Po trupie
. Od czasu Tymińskiego gra dokumentami weszła politykom w krew. Można je schować, opublikować, zniszczyć. Chyba jeszcze wiele osób pamięta masowe palenie akt w latach polskiej transformacji (czy to na pewno lata minione?).
Zdarzało się też, że sądowe akta zalewała woda (a nawet fekalia), że przepadały w niejasnej (przynajmniej oficjalnie) sytuacji i w niejasny sposób albo ostemplowane służbowymi pieczątkami i z klauzulą „tajne” lądowały na ogólnodostępnym śmietniku.
Niewiele dni minęło od ostatniej dyskusji nad „papierami”, czyli przyczynami zniszczenia z „Dziennika Działania Dyżurnych Służb Operacyjnych” 400 kart informacji i meldunków dotyczących 10 kwietnia 2010 r. Nawet laikowi musi się wydać dziwnym takie zachowanie, zważywszy, że zarówno dokumenty z dnia poprzedniego, jak i następnego zostały nienaruszone. Tymczasem i wielu polityków, i wielu dziennikarzy nie tylko przekonywało o nieistotnych, ich zdaniem, informacjach w nich zawartych (ciekawe, skąd ta wiedza, skoro dokumenty zniszczone?), ale wręcz wyszydzało tych, którzy ośmielili się mieć odmienne w tej materii zdanie. Ppłk Komisarczyk w dwóch publicznie wystosowanych listach udowadniał (per analogiam, bo przecież ma wojskowe doświadczenie), że dokumentację wrzucono do niszczarki wskutek nieuwagi czy braku świadomości, jak ważne mogą być w niej informacje. I to już jest taki absurd, że – jak mawia moja znajoma – nie tylko ręce człowiekowi opadają.
Wtorkowy (16 lutego) hit to dokumenty, o jakich powiedziała (doniosła?) wdowa po generale Kiszczaku. Zaoferowała ona IPN-owi sprzedaż pozostałych po jej mężu papierów, wśród których znajdowała się notatka ze spotkania z TW „Bolkiem”. We wtorkowym oświadczeniu prezes IPN poinformował, że wdowa „Przedstawiła zapisaną obustronnie odręcznie kartkę papieru zatytułowaną »Informacja opracowania ze słów T.W. „Bolek” z odbytego spotkania w dniu 16 XI 74 r.« datowaną: Gdańsk, dn. 16.11.74, opatrzoną w lewym górnym rogu nagłówkiem +źrodł. T.W. „Bolek”, przyj. rez. „Madziar”, wpłyn. 16 XI 74 r., odeb. kpt. Z. Ratkiewicz”. Stwierdziła też, że ma więcej podobnych dokumentów.
Wywołany do odpowiedzi prezydent Lech Wałęsa zabrał głos w swoim stylu: „Ale walczą, nawet trupem Kiszczaka. Mali Ludzie. Zwycięzcy się nie sądzi”.
Piszę te słowa bezpośrednio po ujawnieniu przez Marię Teresę Kiszczak dokumentów, ale chyba już teraz można przewidzieć swoiste trzęsienie ziemi w polskiej polityce. Czy pozwoli wreszcie na potwierdzenie wielu domysłów lub zaprzeczenie im? To chyba zależy od tego, czy za ujawnieniem dokumentów leży naiwność czy przebiegłość wdowy po „człowieku honoru”. I czy tylko jej?
Anna Wolańska