Polityka bieżących potrzeb
Gdyby kilka lat temu - kiedy po raz pierwszy głosowałem na pana Dudę - ktoś mi powiedział, że będzie on przemawiał językiem Tuska i Komorowskiego, to chyba bym wyrżnął gościa w…, no mniejsza o to. Ja wiem, że politycy żyją głównie z bajdurzenia i pustych gestów. Plotąc różne rzeczy, można się oczywiście przejęzyczyć i niechcący palnąć jakąś głupotę. Patrząc jednak na głowę naszego państwa, co więcej: na całą zarządzającą krajem klasę polityczną, wyraźnie widać, że to, co mówią, niestety, koresponduje z tym, co robą.
Już chyba kiedyś pisałem, że państwa dzielą się na poważne i pozostałe. Do pierwszej z kategorii można zaliczyć kraje, które są w stanie sprecyzować swoje interesy i twardo realizować je w każdych, nawet najtrudniejszych warunkach. Państwa pozostałe albo w ogóle tak nie umieją (zwłaszcza gdy są kierowane przez obcą agenturę), albo szybko ulegają presji i – odbijając się od ściany do ściany – opierają swoją politykę na tych, którzy oferują im „ciekawy sojusz”, „atrakcyjną gwarancję” lub obiecują inne cuda na kiju.
W jakiej sytuacji jest obecnie Polska? Patrząc na sposób, w jaki nasza ekipa uprawia politykę zagraniczną, można dziś zazdrościć choćby Ukraińcom. Oczywiście nie sytuacji, w jakiej się znaleźli, nie zniszczeń czy setek ofiar, ale sposobu prowadzenia polityki w trudnych warunkach wojennych. Kijów bez żadnych kompleksów, wręcz bezczelnie i nachalnie – w myśl zasady „brać – nie wnikać” – jest w stanie osiągnąć wiele. Tymczasem Polska nieustannie wstaje z kolan albo przed kimś bije pokłony. A to przed Waszyngtonem, a to przed Berlinem, a to przed Brukselą. Porównanie ukraińskiego i polskiego sposobu uprawiania polityki zagranicznej szczególnie niekorzystnie dla naszych elit wypada choćby w kontekście obchodów 80 rocznicy rzezi wołyńskiej. Jeśli prezydent Duda swoją narrację w sprawie zbrodni na Polakach całkowicie dostosowuje do potrzeb Ukraińców, mówiąc o bliżej nieokreślonych „ofiarach Wołynia” – to jak ma na to reagować Kijów? Czy aby nie traktuje nas jak ostatnich frajerów, którzy jedynie za poklepanie po plecach, zainscenizowane zdjęcie do mediów społecznościowych czy udawane okrzyki entuzjazmu oraz brawka oddadzą ostatnią koszulę?
Niezabliźnione rany są podatne na wszelkie infekcje. Polska, póki co, nie ma strategicznej polityki historycznej względem swojego wschodniego sąsiada. Jednym z naszych nieszczęść jest trwająca nieustanie kampania wyborcza. Toteż na jej potrzeby z ust jednego prominenta słyszymy najpierw, że w sprawie ekshumacji Polska prowadzi „spokojną politykę, a nie politykę biegania z widłami”, zaś po chwili – gdy nawet już twardy elektorat nie jest w stanie strawić takich słów – inny prominent deklaruje, że jednak „nie będzie pojednania do końca bez odszukania wszystkich szczątków i uczczenia ich do końca”. Niestety, kilka dni po 11 lipca kwestia wołyńska w ekspresowym tempie zeszła na plan dalszy. Skończyło się na pustych deklaracjach, obietnicach i zapewnieniach. Dziś nasze elity mają już zupełnie inne priorytety, bowiem w obliczu zbliżających się wyborów zmieniło się polityczne zapotrzebowanie na przekazy dnia.
Leszek Sawicki