Pójdź, dziecię! Ja cię uczyć każę
Powodem, dla którego to zdarzenie w mojej głowie odżyło, stała się dyskusja wywołana zaistnieniem w naszej publicznej przestrzeni komiksu „Gender Queer. Autobiografia”. To wyn(at?)urzenia Mai Kobabe, amerykańskiej trans-aktywistki, „opowiadające - jak podaje wydawca - o doświadczeniach związanych z odkrywaniem tożsamości płciowej i seksualnej”.
Zachwala też, że „publikacja zdobyła uznanie na świecie jako głos w sprawie inkluzywności i reprezentacji osób LGBTQ+”. Brzmi uczenie, prawda?
Polityczne zmiany, jakie zatrzęsły Europą w końcu XX w., spowodowały też ujawnienie się (a może lepiej powiedzieć – demonstracyjny przemarsz?) w krajach tzw. bloku wschodniego społeczności LGBT. W przekonywanie o prawie do wolności obywateli niepozwalających się zidentyfikować z którąś z dwóch płci wpisuje się właśnie dosyć burzliwa dyskusja ostatnich dni.
Karol Nawrocki, popierany przez PiS kandydat na prezydenta, podczas jednego ze swoich wyborczych spotkań, w geście protestu wrzucił do niszczarki okładkę wspomnianej wyżej, przetłumaczonej na polski amerykańskiej przedstawicielki queer, publikacji. Skąd protest? Bo to – jak przekonują prawicowe środowiska – demoralizujący dzieci „obsceniczny i wulgarny komiks”. Dostępny – niestety! – w księgarni warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Zamieszczone w internecie, podrasowane opisem autorki wulgarne obrazki bardzo młodych (niepełnoletnich?) ludzi pozwalają wyrobić sobie opinię na temat tego „dzieła”. Rzeczniczka MSN bagatelizuje sprawę i przekonuje, że wspomniany twór dostępny był w ichniej księgarni tylko w jednym egzemplarzu, a w dodatku kupił go reporter TV Republika.
No to czym ma być – nie tylko znany od zawsze, ale wręcz przypisany ludzkiej egzystencji – seks? Podarowanym ukochanej osobie zwieńczeniem uczuć czy – zrównaną z innymi, odartą z duchowości – czysto fizjologiczną potrzebą? Czy już nie wstydząc się seksu, damy radę zachować jego intymny charakter?
„Ta niezwykle oczyszczająca autobiografia pokazuje drogę, jaką przeszła Maia w poszukiwaniu własnej tożsamości – od przerażenia i zagubienia wywołanych młodzieńczymi zauroczeniami, przez próby coming outu przed rodziną i społeczeństwem oraz zacieśnianie przyjaźni dzięki wspólnej fascynacji gejowskimi fanfikami, aż do traumy i poczucia naruszenia granic, jaką pozostawia badanie cytologiczne” – pisze wydawca książki.
Halo! Tu Ziemia! Badanie cytologiczne narusza granice, a obsceniczne publikacje nie? To w tym kierunku ma zmierzać promowana przez przedstawicieli nowych trendów edukacja zdrowotna w polskich szkołach? To tak należy uczyć nasze dzieci życia?!
Anna Wolańska