Historia
Źródło: Arch
Źródło: Arch

„Płomień” odzyskał tożsamość

W połowie czerwca w Pałacu Prezydenckim w Warszawie odbyła się uroczystość wręczenia not identyfikacyjnych rodzinom ofiar totalitaryzmu. Wśród bohaterów z bezimiennych grobów był pochodzący z Kąkolewnicy Jan Grudziński „Płomień” - żołnierz AK i WiN.

- Uroczystość wręczenia not identyfikacyjnych to wyjątkowy moment w pracy naszego biura. To zwieńczenie szeregu działań historyków, archeologów, logistyków i genetyków, którzy każdego dnia podejmują wysiłek, aby odnaleźć, a następnie zidentyfikować tych, którzy przed laty zostali pochowani w bezimiennych mogiłach i skazani na zapomnienie oraz pogardę. Dziś, kiedy możemy w tak wyjątkowym miejscu, przy udziale władz państwowych, wręczyć rodzinom dokument potwierdzający tożsamość ich bliskich, czujemy, że nasza praca ma szczególny sens - mówił w Pałacu Prezydenckim prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej, kierujący pracami Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN.

Żmudne poszukiwania

 

Jednym z tych, którym przywrócono tożsamość, jest J. Grudziński „Płomień”, pochodzący z Kąkolewnicy żołnierz AK – WIN. – Jego szczątki zostały odnalezione na cmentarzu rzymskokatolickim przy ul. Unickiej w Lublinie w trakcie prac ekshumacyjnych przeprowadzonych przez specjalistów z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN w listopadzie 2018 r. Spoczywały na głębokości przeszło 2 m, pod współczesnym grobem. Ustalenie miejsca tajnego pochówku było możliwe dzięki żmudnym badaniom archiwalnym – podkreśla Artur Piekarz, p.o. naczelnik oddziałowego Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN w Lublinie. Poszukiwanie miejsc pochówku rozpoczyna się od kwerend w materiałach aparatu bezpieczeństwa, sądów i prokuratur, przegląda się księgi cmentarne, gromadzi relacje świadków.

 

Bezimienna mogiła

30 marca 1948 r. Grudziński został skazany na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Lublinie. Wyrok wykonano 7 czerwca 1948 r. w podziemiach budynku administracyjnego więzienia na Zamku w Lublinie. Jego ciało wywieziono później potajemnie na cmentarz i pochowano w bezimiennym grobie. – Należy podkreślić, że – w przeciwieństwie do np. Cmentarza Osobowickiego we Wrocławiu czy Powązkowskiego w Warszawie – na lubelskim cmentarzu przy ul. Unickiej nie wyodrębniono oddzielnej kwatery więziennej. Od początku 1945 r. ofiary chowano potajemnie w świeżo przygotowanych dołach pod bieżące pochówki. Nie były one potem ewidencjonowane i przez lata funkcjonowały jako bezimienne, „dzikie” i nieopłacane mogiły. Zostały w większości zlikwidowane na przełomie lat 60 i 70, gdy na wspomnianej nekropolii zabrakło miejsca pod nowe pochówki – tłumaczy A. Piekarz, dodając, iż obecnie w miejscach pierwotnych, ziemnych mogił znajdują się nowe, przeważnie murowane nagrobki. Większość ofiar spoczywa właśnie pod współczesnymi grobami. – Ustalenie ich lokalizacji było możliwe m.in. dzięki odtworzeniu pierwotnej topografii cmentarza z lat 40 i 50 XX w. Okazało się, że ciała zmarłych i zamordowanych w więzieniu na Zamku, a także poległych w obławach UB, grzebano między bieżącymi „cywilnymi” pochówkami, rozproszonymi w różnych częściach cmentarza – wyjaśnia.

 

Każdy ma prawo do grobu

 

A. Piekarz zwraca uwagę, że proces ekshumacji jest skomplikowany, ponieważ wymaga czasowego przeniesienia szczątków osób spoczywających powyżej pierwotnego miejsca pochówku. Wiąże się to m.in. z pozyskaniem zgód od dysponentów grobów na prace w obrębie jamy grobowej. – Szczątki J. Grudzińskiego odnaleziono pod jedną z takich mogił, w której pochowano później jeszcze trzy osoby. Wyrażamy ogromną wdzięczność rodzinom zmarłych, które wykazały zrozumienie dla naszych działań i zgodziły się na czasową ekshumację swych bliskich po to, abyśmy mogli wydobyć z dołów śmierci naszych bohaterów – zaznacza naczelnik lubelskiego biura IPN.

Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN podejmuje działania poszukiwawczo-ekshumacyjne na terenie całej Polski, a także poza jej granicami. Cel jest zawsze ten sam: odnalezienie i identyfikacja szczątków Polaków, którzy zginęli w wyniku działań systemów totalitarnych i zbrodni dokonywanych na polskiej ludności.

– Przywracanie imion i nazwisk zamordowanym to obowiązek państwa polskiego. Każdy ma prawo do grobu, do miejsca, gdzie bliscy będą mogli udać się, by zapalić znicz, pomodlić się, pożegnać, podziękować. Mordercy zabrali im to prawo – wówczas myśleli, że na zawsze. My jesteśmy po to, by pokazać, że się pomylili. To nasz obowiązek jako Polaków, którzy wreszcie mogą żyć w wolnej ojczyźnie – przypomina A. Piekarz.

Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN bardzo często zwraca się do wszystkich, których bliscy zginęli lub zostali zamordowani w ramach działań aparatu terroru totalitarnego, których szczątki do dziś nie zostały odnalezione lub zidentyfikowane, aby przekazywali materiał genetyczny.

***

J. Grudziński urodził się 23 grudnia 1914 r. w Kąkolewnicy (powiat radzyński). W latach 1936-1937 służył w 6 Batalionie Saperów w Brześciu. Brał udział w wojnie 1939 r. W okresie niemieckiej okupacji był członkiem placówki AK w Kąkolewnicy. Po wkroczeniu Sowietów na Lubelszczyznę pozostał w konspiracji, obejmując w lipcu 1946 r. dowództwo oddziału samoobrony Rejonu IV Obwodu WiN Radzyń Podlaski. Ujawnił się 4 kwietnia 1947 r. przed Powiatowym Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego w Radzyniu Podlaskim. Poszukiwany przez UB zaczął się ukrywać. 7 lipca 1947 r. został zatrzymany przez MO we wsi Wygnanka. W stanie ciężkim przewieziono go do szpitala w Radzyniu Podlaskim, z którego tuż po wykonanej operacji (trepanacja czaszki) został przetransportowany do siedziby PUBP, gdzie – pomimo stanu zdrowia zagrażającemu życiu już od 10 lipca 1947 r. – poddano go brutalnemu śledztwu. 30 marca 1948 r. na rozprawie przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Lublinie został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 7 czerwca 1948 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie.

 

OKIEM HISTORYKA

Dr hab. Dariusz Magier, historyk i kierownik Zakładu Archiwistyki Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach

 

Jan Grudziński, który nosił konspiracyjne pseudonimy „Karol” i „Płomień”, to jeden z najsłynniejszych żołnierzy wyklętych ziemi radzyńskiej. Można zapytać: dlaczego, przecież nie był najwyżej w lokalnych strukturach AK, potem WiN? Nie był ani w ścisłym kierownictwie tutejszego polskiego podziemia niepodległościowego, ani najwyższy stopniem. Przede wszystkim dlatego, że był niezłomny w każdym calu, niesplamiony jakąkolwiek formą współpracy z okupantem niemieckim i sowieckim, żadnym „dialogowaniem” ze złem.

Przez to był szczególnie znienawidzony przez przedstawicieli obu totalitaryzmów, raniony, torturowany w ubeckiej katowni w Radzyniu, potem na Zamku Lubelskim, wreszcie zabity w ramach mordu sądowego. A następnie przez lata opluwany przez komunistyczną propagandę jako modelowy bandyta. PRL-owskie władze i administracja, w tym oświatowa, dodatkowo zaszczuwały dzieci i rodzinę „Płomienia” i zatruwały kłamstwem jakąkolwiek pamięć o nim. Przewidział to, mówiąc przed śmiercią: „Zginę zdeptany i opluty, ale przyjdą takie czasy, że postawią nam pomniki”. To jest właśnie wewnętrzna pewność polskiego patrioty dobrze obranej drogi. Wyraz świadomości tego, czym jest sprawa narodowa, którą posiadał prosty chłopski syn spod Radzynia, a którego zabrakło wielu wielkomiejskim intelektualistom, uczonym czy literatom ochoczo przystępującym w 1944 r. do współpracy z sowieckim okupantem.

Dlatego „Płomień” może być radzyńskim symbolem żołnierzy wyklętych, a jako rycerz bez skazy – także wzorem dla młodych pokoleń polskich patriotów.

 

MD