
Po owocach ich poznacie
Przyznaje, że nie pamięta dokładnie, czy był to dzień Pierwszej Komunii św. czy może biały tydzień. - Przyjechał do nas, do kościoła św. Anny, misjonarz. Nie pamiętam skąd, ale do dziś mam obrazek Matki Bożej z Afryki, który nam wtedy podarował - opowiada, dodając, że potem był czas liceum i dojrzewanie w wierze. W LO im. J. I. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej trafiła do wspólnoty biblijnej prowadzonej przez ks. Mateusza Czubaka. - To były moje pierwsze świadome kroki w Kościele, potem nastąpił czas dojrzewania i podejmowania decyzji. A kiedy przyszło do wyboru kierunku studiów, świadomie zdecydowałam się na taki, który mógłby być pomocny podczas pracy na misjach, czyli pedagogikę rewalidacyjną na UKSW.
Myśl o misjach nie opuszczała jej nadal, więc zaczęła zastanawiać się, co zrobić, by zrealizować ten pomysł. Na studiach poznawała różne siostry zakonne, zgromadzenia i rozważała opcje. K. Parnicka nie wiedziała wówczas o możliwości wyjazdu na misje osób świeckich, żyjąc w przekonaniu, że mogą to zrobić tylko kapłani lub siostry zakonne. – Stwierdziłam jednak, iż wstąpienie do zakonu nie jest rozwiązaniem, bo byłoby jedynie środkiem do osiągnięcia celu, a tak nie powinno być. Dlatego szukałam dalej – dodaje. W międzyczasie wyjechała na wolontariat misyjny do Izraela, by zobaczyć, czy obrała dobry kierunek. Pewne wydarzenie z Izraela, które miało swój finał w Polsce, rozwiało jej wątpliwości. – Wybrałam się sama na wycieczkę do Betlejem i zabłądziłam – wspomina K. Parnicka. – Szukając Grobu Pańskiego, zobaczyłam oratorium salezjańskie. A ponieważ naszym wydziałem na UKSW opiekowali się właśnie salezjanie, postanowiłam wstąpić. Poznałam o. Nikolę, który był dyrektorem tegoż oratorium. Kiedy usłyszał, że jestem z Polski, wyściskał mnie i oprowadził po muzeum szopek bożonarodzeniowych. Jego życzliwość wynikała z faktu, iż przez 20 lat pracował z polskim zakonnikiem, którego potem wysłano do Libanu. ...
JAG