Historia
Początek przestępczej działalności Mirosława Dobriańskiego

Początek przestępczej działalności Mirosława Dobriańskiego

Na wiosnę 1885 r. gen. gub. warszawski Josif Hurko zatrudnił w swym urzędzie niejakiego Mirosława Dobriańskiego, który otrzymał nadzwyczajne pełnomocnictwa i sprzysiągł się wykorzenić Unię na Podlasiu.

Osobnik ten pochodził z Galicji i oficjalnie był wcześniej unitą. Jego konwersja na prawosławie nastąpiła prawdopodobnie po ożenku z córką bardzo znanego administratora diecezji chełmskiej, apostaty, ks. kanonika Józefa Wójcickiego.

Gdy rząd ros. przygarniał duchownych z Galicji, obiecując im sowite wynagrodzenie, Dobriański przybył na teren Królestwa Polskiego i oferował swe usługi gen. gub. warszawskiemu. Jadwiga Łubieńska tak scharakteryzowała Dobriańskiego: „Suchotnik wysoki, chudy o płonących wilczych oczach, podłużnej kamiennej twarzy” i określiła go w języku miejscowym jako perekińca, czyli zmiennika wiary, odstępcę. Dodała przy tym, że występował w wojskowym mundurze i biegle mówił po rosyjsku i niemiecku. Ks. A. Nowalski, kameduła z Bielan, taką o nim wydał opinię: „Szatan wcielony. Rabuje, dusi i męczy on kogo kiedy może. Czyni to pod pozorem szerzenia prawosławia, a właściwie swoje łotrostwo prawosławiem zasłania. Ofiarami są katolicy, Polacy, zamożni i patrioci dbający o dobro ojczyzny. Na upatrzoną ofiarę zazwyczaj z całą gromadą napada… Hołota ta składa się zazwyczaj ze szpiegów, ajentów i żandarmów. Napadniętego porywają i wloką do Cytadeli”. W innym miejscu zapisał: „Dobriański jest łapaczem i targownikiem, gdy który z aresztowanych chce się wykupić. Co tydzień on przychodzi do upatrzonych ofiar osadzonych w 10 Pawilonie, aby tam, w odpowiedniej kancelarii, o wykupno z nimi się targować…ten człowiek to szatana przechodzi w zdradach, oszukaństwie, podejściach i różnego rodzaju podłościach”.

Jezuita M. Szaflarski podobnie o nim napisał: „Jeździł, jak rozwścieklona żmija po Podlasiu i po siedleckiej guberni łapać unitów. Usadził się bądź co bądź zagładzić do szczętu wszelki ślad unitów…dalej pracuje z wytężonymi siłami wszystkimi na zagładę braci swoich, bo on z unity schizmatyk – renegat”. Tymczasem misjonarze jezuiccy kontynuowali swą działalność. 8 kwietnia 1885 r. ks. Teodor Sozański przyjechał pociągiem do Chotyłowa, a stamtąd udał się do wsi Bokinka. Wyspowiadał dziewięć osób, ochrzcił pięcioro dzieci i musiał uchodzić z powodu wzmożonej czujności szpiegów i policji. Inną niebezpieczną podróż misyjną odbył 27 czerwca 1885 r. ks. Szaflarski w okolice Lublina. Jedną z pierwszych ofiar Dobriańskiego był Konrad Greczuk vel Weremczuk, aktywny przewodnik unicki i kronikarz wydarzeń . Został aresztowany w połowie lipca 1885 r. wraz z trzema kolegami k. Zaczopek. Najpierw osadzono go w więzieniu w Białej Podl. Jego współpracownik Cz. Dębowski poinformował o tym placówkę misyjną w Warszawie. Wg J. Grużewskiego inny aktywny przewodnik unicki Antoni Balicki z Białej Podl. starał się nawiązać kontakt z aresztowanymi, a jego żona donosiła więźniom żywność. Okazało się, że Konrad zdążył przed deportacją przekazać pilne polecenia swemu koledze Janowi Romaniukowi z Derła. Więźniów czekały jeszcze długie udręki, a Antoni Balicki wkrótce podzieli ich los i wyczerpany umrze w cytadeli warszawskiej. Kolosalna intryga z udziałem M. Dobriańskiego dopiero się zawiązywała. 7 sierpnia 1885 r. przed wyjazdem ks. Szaflarskiego na piątą z kolei wyprawę misyjną zjawił się u niego tęgi 30-letni mężczyzna w chłopskiej siermiędze, aby omówić przyjazd misjonarza do swojej wioski. Znał hasło, więc całym zaufaniem przyjęto go w domu Borysewiczów w Lublinie, gdzie zatrzymał się misjonarz. Kazano mu zjawić się za tydzień. Niestety, za siedem dni nastąpiła katastrofa. Tak o tym zapisał ks. Szaflarski: „14 sierpnia 1885 r. zostałem wydany zdradą wprost w ręce Moskali przez chłopa polskiego, nie Rusina – Olszewskiego z Polubicz z samego Podlasia, który pokłócił się z jakimś unitą i chcąc się na nim zemścić, wywiedział się od niego sprytnie, jakim sposobem można się dostać do misjonarza. Ten mu powiedział, nie podejrzewając nic złego. Chłop ten – zdrajca – przyszedł do nas, dał dobre hasło i dowiedziawszy się o mnie natychmiast pojechał do Warszawy do gen. gub. wydać mnie”. 15 sierpnia rano zapukał do drzwi księdza ten rzekomy unita, ale już nie sam. Ks. Szaflarski relacjonował dalej: „Za tym człowiekiem za kwadrans przychodzi urzędnik Dobriański w stroju urzędowym, staje w drzwiach i mówi, że on jest od samego gub. Hurki wydelegowany i ma od niego absolutną władzę uwięzić wszystkich tych, którzy są w tym domu. Żadnej więc wątpliwości już nie było, że ja i mój gospodarz jesteśmy przez tego człowieka zdradzeni, co i sam policjant strzegący mnie za najprawdopodobniejsze uważał. Zaraz się wziął Dobriański do najściślejszej rewizji, którą robił od 7.00 rano do 2.00 po południu. Mojemu gospodarzowi zabrał wszystkie pieniądze, jakie miał, stanowiące cały majątek jego tj. 1000 rubli. Zabrał mu mnóstwo książek pobożnych, choć miały cenzurę moskiewską. Mnie zabrał sprzęt liturgiczny i listy, które stały się przyczyną nowych aresztowań”. 17 sierpnia dowiedział się o tych zatrzymaniach pomocnik misjonarzy J. Grużewski i postanowił ostrzec wszystkich przewodników. 19 sierpnia był w Węgrowie, gdzie uprzedził swą rodzinę, potem w Sokołowie (tu ostrzegł Małyszkę i Lewkowicza), w Gródku u J. Gawryluka. 20 sierpnia pojechał do Białej i Wólki Plebańskiej, tam ostrzegł przewodnika Bazylego, dał znać do Kolana i napisał list do Derła do J. Romaniuka. Dobriański nie ustawał w swej niecnej robocie. 14 września aresztowano w Lublinie ok. 100 unitów przybyłych na odpust. Po tych zatrzymaniach Dobriański rozszyfrował osoby misjonarzy ks. Jackowskiego i Frankego, zdobył ważny list z Warszawy podpisany przez T. Lisiecką, zatrudnioną w sklepie przy ul. Brackiej – stanowiącym placówkę duszp. misji. Dalsze aresztowania były już tylko kwestią czasu.

Józef Geresz