Po niedzielnych konwencjach
A tam, przeboleć. Dawno już ich, a zwłaszcza Donalda Tuska nikt tak nie rozsierdził. Bo też i powód jest. Żeby się tak całkiem jak zza winkla pojawić?! Bez uprzedzenia do zgromadzonych przemówić?! Publicznie: „zagłosuję na Karola Nawrockiego” zakrzyczeć?! To się w pale nie mieści! W tym, że złośliwość prezydenta Dudy stratowała granice politycznej i patriotycznej przyzwoitości, niech utwierdzi P.T. Czytelników postawiony przez wielokrotnego posła, ministra, platformerskiego przewodniczącego, europosła i naukowca Borysa Budkę zarzut.
Według niego wredota Andrzeja Dudy uzewnętrzniła się też w terminie ogłoszenia przez niego narodowej żałoby po śmierci papieża Franciszka. No bo żeby tak chcieć popsuć związane z obchodami 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego rządowe plany?! Przecież „można było wybrać każdy inny możliwy dzień”. I czy to na pewno się godzi, żeby prezydent poleciał na papieski pogrzeb, a naród zostawił z żałobą? Przecież żałobę można było spokojnie przełożyć na jakiś inny dzień!
Po niedzielnych konwencjach Nawrockiego i Trzaskowskiego podległe koalicji 13 grudnia publikatory prześcigają się w robieniu Polakom wody z mózgu, czyli przekonywaniu, jakie to poparcie ma ichni kandydat Trzaskowski. I jak mizernym konkurentem Karol Nawrocki jest. I że na pewno nie będzie prezydentem wszystkich Polaków. Co innego Trzaskowski. Ten to i garnitur najlepiej ze wszystkich kandydatów nosi, i rodowód wielce zaszczytny ma. Na dodatek się wcale rekinów nie boi, a powiedzieć „bążur” to dla niego pestka. Hołotą i disco polo tak na co dzień, jak i od święta gardzi, ale w potrzebie to się potrafi poświęcić i nawet z Zenkiem Martyniukiem jak równy z równym pogadać. Nauczył się opowiadać o znaczeniu solidarności, tolerancji, empatii, o tym, że „nie ma polityki bez wartości, bo polityka bez wartości staje się czystym cynizmem, walką o stołki”, i o tym, że jego taka polityka zupełnie nie interesuje, bo „potrzebna nam jest dzisiaj polityka budowana na miłości do naszych wszystkich rodaków”. Powoła się na naukę papieża, choć to zupełnie niezgodne z jego poglądami, przemilczy – na razie – poparcie aborcji na życzenie czy nadawanie przywilejów środowisku LGBT, składkę zdrowotną i reformę szpitali. Będzie przekonywał, że chce być prezydentem, który łączy, a nie dzieli, bo polityka powinna być budowana na miłości do wszystkich rodaków. Taki zdolny jest. I on, i jego patron bardzo dobrze wiedzą, że „Paryż wart jest mszy”. I że tylko zwycięstwo pozwoli im „domknąć system”.
Jeśli kogoś przekonuje wielkomiejski sznyt Rafała Trzaskowskiego i leczy go z zaściankowych kompleksów, to jego sprawa. Ale zanim kartkę do urny wyborczej wrzuci, niech się 100 razy (jak 100 trzynastogrudniowych obietnic na 100 dni ichnich rządów) zastanowi. Żeby się po wyborach nie musiał paskudnie obudzić.
Anna Wolańska