Pogranicze czeka na turystów
Mimo że sezon w pełni, właściciele hoteli i pensjonatów już liczą straty. Po ograniczeniach covidowych, dziesięciu miesiącach obowiązywania najpierw stanu wyjątkowego, a potem czasowego zakazu przebywania wydawać by się mogło, że nadbużańska branża turystyczna wreszcie złapie oddech. Tymczasem przedsiębiorcy znowu z niepokojem patrzą w przyszłość, bo chętnych do wypoczynku na terenach m.in. powiatu bialskiego i włodawskiego nie ma zbyt wielu.
– To efekt dezinformacji na temat wprowadzonej w województwie podlaskim strefy buforowej przy granicy, związanej z czasowym zakazem przebywania – uważają.
Alert odstraszył potencjalnych gości
„Uwaga! Zakaz przebywania w strefie przyległej do granicy państwowej z Białorusią. Stosuj się do poleceń służb. Bądź czujny i informuj o podejrzanych osobach” – taki alert Rządowego Centrum Bezpieczeństwa otrzymali na komórki ci, którzy znaleźli się w pobliżu granicy polsko-białoruskiej. Jeszcze groźniej brzmiała treść wiadomość, którą dostali zagraniczni turyści, ponieważ była w niej mowa o możliwym użyciu przez wojsko broni. SMS dotyczył wszystkich powiatów, które graniczą z Białorusią, także bialskiego i włodawskiego. Wystarczyło zbliżyć się np. do Muzeum i Miejsca Pamięci w Sobiborze czy Okuninki, by na telefon przyszedł SMS z RCB. Tymczasem wprowadzona po śmierci 21-letniego żołnierza, który został pchnięty nożem przez migranta, strefa buforowa to obszar znajdujący na terenie województwa podlaskiego, a nie Lubelszczyzny. Zdaniem właścicieli hoteli i pensjonatów alert ten skutecznie odstraszył potencjalnych turystów.
Zrobiono nam krzywdę
– Na szczęście te SMS-y zostały wyłączone, ale zrobiły swoje. W mediach pojawiło się też dużo negatywnych informacji. Zrobiono nam krzywdę i przedsiębiorcy ponoszą konsekwencje tych nieprzemyślanych decyzji. Ludzie, zwłaszcza rodziny z dziećmi, jeśli mają wybrać miejsce na wakacje, asekuracyjnie stawiają na lokalizacje, które na bank są bezpieczne. A przecież u nas naprawdę jest spokojnie. Sama często chodzę na spacery do lasu i nigdy nic złego mnie nie spotkało. Jednak ja jestem stąd i wiem, jak wygląda sytuacja, a przyjezdni mają wątpliwości – mówi Katarzyna Okoń, właścicielka pensjonatu Uroczysko Zaborek pod Janowem Podlaskim, gdzie na 70 ha rozciąga się kompleks kilkudziesięciu drewnianych budynków pochodzących z dawnych czasów, odnowionych i przystosowanych do celów hotelowo-szkoleniowych z miejscami noclegowymi dla 110 osób. Przez lata w Zaborku gościło wiele sławnych osobistości, m.in. perkusista zespołu The Rolling Stones Charles „Charlie” Robert Watts i jego żona Shirley, gdy przyjeżdżali na janowskie aukcje koni Pride of Poland. – Mamy stałych klientów, którzy odwiedzają nas od lat, a teraz najpierw dzwonią i pytają, czy rzeczywiście nie ma żadnego zagrożenia. Gdy zapewnimy, że wszystko jest w porządku, decydują się na rezerwację. Choć robimy, co możemy, by przyciągnąć gości, organizując m.in. weekendy tematyczne, oferując last minut i przeróżne zniżki, ponosimy straty. Obiekt jest obłożony w 50-60% – przyznaje K. Okoń.
Zdaniem właścicieli Zaborka konieczna jest pozytywna kampania, która „odczaruje” te tereny. – Wschód jest przepiękny. Można popływać kajakiem, pojeździć konno, bo przecież Janów ze słynną stadniną końmi stoi. To także idealne miejsce dla miłośników dwóch kółek, ponieważ przebiega tędy najdłuższy szlak rowerowy w Polsce Green Velo. Potrzebujemy zatem dużo życzliwości i pozytywnego przekazu, że jest tutaj naprawdę spokojnie – podkreśla K. Okoń.
