Komentarze
Policjant też człowiek

Policjant też człowiek

Po ostatnich wydarzeniach w Warszawie z udziałem rolników (mowa o protestach z 6 marca) wciąż nie mogę rozwikłać pewnego problemu.

Dlaczego w czasach poprzedniego rządu policja rozbijająca demonstracje była nazywana przez ówczesną opozycję formacją antydemokratyczną zachowującą się jak ZOMO? Dziś, co było doskonale widać w stolicy Polski, ta sama formacja, robiąc niemal to samo, postępuje - jak twierdzą uśmiechnięte media - w zgodzie z obowiązującym prawem, w sposób jak najbardziej demokratyczny i odpowiedzialny, gdyż „z chuliganami się nie dyskutuje”.

W poprzednim zdaniu celowo użyłem sformułowania „robiąc niemal to samo”, bowiem policjantom z czasów PiS daleko do mundurowych, z którymi przed kilkunastu dniami mieli do czynienia rolnicy. Zakładam, że wszyscy doskonale pamiętają obrazki sprzed wielu miesięcy, pokazywane przez ówczesne „wolne media”, jak to na jednym z wieców wyborczych brutalnie zatrzymano poseł Kingę Gajewską. Zapewne tylko ten, kto naprawdę chciał, nie widział, jak ongiś pałowano babcię Kasię albo celowano armatkami wodnymi i gotową do strzału bronią w przerażone uczestniczki strajku kobiet. Cały świat mógł również oglądać kipisz, jaki mundurowi byli w stanie zgotować na różnych kolorowych marszach i wiecach organizowanych przez zgromadzonych w jednym miejscu przedstawicieli wszystkich 56 płci.

Dyktatura PiS to był naprawdę krwawy reżim. Nie to, co dziś. Dziś bowiem – co doskonale dokumentują pojawiające się w internecie filmiki nagrane przez świadków warszawskich zajść – policjanci starają się przede wszystkim pomagać protestującym. Niektórzy mundurowi odrzucali kamienie i kostki brukowe, aby manifestanci wyrażający swoje niezadowolenie mieli czym rzucać. Zatrzymanych uderzali pięścią w potylicę, by szybko schylali głowy i nie narażali się na przypadkowe trafienia twardym przedmiotem w nos. Jeśli to nie pomagało, w kilku dociskali demonstranta do asfaltu, by w ten sposób własnym ciałem uchronić go przed zabłąkanymi kawałkami gruzu.

Ale tak na poważnie. Szkoda mi polskich policjantów. Za wszystkimi hełmami, kuloodpornymi kamizelkami, tarczami i opancerzonymi pojazdami zawsze stoi czyjś syn, córka, matka, ojciec, brat, siostra… Żywy człowiek, który – zgodnie ze specyfiką swojego zawodu – ma wykonywać rozkazy.

6 marca nie doszłoby do żadnej zadymy, gdyby nie było takiego zapotrzebowania ze strony rządzących. Aby policjanci zachowywali się w taki, a nie inny sposób, rozkaz musi paść z góry. W działaniach policjantów wysyłanych do ochrony różnych marszów, demonstracji, ulicznych zamieszek czy blokad od lat nie ma żadnej logiki. Przy każdym tego typu wydarzeniu policja nie podejmuje decyzji w ramach własnych kompetencji, a jedynie wykonuje polecenia polityków. Tak było i tym razem. Obrazy nie kłamią. „Polityczna policja” swoimi działaniami miała przykryć inną zadymę, jaka miała miejsce w sejmie, który akurat tego dnia, wbrew Konstytucji RP, przyjął uchwałę umożliwiającą przejęcie Trybunału Konstytucyjnego. Gdy kolejnej państwowej instytucji nie uda się odbić „po dobroci”, jestem więcej niż pewien, że do pomocy zostanie wysłana „polityczna policja”.

Jeśli w najbliższym czasie nie nastąpi jakieś porozumienie ponad podziałami, to – niestety – polscy funkcjonariusze w zależności od tego, która ze stron sprawuje władzę, wciąż będą rotacyjnymi zomowcami.

Leszek Sawicki