Podlaskie głosy na księcia
Nauczyciele w zdobywaniu odpowiedniego materiału naukowego dla uczniów zdani byli więc wyłącznie na własną inwencję. Dlatego w roku 1787, podczas wizytacji szkoły w Brześciu nad Bugiem, wizytator Pilchowski zapisał pochlebnie o jej rektorze: „Dzieje domowe były tak pilnie i pracowicie przezeń pisane, że w przyszłości dobrze posłużyć mogą do niektórych ciekawych wiadomości i historii wieków”.
Pod koniec lat 80 miasta podlaskie przeżywały bujny rozwój demograficzny i architektoniczny. W 1787 r. w Międzyrzecu trwały intensywne roboty budowlane – wzniesiono potażnię, obok szopę z komorami na popiół, mydlarnię, hartownię i izbę z alkierzem dla potażnika. Miasto liczyło ponad 1800 mieszkańców, Łuków – 1644, Radzyń – 991, Parczew – 1711, Siedlce – 913 i Łosice – około 1200. Jednakże miasta podlaskie nawiedzały częste pożary. 8 marca 1787 r. w Białej spaliły się 53 domy. Podczas pożaru w Międzyrzecu spłonęły m.in. przywileje cechu szewskiego. Właścicielka Siedlec, księżna Ogińska, aby zdobyć środki pieniężne na pokrycie kosztów remontu ratusza, 1 kwietnia 1787 r. sprzedała Żydom „na wieczne czasy” 28 sklepów, które mieściły się w jego parterowej części. Ich cena wahała się w granicach od 300 do 2.500 złp.
W 1787 r. w Łukowie powstał drugi już w tym mieście konwikt ufundowany przez ks. Mikołaja Izdebskiego, proboszcza z Wilczysk. Latem 1787 r., w czasie pobytu książąt Czartoryskich w Siedlcach, wystawiono sztukę „Cyganie” Franciszka Kniaźnina z muzyką skomponowaną przez męża księżnej – hetmana Michała Ogińskiego.
Bazylianie bialscy przeprowadzili w 1787 r. misje w miasteczku Narew koło Bielska Podlaskiego. Nauk słuchało około 20 tysięcy wiernych obrządu unickiego i łacińskiego.
Na wiosnę 1788 r. kilka miast podlaskich zostało ponownie dotkniętych klęskami żywiołowymi. Biała paliła się trzykrotnie, tracąc blisko 100 domów. W czerwcu spadły tak ulewne deszcze, że rzeki wystąpiły z koryta. Woda pozalewała pola, ogrody, poobalała młyny na rzekach i zniszczyła część domów mieszkalnych, np. w Międzyrzecu zostało uszkodzonych około 70, podobnie było w Białej.
W całym kraju panowało gorączkowe podniecenie związane z kampanią wyborczą do sejmu, który nazwano potem „wielkim”. Stronnictwo królewskie miało trudności z wyborem na sejmikach swoich ludzi. Tym razem było znacznie więcej kandydatów. Wzbierała fala niechęci do Rady Nieustającej. Obawiano się rozruchów. Wizytator Komisji Edukacji Narodowej w Białej ponowił zakaz używania przez uczniów miejscowej Akademii prawdziwych strzelb do musztry.
Nieraz okazywało się, że wielcy panowie usilnie potrzebują na sejmikach głosów szlachty podlaskiej. Tym razem w sposób szczególny zabiegał o to przedstawiciel obozu reform książę Adam Kazimierz Czartoryski, właściciel Międzyrzeca i komendant Szkoły Rycerskiej, starosta generalny ziem podolskich, zwany ich generałem, który liczył zwłaszcza na brać szlachecką z okolic Siedlec, Łukowa oraz Radzynia; chciał być wybrany posłem na sejmiku lubelskim. Zapewne już wcześniej nie szczędził wysiłku, aby sprowadzić tę szlachtę do Lublina. Tak działalność przedsejmikową opisał w sierpniu 1788 r. pamiętnikarz Kajetan Koźmian: „Na łąkach za groblą lubelską widać było ogromny obóz, jak koczowisko hordy Tatarów, którym się zabłękitniła cała ogromna przestrzeń. Mizerne jednokonne wózki z hołoblami tworzyły tabor, wewnątrz namioty, budy z gałęzi, tabun koni i wielkie ogniska, wśród których, to przy stołach, to przy zydlach, to na ziemi w kuczkach, siedziały tłumy i pożerały strawę. Inni przy beczkach piwa i miodu, przy kuflach gorzałki z wrzaskiem i hałasem, szklankami, garnkami, dzbankami raczyli się trunkiem i wykrzykiwali wiwaty. Były i koła próbujące pałaszów i ścinające się w nie”. Napotkawszy na grobli kilku wąsali, ojciec Koźmiana, obrońca sądowy, zapytał, co to za obozowisko. Otrzymał odpowiedź, że to „partia podlaska naszego księcia”. Jego bryka z trudem torowała sobie drogę wśród tłumu podchmielonej szlachty. Do sędziego przybiegli miejscowi obywatele z zażaleniem, że w mieście nie ma bezpieczeństwa, że głowy nie można wychylić na ulicę bez porąbania, że musiano pozamykać sklepy, bo brać szlachecka je odbija i wynosi towar. Wkrótce nadeszli przyjaciele ks. Adama Czartoryskiego, zapewniając sędziego, że książę boleje z powodu wybryków rozbujałych panów braci i już polecił przywódcom poszczególnych podlaskich zaścianków, aby przywrócili porządek. Kosztowało to wiele, bo każdemu „dowódcy” trzeba było dać na rękę kilkanaście dukatów. Zjawił się w końcu i sam książę Adam w towarzystwie Stanisława Potockiego oraz innych panów. Gdy sędzia Koźmian wyraził zdziwienie, po co ten tłum, z którego wielu nigdy miasta nie widziało, skoro i tak książę może być pewien jednomyślnego wyboru na posła, usłyszał w odpowiedzi: „Mój sędzio, kto się na gorącej wodzie sparzy, ten na zimną dmucha”. Była to aluzja do przegranych przez księcia dwa lata wcześniej wyborów w Kamieńcu Podolskim. Po kilku dniach, chociaż sejmik zapowiadał się spokojnie, Stanisław Potocki, Eustachy Sanguszko, Kazimierz Rzewuski i inni panowie przezornie, dla bezpieczeństwa, udali się do kościoła w grubo watowanych czapkach z szablami. Tłum, który nie mógł się pomieścić w świątyni, rozsiadł się na błoniach przy beczkach i kufach. Wyboru posłów dokonano gromką aklamacją. Po sejmiku książęce furmanki odwoziły szlachtę na Podlasie, lecz jeszcze przez tydzień pełno było w mieście włóczęgów z szablami. Inny naoczny świadek tego sejmiku szacował liczbę jego uczestników na przeszło 2 tysiące. Partia królewska nie miała szans z czterema setkami pozostałej szlachty. Książę Czartoryski bezapelacyjnie zapewnił sobie druzgocące zwycięstwo.
Józef Geresz