Komentarze
Pokochać łańcuch? Wolne żarty!

Pokochać łańcuch? Wolne żarty!

Coroczne obchody majowego święta stanowią okazję nie tylko do wzmocnienia dumy z przynależności do polskiego narodu, bo wszak byliśmy prekursorami w dziedzinie ustanawiania nowego ładu politycznego i społecznego, ale są również możliwością postawienia sobie paru gorzkich pytań o nas samych, czyli Polaków.

W naszej historii, jak człowiek z własnym cieniem, łączą się elementy wielkości i elementy małości, wśród których największym jest zdrada własnej ojczyzny. Majowe rozdarcie pomiędzy ustanowieniem konstytucji trzeciomajowej a aktem zdrady targowickiej oddaje owo „ucieniowienie” naszych dziejów w stopniu chyba najdoskonalszym. Jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, iż w dzisiejszych czasach samo słowo „zdrada narodowa” zostało cokolwiek umitologizowane, a właściwie jest narzędziem walki politycznej w doraźnych celach. I nie dotyczy to tylko prawej części naszej sceny politycznej i stojącego za nim elektoratu, ale używanie tego wyrażenia w walce politycznej znajduje swoje zastosowanie w każdym zakątku naszego państwa (np. Marek Borowski niedawno nazwał rząd PiS „rządem zdrady narodowej”).

Doraźność stosowania tego terminu powoduje jednak jego rozmycie w słowniku ojczystym, a co za tym idzie również jego miałkość argumentacyjną. Może więc w ramach obchodów naszego święta narodowego warto zadać sobie pytanie: czym właściwie jest owa zdrada narodowa?

 

Salony Paryża, Brukseli, Waszyngtonu czy Moskwy?

W potocznym rozumieniu bardzo często za zdradę narodową przyjmuje się współdziałanie z ośrodkami zagranicznymi w celu przepchnięcia własnej wizji państwowości polskiej na arenie wewnętrznej. Owszem, takie działania mają w sobie pewne elementy niezbyt wartościowe dla naszego bytu państwowego, lecz czy jest to już zdrada narodowa? W nomenklaturze prawniczej nie istnienie w ogóle pojęcie zdrady narodowej, jest natomiast pojęcie zdrady racji stanu państwa polskiego. Wydaje się więc, że rozróżnienie to może pomóc nam w zrozumieniu i dookreśleniu samego pojmowania „zdrady narodowej”. Zdrada stanu jest określana jako działanie podejmowane wraz z ośrodkami zagranicznymi lub pod ich dyktando, którego cel to zniweczenie strategicznych z punktu widzenia państwa polskiego interesów ekonomicznych czy politycznych. Nieważne, czy owo działanie jest podyktowane jedynie interesem prywatnym lub grupowym (np. partyjnym), czy też umotywowane ideologicznie przyjętymi założeniami. Pozwolę sobie w tym miejscu na dość jasne stwierdzenie, iż moim zdaniem w tym przypadku nie mamy jeszcze do czynienia ze zdradą narodową. Zdrada stanu jest ciężkim przestępstwem, lecz możliwym do opisania i wyjaśnienia przez język prawniczy. Zdrada narodowa znajduje się na innym poziomie i dlatego zapewne nie jest łatwo uchwytna przez nas w codziennym życiu politycznym czy społecznym. Zbyt szybko odwołujemy się dzisiaj do tego wyrażenia, gdy spotykamy się z działaniami niektórych polityków czy przedstawicieli innych grup społecznych, którzy na salonach zagranicznych poszukują wsparcia dla własnych interesów. Zdrada narodowa jest czymś zupełnie innym.

 

Opuszczenie ojcowizny

Warto tutaj przywołać postać ks. Bolesława Domańskiego żyjącego w latach 1872-1939, który przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Związku Polaków w Niemczech. To on, w obliczu forsowanego przez władze II Rzeczpospolitej planowi reemigracji Polaków z ziem, które nie weszły w skład państwa polskiego po I wojnie światowej, stwierdził, iż „zdradę narodową popełnia ten, kto opuszcza ojcowiznę”. Wydaje się jednak, że w owej definicji nie chodzi tylko o kawałek ziemi aktualnie znajdujący się poza obszarem państwa polskiego. W czasie kongresu Związku Polaków w Niemczach w 1938 r. wspomniany kapłan sformułował Pięć Prawd Polaka: „Jesteśmy Polakami. Polak Polakowi Bratem! Wiara Ojców naszych jest wiarą naszych dzieci. Co dzień Polak Narodowi służy. Polska Matką naszą – nie wolno mówić o Matce źle!”. Na pierwszy więc plan wysuwa się pojęcie wspólnoty, lecz nie tej, którą dzisiaj opisują socjologowie i etnografowie, lecz raczej pewnej wspólnoty ducha ukształtowanego przez wieki. Wspólnota ta decyduje o naszej tożsamości i o odrębności wobec innych narodów. Jest to całokształt ukształtowanej historycznie kultury, lecz nie w znaczeniu zasad savoir vivre czy norm gramatycznych, ile raczej w znaczeniu oglądu świata i określania celu istnienia. Dany fragment ziemi ma w tym przypadku tylko znaczenie umacniające, ale jest bez znaczenia w przypadku utraty związku duchowo – kulturowego z dziedzictwem narodowym. Abp Józef Teodorowicz dość jasno ujął to w jednym ze swoich kazań, analizując Matejkowski obraz Stańczyka. Mówił, że dla Polaka nie jest ważna tylko kompozycja, barwa czy też wrażenie odnoszone na płaszczyźnie estetycznej. Polak, stając przed tym obrazem, widzi całe dzieje swojej ojczyzny i odczuwa je głębią serca. To odczuwanie, czy raczej współodczuwanie, nie jest tylko emocjonalne, lecz dogłębnie egzystencjalne. Na tej płaszczyźnie pojęcie zdrady narodowej oznacza uderzenie w element tożsamościowy Polaka. A to dokonuje się nie na płaszczyźnie tylko politycznej, lecz przede wszystkim aksjologicznej. Na płaszczyźnie wartości.

 

Wysiadanie z tramwaju

Każdy z nas pamięta słowa Józefa Piłsudskiego, który swoją przynależność do socjalistów zawiesił, gdy chodziło o polską niepodległość. Podobnie można odnaleźć to w wierszach np. Władysława Broniewskiego. Wizja niepodległości nie oznacza tylko suwerenności w podejmowaniu decyzji wewnętrznych czy zewnętrznych przez nasze państwo, ale coś więcej. Oznacza przede wszystkim to, że mamy poczucie, iż sami w swoim narodzie posiadamy wszystko do tego, by „człowiek stawał się coraz bardziej człowiekiem”. Podkreślanie zależności od innych jest tworzeniem z nas psów łańcuchowych. Nawet jeśli oznacza to przypływ gotówki w tej czy innej walucie. Alianse i sojusze są potrzebne, ale bardziej potrzebna jest tożsamość. Polak nie może nigdy pokochać łańcucha. Bo on jest zdradą narodową.

Ks. Jacek Świątek