Historia
Podróż królewska 1793 r.

Podróż królewska 1793 r.

Mimo że pod koniec 1792 r. generalność targowicka przeniosła się z Brześcia do Grodna, dla mieszkańców Podlasia sytuacja nie uległa zmianie. Polityka podporządkowania całego kraju Rosji przybierała na sile. Znad Niemna w dalszym ciągu targowiczanie kolportowali manifesty potępiające rzekome zbrodnie Sejmu Wielkiego, a ich agenci krążyli po Podlasiu w poszukiwaniu dowodów współdziałania z byłym obozem reform, rozpętując atmosferę swoistego terroru i strachu.

Każdy urzędnik, sędzia, oficer czy ziemianin bywał zastraszany, karany, ograbiany, a przy stawianiu oporu niejednokrotnie pobity. Nic więc dziwnego, że do narzuconej gwałtem konfederacji ze znanych osób – chociaż często tylko pro forma – przystąpili m.in.: wojewoda podlaski – właściciel Konstantynowa Tomasz Aleksandrowicz, rezydujący w Janowie bp łucki Adam Naruszewicz, skarbnik drohicki i miecznik podlaski – właściciel Korczewa i Woźnik Feliks Kuczyński. Nie przystąpił starosta łukowski Sebastian Dłuski, musiał jednak wyjechać do Galicji.

Mimo iż targowiczanie poniżali Stanisława Augusta i starali się go zdyskredytować, Adam Naruszewicz, nie bojąc się, pozostał mu wierny. 19 stycznia 1793 r. pisał z Janowa do króla: „Dzień urodzin WKM zszedł tu w kościele moim na ofiarach świętych, a pieniach i modłach ludu do Boga”. Informował też o samopoczuciu mieszkańców Podlasia, porównując je z ówczesną styczniową aurą: „Dni te ustawicznie wietrzne, burzliwe [zawierucha śnieżna – J.G.], smutne i ponure są żywym wyobrażeniem moralnej sytuacji okolicznych obywatelów. Siedzimy po domach w posępnym milczeniu, wzdychając i ręce wznosząc do nieba, a karmiąc się tylko nadzieją polepszenia losów naszych”. Obawiając się, aby list nie wpadł w niepowołane ręce, o najeźdźcach pisał oględnie: „Grzeczność [niektórych – J.G.] oficerów rosyjskich… osładza zwykłe ciężary wiejskie przy rozlokowaniu tak licznej milicji”.

W końcu stycznia 1793 r. przez Podlasie do Warszawy przejechał nowy dowódca wojsk rosyjskich – gen. Osip Igelström, zaś tydzień później nowy ambasador rosyjski Jakub Sievers. Niezależnie od ich nowych postanowień najeźdźcy rosyjscy już od jesieni wybierali furaż i prowiant z dymów do specjalnie założonych przez nich magazynów. A były to obciążenia niemałe, sięgające do 120 funtów siana, pół korca owsa, 10 garncy mąki, garnca kaszy. Jak zapisał pamiętnikarz: „żołnierze rosyjscy nie pozwalali gospodarzom zajechać z furą tuż pod wagę, ale kazali z daleka stanąć, sami donosili na wagę. Tego co się ukruszyło, pograbić i dołożyć do wagi nie pozwalali, lecz po odprawieniu fury na bok odgrabiali i to już do nich należało”, dlatego chłopi do wyznaczonej miary musieli wozić plony po dwa lub trzy razy. Poza tym asystujący komisarz konfederacki niejednokrotnie brał również sutą łapówkę i dowolnie rozdzielał kontyngent. Wiadomo np., że konsyliarz łukowski Józef Jastrzębski kontrybucję gen. Lewanidowa samowolnie nałożył tylko na mieszczan i Żydów łukowskich. Gdy prezydent miasta K. Ostrołęcki rozłożył ten ciężar również na duchowieństwo, otrzymał groźne ostrzeżenie od władz konfederackich. Wobec napływu nowych oddziałów moskiewskich poszczególni obywatele starali się bezpośrednio lub za protekcją kołatać u zwierzchników rosyjskich o ulgę i opiekę. 9 marca 1793 r. bp Naruszewicz pisał do Stanisława Augusta: „Proszę łaski WKM o polecenie dóbr moich biskupich Janowa z wioskami należącymi do niego, J.W. Igelstromowi generałowi, aby on dał im ochronę od brania podwód i furażów nadzwyczajnych w czasie przechodów ustawicznych wojsk rosyjskich oraz aby zalecił komendom w Brześciu i Wołczynie… względne i przyjacielskie obchodzenie się z ludźmi mymi, jako sługi WKM”.

Tymczasem nowy ambasador rosyjski wymógł na królu, aby szykował się do wyjazdu do Grodna, siedziby konfederacji. 4 kwietnia 1793 r. monarcha wyjechał z Warszawy. Późno po południu 5 kwietnia przybył do Siedlec. Tutaj właścicielka miasta wydała pod wieczór wykwintny obiad i zorganizowała pokaz sztucznych ogni. Aby rozweselić przygnębionego władcę, księżna Ogińska poleciła swoim dwórkom odtańczyć przed królem narodowy taniec w stroju krakowskim. Ustalono, że słynna z urody Kazimiera Potocka (córka siostrzenicy Hetmana Ogińskiego) ukazać się miała w pierwszej parze z Michałem Grodzickim herbu Łada, szambelanem królewskim, wojskim łukowskim. Gdy zagrała muzyka, okazało się, że panna Potocka jeszcze nie przybyła, poprawiając gdzieś źle dopasowany gorsecik. Nieoczekiwanie szambelan Grodzicki wybrał na swą partnerkę nieprzygotowaną do tego, ubraną na czarno (na znak żałoby po zgilotynowaniu Ludwika XVI), panienkę Kazimierę Lemnicką, 15-letnią córkę starosty janowskiego, byłego posła ziemi łukowskiej na Sejm Czteroletni. Okazała się ona świetną tancerką, wzbudzając niechęć i zazdrość innych dwórek, a budząc zachwyt króla.

6 kwietnia monarcha przybył do Węgrowa, gdzie wysłuchał Mszy św. w kościele księży komunistów, zwanych Bartoszkami, i udał się w kierunku Grodna. Już w drodze, za Białymstokiem, dowiedział się, że 7 kwietnia ogłoszono publicznie warunki traktatu rozbioru Polski podpisanego przez Rosję i Prusy. Załamany król zawrócił do Białegostoku i w stanie szoku spędził kilka dni u siostry. Starała się ona przywrócić go do równowagi ducha, szczególnie po otrzymaniu listu od ambasadora Sieversa, że rozbioru nie udało się uniknąć, i obłudnych zapewnieniach, że nowa Rada Nieustająca będzie bardziej skuteczna niż stara. 14 kwietnia monarcha poszedł do kościoła na Mszę św., potem zwiedził klasztor, lazaret wojskowy i powrócił na obiad, który był nakryty na 17 osób. 17 kwietnia król oglądał zwierzyniec, potem pojechał na „wysoki stok”, ale z powodu zimna zawrócił. Zanotowano, że zaprzęg królewski, dworu i eskorty liczył 480 koni. Przed dalszym wyjazdem pisał do bratanicy: „Pani krakowska i obie kuzynki… zamierzają towarzyszyć mi do Grodna. To złagodzi troszę mój smutek”.

Józef Geresz