magazynu w Konstantynowie.

Na podbitym terenie Rosjanie dopuszczali się ogromnych łupiestw. Według informacji podanych przez Piotra Lasockiego z obwodu radzyńskiego, wskutek rekwizycji, od początku kwietnia 1831 r. nie było żadnych zapasów zboża w ziarnie i w snopie o parę mil od traktów do Radzynia, Łukowa i Łysobyków oraz we wszystkich wioskach w pobliżu Kocka. Wojska rosyjskie opróżniły nie tylko spichlerze i stodoły, ale nawet zabierały zboże ukryte w dołach, a ze spiżarń leguminy, tłuszcz i sól. Ziemianie mało co zasiali na wiosnę, włościanie jeszcze mniej. Kock został zupełnie spustoszony: wszystkie parkany, płoty, a nawet niektóre domy i stodoły, porąbano i popalono, resztę zaś użyto na barykadowanie szańców miasta. Żaden ogród nie został zasadzony. „Miasto Kock to zwaliska jak gdyby opuszczone przez mieszkańców… Nieustanne podwody pod transport magazynów, bagażów, lazaretów, nigdy nie były odpuszczane (ani sprzężaj, ani woły). Ludzie niekiedy byli uwalniani, albo też sami uciekali, będąc głodem morzeni”.

Żołnierze rosyjscy w Międzyrzecu nie tylko rekwirowali, ale aby się ogrzać również rozbierali i palili płoty i zabudowania. Nawet na cmentarzu grzebalnym brama frontowa, furtki i filary zostały użyte na opał, a topole przy drodze do kaplicy wycięte. 13 gospodarzom rozebrano i zniszczono budynki.

Podobne spustoszenia były w Białej Podl., gdzie tylko w samej Akademii Bialskiej przeznaczonej na lazaret Rosjanie spalili i zrąbali 15 fur drzewa, zabrali 15 korców ziemniaków, potłukli 18 okien, zniszczyli statki kuchenne, szafy, beczki, półki, popalili drzwiczki od pieców, drzwi od chlewów, zużyli wszystkie świece. W Siedlcach Rosjanie zniszczyli bibliotekę Szkoły Wydziałowej, Bibliotekę Trybunalską oraz szereg bibliotek prywatnych, twierdząc, że „rozumy w księgach zrobiły bunt w kraju polskim”. Na ogrzanie się, czyli spalenie, rozebrali 25 budynków, w tym cztery domy mieszkalne, dziewięć stodół i obór, spichlerz, młyn i karczmę, a szereg domów zostało ogołoconych z podłogi, okien, wszelkich sprzętów i kosztowności, nie mówiąc już o parkanach ogrodzeniach i piwnicach. Na przenoszenie się z miejsca na miejsce potrzebne były zezwolenia władz okupacyjnych, które trudno było uzyskać. Wielką nadzieję pokładano w polskich komitetach kolaboranckich. Dla przykładu, Rosjanie nałożyli na powiat węgrowski obowiązek dostarczenia określonego kontyngentu, żywności i paszy. Rozkładem i ściągnięciem tego zajmował się specjalny komitet wybrany przez ziemian. Jego prezesem został Stanisław Dunin Sulgostowski. Mieszkańcy widzieli w tym komitecie – jak zapisano – „ocalenie okolic od dalszej gwałtowności i rabunków żołdactwa”. Szacuje się, że w całym województwie podlaskim do wiosny 1831 r. Rosjanie rozebrali i spalili ok. 700 zabudowań. Najgorszy był los tych posesji, gdzie właściciel lub lokator porzucił swoją posiadłość i ewakuował się. Dybicz zażądał bowiem od kolaboranckiej KWP dokładnego spisu właścicieli ziemskich z całego województwa, „którzy opuścili majątki i udali się z armią buntowniczą” na zachód. J.U. Niemcewicz pod datą 31 marca zapisał: „Ze strony naszej wojna o uwolnienie się od tylu ucisków sprawiedliwą jest, lecz ze strony cara? Możnaż przez zaciętą dumę upierać się przy samowładztwie swoim, wygubiać nas i swoich, nie odstępując od wyrzeczonego słowa: „Zdajcie się na łaskę”.

Józef Geresz