Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Podoba mi się wszystko, co jest ładne

Z farbami i sztalugą nie rozstaje się nawet na jeden dzień. Marcin Jędrzejewski we własnym, małym atelier przelewa na płótno wyobraźnię i otaczający świat.

Pozornie zwykłe mieszkanie na jednym z ryckich osiedli od roku stało się pracownią miejscowego artysty. Epidemia koronawirusa spowodowała, że wrócił w rodzinne strony po kilku latach spędzonych w Norwegii. Teraz to w Rykach tworzy dzieła, które rozchodzą się na lokalnym i nieco szerszym, krajowym rynku. A kto wie, może niedługo znów trafią zagranicę... Obok pasji M. Jędraszewskiego trudno przejść obojętnie. Nie ma w tym nic dziwnego, bo już od najmłodszych lat przejawiał artystyczne uzdolnienia. - Moja mama do dziś ma rysunek, na którym jest portret jej i taty. Narysowałem go w wieku pięciu lat. Gdy teraz na niego patrzę, nie mogę uwierzyć, że jest dziełem tak małego dziecka - wspomina artysta. Z biegiem lat postanowił rozwijać swoje zainteresowania. Ale gdy zaczęły powstawać kolejne malarskie dzieła, pojawiło się i wyzwanie. - Miałem duże problemy z alkoholem. Coraz bardziej się w nim zatracałem, a to zaczęło przekładać się na relacje z rodziną - przyznaje M. Jędrzejewski. W kryzysie otrzymał jednak wsparcie od najbliższej osoby.

– Dużo pomogła mi córka. Mieszkałem wtedy w Norwegii. Przyjechała, wzięła się za mnie i jakoś wszystko udało się poskładać – zaznacza artysta, który nie pije od sześciu lat. Zaczął wtedy zupełnie nowe życie, które trzeba było czymś zapełnić. Wybór padł na malarstwo.

 

Przeszkodziła pandemia

Dziś bez choćby kilku godzin dziennie spędzonych przy sztaludze w zasadzie nie wyobraża sobie życia. – Lubię swoją pasję. Najwięcej radości sprawiają mi sytuacje, gdy nabywcy moich obrazów przysyłają mi zdjęcia pokazujące, jak one wyglądają po powieszeniu na ścianę. A szczególnie przyjemnie robi się wtedy, gdy dowiaduję się, że ktoś pod mój obraz dokonał zmiany stylizacji wnętrza swojego mieszkania, albo dokupił jakieś dodatki. Takie przypadki się zdarzają. To bardzo miłe – przyznaje M. Jędrzejewski.

Artysta ma w swoim dorobku ponad 150 obrazów. Wszystkie można obejrzeć na instagramie: marcinmaluje. Ale mimo to ciągle czuje niedosyt. – Wydaje mi się, że brakuje mi szkoły. Technicznie jestem kiepski i muszę wszystkiego uczyć się sam. Przydałoby mi się choć parę klas szkoły plastycznej – przyznaje. Takiego zapatrywania nie podzielają jednak odbiorcy jego dzieł, które przez krótki czas całkiem nieźle rozchodziły się po wernisażu zorganizowanym w Rykach. Wcześniej trafiały także zagranicę: do Belgii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych czy Hiszpanii. A gdy M. Jędrzejewski przebywał jeszcze w Norwegii, jego pracami zainteresowała się jedna z galerii w Irlandii. Kupowała od niego dużo obrazów, ale, niestety, dobrą passę przerwała pandemia.

 

Papież wyszedł najlepiej

Wobec widma lockdownu malarz powrócił do Ryk. Tematów artystycznych mu nie brakuje. – Mnie się podoba wszystko, co jest ładne. Ale najczęściej maluję obrazy mroczne, dwu- lub trzykolorowe – zdradza twórca. Problem jednak w tym, że nie każdemu taki styl się podoba. – Dlatego poszedłem w komercję, bo z czegoś trzeba żyć. W zależności od zamówienia mogę namalować np. żaglówki, konie albo kwiaty, chociaż nie należą do moich ulubionych. Czasem ktoś podsyła mi zdjęcie obrazu i prosi, abym zrobił taki sam. Wtedy powstaje kopia. Co prawda niektórzy mówią, że kopiowanie niszczy sztukę, ale ja tak nie uważam. Może żaden artysta nie obrazi się na mnie, że skopiowałem jego dzieło – zaznacza M. Jędrzejewski.

Pan Marcin do dziś pamięta swój pierwszy namalowany farbami obraz. – Przedstawiał konia. Namalowałem go 25 lat temu i do tej pory nie skończyłem. Ciągle go mam. Leży i czeka, ale nie wiem, czy jeszcze będę go malował. Prawdopodobnie nie skończę go nigdy – przyznaje artysta.

Ostatnio ryczanin namalował kilka obrazów sakralnych. Powstała Matka Boża i św. Jan Paweł II. Artysta nie kryje, że papież szczególnie mu się udał.

 

Jesteśmy bardziej oszczędni

W tej chwili na sztaludze mistrza stoją anioły. – Ale są to upadłe anioły – zaznacza M. Jędrzejewski. To jedna z jego koncepcji artystycznych. Pomysły na kolejne obrazy też są, ale, niestety, pan Marcin musi myśleć o swojej pasji realnie. – Chciałbym, aby była sposobem na życie, ale z malarstwa w Polsce nie da się utrzymać – przyznaje. Z tego powodu zamierza ponownie wyjechać zagranicę. – Chciałem zrobić wystawę w Norwegii, ale to się rozciąga w czasie przez pandemię. Znowu zostały zamknięte granice, więc czekam aż je otworzą, by móc wyjechać – mówi.

Zdaniem artysty w Norwegii twórcom takim jak on jest łatwiej, bo są bardziej doceniani. Wynika to z kwestii mentalności, która i u nas się zmienia. – My mamy trochę inne spojrzenie na życie. Pod względem wydatków na sztukę jesteśmy bardziej oszczędni. Wolimy kupić reprodukcję za parę złotych, która będzie wisiała dwa lub trzy lata, niż zainwestować w obraz kilkaset złotych. U Norwegów jest inaczej. Dla nich to wstyd powiesić sobie w domu na ścianie reprodukcję. To musi być oryginał, nieważne czyj, po prostu oryginał, żeby to miało efekt – zaznacza M. Jędrzejewski.

Tomasz Kępka