Pogrzeb
Oczywiście bezpośrednio po śmierci kompozytor został pochowany, ale w miejscu tymczasowym, oczekując na uroczyste wprowadzenie do Panteonu Narodowego w Krakowie. Uroczystość ta stała się okazją do wygłaszania wielu przemówień, gdyż dorobek Pendereckiego i jego sława w świecie przyniosły chwałę całemu naszemu narodowi. Jak zawsze, tak i w tym przypadku, słowa bywały dobitne, patetyczne, górnolotne i pełne wdzięczności. Przy okazji jednak padły takie, które miały chyba stanowić watę słowną pomiędzy poszczególnymi frazami wypowiedzi.
Zwróciłem uwagę na pewien drobiazg w słowach polskich hierarchów kościelnych wspominających wypowiedzianą ponoć przez zmarłego sentencję, iż świat powinien nawrócić się na wartości chrześcijańskie. Być może w świecie wielokulturowym i wieloreligijnym takie sformułowanie jest koniecznym skrótem, ukrywającym cokolwiek jasne przesłanie chrześcijańskie, to jednak nie mogę zaakceptować takiego sposobu myślenia. Dlaczego? A to posłuchajcie…
My nie z Olimpu
Zasadnicze wydaje się postawienie w tym przypadku pytania, co właściwie głosi chrześcijaństwo, a następnie, jak w tym kontekście należy rozumieć wyrażenie „wartości chrześcijańskie”. Otóż odpowiedź na pierwsze wydaje się dość przaśna i nienastręczająca na pozór żadnych problemów. Otóż zgodnie z tym, co zapisał św. Paweł, „my głosimy Chrystusa, i to ukrzyżowanego”. Pozornym wydaje się jednak taka prostota. Wystarczy tylko troszeczkę „podrapać” przy takim sformułowaniu, by pojawiła się cała masa niejasności. Czy głosimy Jezusa historycznego, żyjącego na ziemi blisko 2 tys. lat temu, czy też jaką ponadczasową istotę lub ideę? Dotarcie do wszystkich szczegółów życia historycznego Jezusa nastręcza niesłychanie wiele trudności, a i tak efekty wydają się być naznaczone naszym sposobem interpretacji danych pozyskanych w procesie odkrywania archeologicznych elementów, z których staramy się domniemać całość. Nie deprecjonuje to naszych wysiłków, trudno jednak na tym budować jakąkolwiek całościową teorię czy system idei. Być może właśnie dlatego współcześni teolodzy, z Josephem Ratzingerem na czele, zwracają uwagę, iż zasadniczym dla całości chrześcijańskiej Dobrej Nowiny jest to, iż mamy do czynienia z wydarzeniem, tzn. z pewnym procesem, który wydarzył się na początku ery chrześcijańskiej, a który domaga się zrozumienia i wyjaśnienia przez ludzki rozum. Proces ten, zgodnie z nauczaniem Kościoła, jest opatrzony Boską pomocą, którą nazywamy asystencją Ducha Świętego, czyli realnym wpływem Boga na ścieżki ludzkich rozumowań. Pomoc ta jest konieczna, ponieważ stawką jest prawda rozumiana jako rozpoznanie tego, co rzeczywiste, a co stanowi całość tego, co istnieje. Całość nie tylko historyczną. Chrześcijaństwo jest więc od swojego początku głoszeniem nie idei, ale prawdy. Choć jest ona wyrażana w ludzkich terminach, to one same nie stanowią elementu zasadniczego, a jedynie pomocniczy. Nie narusza to konieczności przyjmowania pewnych formuł ponadczasowych, które zasadniczo nazywamy dogmatami, ale nie one same w sobie są celem, a tylko drogą i pomocą w poznaniu prawdy. Świat idealny jest charakterystyczny dla greckiego Olimpu, a chrześcijanie akurat to wzgórze starają się raczej omijać.
Wykwit idei
Jeden z polskich logików, ks. prof. A. Bronk, zauważa: „Pojęcie wartości chrześcijańskich służy do opisu i wyjaśniania otaczającej człowieka rzeczywistości, częściej jednak, a może przede wszystkim, pełni dzisiaj funkcję oceniająca (wartościującą) i światopoglądową, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. (…) wywierają w kulturze europejskiej znaczny, niedający się do końca racjonalnie kontrolować wpływ na ludzkie myślenie i działanie.” Konstatacja ta zwraca uwagę na fakt pomocniczości wyrażeń o charakterze wartości, jednakże przestrzega przed traktowaniem ich jako rzeczy samych w sobie. Dlaczego jednak dzisiaj tak chętnie powołujemy się na nie w wymiarze nie tylko kaznodziejskim? Otóż ciekawą w tym względzie jest analiza naukowców z University of Mery w Bismarck w stanie Nebraska, którzy w zbiorowym dziele „Od chrześcijaństwa do misji apostolskiej. Strategie pastoralne z czasów apostolskich” zwrócili uwagę na fakt „umoczenia” chrześcijan, w tym teologów i hierarchów, w dominujące trendy myślowe już nie chrześcijańskiego społeczeństwa, uznając w nich zasadnicze źródło nie tylko zrozumienia prawdy, ale jej odkrywania. Mówiąc inaczej: źródłem nie jest już Bóg objawiający człowiekowi prawdę o nim samym i o świecie, ile raczej źródłem jest świat, który należy zrozumieć i na tym poprzestać. Efektem jest zupełne zapomnienie o rdzeniu Dobrej Nowiny. Dość jasno przedstawiają to autorzy opracowania: „Mamy dziś w Stanach Zjednoczonych jedną rażącą ikonę tego problemu: biskupie, a nawet papieskie traktowanie «katolickiego» prezydenta Stanów Zjednoczonych. Innym kultowym przykładem jest «katolicka» ścieżka synodalna w Niemczech. W dużej mierze – choć z pewnością nie do końca – trzecim ikonicznym przykładem jest obecny pontyfikat: papież Franciszek wielokrotnie podkreśla kwestie moralne, które są popularne w dominującej kulturze, takie jak rasizm, imigracja, ekologia, a nawet «sztywność», tak aby zawsze zaskoczyć miłą niespodzianką słuchaczy, gdy na ich podstawie broni katolickich zasad, które leżą poza tym, co moglibyśmy nazwać dominującą narracją kulturową, to znaczy Zeitgeist (duch czasu).” Mówiąc dosadnie: dzisiaj Bogiem stały się wartości.
Efekt motyla
Dość dramatycznie wyglądają konkluzje autorów opracowania, którzy nie są jakimiś krwiożerczymi tradycjonalistami: „O tym wielu z nas krzyczało przez ostatnie pięćdziesiąt lat i więcej. Liczni katolicy już dawno nalegali, aby przywódcy Kościoła przestali udawać, że są wartościowi społeczno-politycznie i kulturowo (nazwaliśmy to pokusą, by być «graczami»), a zamiast tego stali się znacznie bardziej apostolskimi i ewangelicznymi w wysiłkach na rzecz nawracania innych do prawdziwego chrześcijaństwa. Ale to, co widzieliśmy wśród zbyt wielu, a najbardziej w zakonach i na katolickich uczelniach, jest nieustannym dostosowywaniem się Kościoła do dzisiejszego rosnącego pogaństwa, tak aby można było zachować iluzję wpływów lub przynajmniej przyjaźni z kulturą dominującą.” Ostatnim więc pytaniem, które wypada postawić, jest kwestia: w jakim właściwie pogrzebie uczestniczyliśmy?
Ks. Jacek Świątek