Opinie
Źródło: BIGSTOCKPHOTO
Źródło: BIGSTOCKPHOTO

Pokolenie klapek i ipodów

Przełom wieków powitał ich swobodnym dostępem do edukacji, a rodzice tyradami, że wszystko mają na wyciągnięcie ręki w myśl zasady: chcieć to móc. „Pokolenie Y” odważnie podnosi głowę. Tylko czy my jesteśmy gotowi na nowe?

W odróżnieniu od „generacji X” oswoili nowinki techniczne i aktywnie korzystają z mediów oraz technologii cyfrowych. Zaś na tle tych, którzy nad poziomy wylatywali przed nimi, wyróżniają się pewnością siebie i – paradoksalnie – większym przywiązaniem do rodziny. Definicje zgodne są też w kwestii, że jakość życia i doświadczenie zawodowe bywają dla nich ważniejsze niż samo posiadanie. Tyle że – jak zauważa psycholog w sondzie – „jakość” nie musi iść w parze z „byciem”. Zanim jednak moi rozmówcy obalą kilka tez, zastrzegają: brońmy się przed generalizowaniem!

Bo… się zakochał!

Kiedy Andrzej szedł na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną, babcia zamówiła Mszę w intencji pomyślnego załatwienia sprawy, a matka naprzykrzała się powtarzaniem, że pokorne ciele dwie matki ssie, więc niech bierze, co dadzą i nie waży się targować o pieniądze. Był rok 1990.

„Garnitury”, starając się o pracę, odpowiadały tak, jak oczekiwał tego pracodawca. Przedstawiciele „generacji Y” chcą pracować, ale na własnych zasadach. – To pierwsze w Polsce pokolenie, które wychowało się w pokoju i warunkach gospodarki kapitalistycznej. – Joanna Sajko, doradca zawodowy – psycholog z siedleckiej filii Wojewódzkiego Urzędu Pracy, nie ma wątpliwości: – Dobrze wykształceni, pewni siebie, zorientowani na cel, przygotowani do poruszania się w świecie związanym z rozwojem gospodarki globalnej i różnorodności kulturowej, mają wiele cech przydatnych dzisiejszym pracodawcom. Ich praca nastawiona jest na wynik i w miejscu, które im to zapewni, będą świetnie funkcjonować – podkreśla.

Sami młodzi dodają, że tym, co spędza im sen z powiek, jest niepewność jutra. Justyna ma na koncie kilkuletnią karierę w bankowości. Żartuje, że wróciła z doświadczeniem, ale i debetem. – Już nikomu nie ufam – rzuca na wstępie. I kpiną określa cotygodniowe zebrania, podczas których starano się motywować ich deklaracjami, że firma to oni, a matce należy się lojalność. – Jak sekta – porównuje. – Nawet nie zauważyłam, kiedy straciłam wpływ na własne życie. „Nie stać cię na przyjście w weekend? Chyba masz problem z określeniem priorytetów” – usłyszała, kiedy usiłowała wymówić się z nadgodzin ślubem siostry. ...

Agnieszka Warecka

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł