Komentarze
Polacy, nic się nie stało

Polacy, nic się nie stało

Kto w Polsce mieszka, ten w cyrku się nie śmieje - mówi stare przysłowie pszczół. Od inauguracyjnego posiedzenia Sejmu RP minęło przeszło pół roku.

I choć wielu spodziewało się tego, co jest nam dane dziś doświadczać na własnej skórze, to jednak zawrotne tempo zmian zaskoczyło wielu. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że priorytetem będzie - jak powszechnie głoszono - odzyskanie „wolnej Polski”.

Tymczasem obecna drużyna poszła o krok dalej i w mgnieniu oka zbudowała zupełnie „nową Polskę”. Kraj, w którym bez względu na to, co się dzieje, wszyscy mają się uśmiechać i być zadowolonymi.

Śmiech – jak powszechnie wiadomo – to zdrowie. Zdrowie – co też nie należy do żadnych sekretów – jest najważniejsze. Zatem uśmiechniętemu i zdrowemu człowiekowi do pełni szczęścia pod rządami obecnych tytanów intelektu niepotrzebne są żadne dobra materialne ani tym bardziej ambitne plany na przyszłość.

Ale żarty na bok. Dziś bowiem nikomu przytomnemu nie jest do śmiechu. Po sześciu miesiącach rządów uśmiechniętych nieudaczników mamy najwyższy deficyt w kasie państwa od co najmniej dekady. Z przekazów medialnych wynika, że w kraju nie będzie elektrowni atomowych, terminala kontenerowego w Świnoujściu, terminali zbożowych w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie czy owianego już legendą Centralnego Portu Komunikacyjnego. W kilka miesięcy doprowadzono do upadku i likwidacji wielu dużych zakładów i fabryk. Do tego dochodzą masowe zwolnienia w dziesiątkach mniejszych przedsiębiorstw na terenie całego kraju. Ponieważ zwolnienia i likwidacje dotyczą głównie przemysłu i drobnej wytwórczości, a nie rozpasanego aparatu urzędniczego, to nie kręci to szczególnie tych, którzy zarządzają obiegiem informacji. To, co dzieje się na prowincji, nie dociera do świadomości „Warszawki”, „Krakówka”, „Trójmiastka” czy innych ośrodków, w których robi się wielką politykę i tworzy medialne przekazy dnia.

Nasza fajna i zadowolona władza, która nigdy nawet nie udawała, którą część polskiego społeczeństwa reprezentuje, uważając za swoją, nie robi dosłownie nic, by powstrzymać postępujące procesy gnilne. Premier – miłośnik haratania w gałę – ma dla nas jedynie nieśmiertelny kibicowski przekaz: „Polacy, nic się nie stało…”. Inni, jak marszałek Hołownia, mówią: „my pieniędzy przecież nie wydrukujemy”. A jeszcze inni każą nam sobie jakoś radzić w tych niełatwych czasach i przyzwyczaić się do nowych, o wiele gorszych realiów. „Na pewno uwalnianie cen energii w lipcu jest lepsze niż w grudniu, czyli w okresie grzewczym. Zanim się Polki i Polacy zorientują, o ile tak naprawdę urosło, to minie pół roku” – wypsnęło się niedawno posłance lewicy Annie Marii Żukowskiej.

Poziom absurdu na arenie politycznego cyrku rośnie z każdym tygodniem. To jest już kompletne wariatkowo. Przykre, że duża część wyborców świetnie się w tym szaleństwie czuje i na stałe zaczyna się tam urządzać.

Leszek Sawicki