Musimy dokładać
Kryzys turystyczny odczuwa także Pałac Cieleśnica. To położony w gminie Rokitno i oddalony o kilkanaście kilometrów od Janowa hotel z zabytkowym parkiem utrzymanym w stylu angielskim. – Odwiedza nas zdecydowanie mniej osób. Kiedyś w czerwcu, lipcu i sierpniu mieliśmy spore obłożenie, a obecnie w weekendy zajętych jest zaledwie kilka pokoi. Nie jest dobrze – mówi Barbara Chwesiuk, właścicielka Cieleśnicy. Jak podkreśla, kłopoty zaczęły się od pandemii. – Potem przyszły problemy z migrantami, wprowadzono stan wyjątkowy, a na początku tego sezonu pojawiły SMS-y, że może być tu niebezpiecznie. W dodatku wszystko było nagłaśniane w mediach. To skutecznie odstraszyło gości. Mimo telefonów z pytaniami i naszych zapewnień, że nic się nie dzieje, a strefa buforowa obowiązuje w województwie podlaskim, ludzie chyba nie dowierzają i szerokim łukiem omijają wschodnie tereny – opowiada. B. Chwesiuk wyznaje, że sytuacja zrobiła się bardzo trudna. – Musimy dokładać do utrzymania obiektu, a to kosztuje nas nawet kilkaset tysięcy rocznie. Nie ukrywam, że szukamy nabywcy na pałac. Nie będzie to proste. Z uwagi na sytuację i lokalizację na razie biura nieruchomości nie chcą podjąć się sprzedaży obiektu – tłumaczy, dodając, że choć na myśl o tym boli ją serce, to jednak nie ma wyjścia i rozsądek musi wziąć górę.
Trudno będzie odbudować zaufanie
Swój biznes w Sławatyczach musiał zlikwidować Marek Pomietło, który od 19 lat organizuje spływy kajakowe po Bugu. – Państwo nie dało mi wyboru. W związku z kryzysem migracyjnym oraz napiętą sytuacją na granicy polsko-białoruskiej wprowadzono stan wyjątkowy, a wraz z nim w miejscach spłyceń na Bugu rozłożono zaporę z drutu żyletkowego, tzw. concertinę. Miała być tymczasowa i rzeczywiście dwa lata temu zdemontowano ją, ale nie wszędzie. Tam, gdzie miałem swoją bazę, pozostała. Dlatego zdecydowałem o zamknięciu punktu w Sławatyczach – opowiada właściciel Kajakowej Przygody. M. Pomietło przeniósł swoją działalność na niegraniczny odcinek Bugu. Teraz pływa od Gnojna do Serpelic i Zabuża. – Gdybym nie był elastyczny, zbankrutowałbym – twierdzi, dodając, iż życie turystyczne w pasie przygranicznym w porównania do poprzednich sezonów praktycznie zamarło. – Kiedy pytam swoich klientów, skąd pochodzą, najczęściej słyszę, że z Lublina, Warszawy, kilkoro było ze Śląska, ale próżno szukać mieszkańców innych części Polski. Również rowerzystów jest mniej niż w ubiegłych latach – zauważa M. Pomietło. Jego zdaniem trudno będzie odbudować zaufanie turystów do tego regionu, ale trzeba próbować, bo to jeden z najpiękniejszych zakątków Polski i wbrew fake newsom nie ma mowy o żadnym zagrożeniu.
Potwierdzają to mieszkańcy nadbużańskich miejscowości, zapewniając, iż obecność funkcjonariuszy służb mundurowych dodatkowo podnosi poziom bezpieczeństwa. – Ludzie mają swój rozum i patrzą na sytuację. My już przyzwyczailiśmy się do tych warunków, do wojska i policji, ale obcy są zestresowani – przyznają. Jednocześnie podkreślają, że funkcjonariusze pełniący służbę na granicy starają się wykonywać obowiązki tak, by nie utrudniać życia mieszkańcom i nie wystraszyć turystów.
Straż graniczna zapewnia: czuwamy
– Tereny graniczące z Białorusią w województwie lubelskim mogą odwiedzać turyści. Nie obowiązuje tu strefa buforowa, która zakazywałaby przebywania w rejonie granicy państwowej. Bez problemów można pływać kajakiem, spacerować, jeździć rowerem również nad samym Bugiem. Warunkiem jest jednak zgłoszenie swojego pobytu w miejscowej placówce straży granicznej. Warto również mieć przy sobie dowód tożsamości – informuje kpt. Dariusz Sienicki, rzecznik prasowy Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. Jednocześnie zapewnia, że patrole straży granicznej, wojska i policji robią wszystko, by osoby odwiedzające te tereny czuły się bezpiecznie. – Wprawdzie w dalszym ciągu występuje zagrożenie związane z nielegalną migracją, jednak w mniejszym stopniu niż ma to miejsce na terenie województwa podlaskiego – dodaje.
Strefa buforowa, związana z czasowym zakazem przebywania, została wprowadzona w województwie podlaskim. – Obejmuje ona głównie pas o szerokości 200 m od granicy z Białorusią i dotyczy obszarów nadzorowanych przez placówki straży granicznej w Białowieży, Narewce, Dubiczach Cerkiewnych i Czeremsze – podkreśla D. Sienicki.
DY