Komentarze
Po kolei…

Po kolei…

Nowoczesne składy, zmodernizowane dworce i perony, wymienione tory... Inwestycje warte miliardy złotych. Wszystko po to, żeby nam, pasażerom, podróżowało się bezpiecznie, komfortowo, szybko. A przede wszystkim było punktualnie. Wybór środka lokomocji, którym dotrę do miejsca, gdzie spędzę urlop, był zatem oczywisty.

Moja towarzyszka podróży wpadła na genialny pomysł, żeby skorzystać z nowoczesnego kanału dystrybucji i kupić bilety przez internet. „Nie będziemy musiały stać w kolejce do kasy” - argumentowała. Zderzenie z rzeczywistością miało miejsce już na samym początku podróży, czyli dworcu kolejowym w Siedlcach. Zaopatrzone w bilety udałyśmy się od razu na odpowiedni peron, żeby dowiedzieć się, że pociąg z Kijowa, który miał zawieźć nas do stolicy, opóźni się... 51 minut. To oznaczało nie tylko dreptanie w kółko przez prawie godzinę albo i dłużej, bo co i rusz było słychać komunikat: „opóźnienie może ulec zmianie”. Pod znakiem zapytania stanęła cała nasza podróż - wiedziałyśmy, że nie zdążymy przesiąść się na drugi pociąg, który zawiezie nas do miejsca docelowego, a miałyśmy w rękach bilet łączony. No ale od czego jest infolinia PKP. Właśnie nie wiem od czego, bo pomimo kilku prób nikt się nie zgłosił. Pozostało więc wrócić na dworzec i dowiedzieć się czegoś w okienku z napisem „Informacja”.

A tam tłoczno i kolorowo. Nie w informacji – tu prawdziwa oaza spokoju. Mimo że na tabliczce było napisane, że przerwa dopiero za godzinę, za szybą ani żywego ducha. Za nami za to zaczął kłębić się tłum zdezorientowanych pasażerów czekających na ten sam pociąg. Z każdą minutą wzrastał poziom irytacji i nasza wiedza dotycząca tego, gdzie kto jedzie i co myśli o kolei. Wreszcie w okienku pojawił się pan odpowiedzialny za udzielanie informacji. Dowiedziałyśmy się, że konduktorowi pociągu, który jeszcze nie dotarł, powinnyśmy zgłosić, że musimy przesiąść się do innego pociągu. Ale jak pan w okienku przyznał: „20 minut to może by i poczekał… Ale godzinę? Nie sądzę”. I doradził złożenie reklamacji na dworcu w Warszawie…
Jak się okazuje, miałyśmy strasznego pecha, bo z opóźnieniami na kolei wcale nie jest tak źle. Urząd Transportu Kolejowego opublikował niedawno raport o punktualności polskich pociągów. Przede wszystkim zmieniły się zasady, według których trafiają one na „czarną listę”. Próg punktualności” z 4 minut i 59 sekund wzrósł do 5 min i 59 s. Oznacza to, że pociąg opóźniony do 6 minut jest „o czasie”. Dzięki temu pomysłowemu zabiegowi wyniki od razu poszły w górę. Punktualność wzrosła do 93%. Jak zatem zlikwidować opóźnienia? Wystarczy zwiększyć próg czasowy kursu np. do godziny. 
A ja z koleżanką w ramach rekompensaty dostałyśmy bilet na pendolino. Dalsza podróż upłynęła w luksusowych warunkach. I jak tu teraz narzekać na kolej… 

Kinga Ochnio