Komentarze
Polowanie na rolnika

Polowanie na rolnika

Jestem z nich dumny. Z polskich rolników. Ludzi walczących również w moim imieniu.

Ludzi twardych, niepoddających się mimo trwającej właśnie nagonki mającej na celu zdyskredytowanie ich w oczach zwłaszcza „jaśnie oświeconej” części społeczeństwa. Prowadzone obecnie w kraju przez rolników manifestacje to największe protesty tego środowiska od czasów „Samoobrony”. Rolnicy są dziś także największą grupą społeczną posiadającą zdolność zjednoczenia się i wspólnego stanięcia po jednej stronie.

Jeszcze do niedawna widzieliśmy obrazki z pikietującymi stoczniowcami, hutnikami czy górnikami, którzy byli w stanie wyegzekwować od władz różne zmiany i ustępstwa stające się później udziałem całego narodu. W III Rzeczpospolitej, w ramach prowadzonej przez kolejne rządy restrukturyzacji, te sektory gospodarki skutecznie spacyfikowano. Teraz przyszła pora na rolnictwo i to nie tylko polskie.

Przetaczające się od Dorohuska aż po przedmieścia portugalskiego Porto protesty są chyba pierwszym symptomem tego, iż zwroty „zielona rewolucja” czy „zrównoważony rozwój” mogą nabrać zupełnie innego znaczenia niż chcą tego rozpasani unijni biurokraci. Opinia publiczna o akcjach rolników jest informowana marginalnie. Media głównego nurtu o demonstracjach mówią zazwyczaj pod koniec serwisów informacyjnych, a ich uczestników przedstawiają jako roszczeniowych chłopów utrzymywanych przez resztę społeczeństwa, którym wciąż coś nie pasuje. Takie przekazy natychmiast łyka ogromna część wyborców „uśmiechniętej koalicji”, która bezmyślnie powiela odpowiednio spreparowane i podane na tacy slogany: rolnicy tuczą się na dotacjach, jeżdżą wartymi setki tysięcy złotych ciągnikami, męczą niewinne zwierzątka, są niedouczeni, palą opony, a do tego uwielbiają Putina.

Rolników do blokowania miast i dróg w całej Europie sprowokowała polityka unijna wychodząca z założenia, że rolnictwo takie, jakie znamy, jest wrogiem planety i trzeba je jak najszybciej zlikwidować. W Polsce dodatkowym bodźcem stał się niekontrolowany napływ żywności z Ukrainy. Tak na marginesie nie dziwi Państwa to, że w wielu sklepach stoją pojemniki z napisem: „Zbiórka żywności dla Ukrainy”, gdy – jak się okazuje – Ukraina boryka się z nadmiarem swojej (sic!).

Konsekwencje unijnej polityki z jednej strony doprowadzą do radykalnego zmniejszenia produkcji żywności oraz upadku gospodarstw, co sprawi, że o wiele gorszą i droższą żywność trzeba będzie importować z Azji czy Ameryki Południowej. Z drugiej: pozbycie się rolników, a za chwilę i tzw. klasy średniej (choć współcześni polscy rolnicy to w większości odłam klasy średniej), spowoduje, że zdecydowana część społeczeństwa zostanie sprowadzona do roli chudopachołków.

Tymczasem klasa średnia – jak pisał Arystoteles – jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania dostatniego państwa. Posiada ona możliwość temperowania wzajemnych niechęci i nadmiernych ambicji tak biednych, jak i bogatych, stając się tym samym gwarantem stabilności i równowagi społecznej. A skoro tak, to mamy do czynienia nie tylko ze sporem gospodarczym, ale i światopoglądowym. Sporem – jakkolwiek patetycznie to zabrzmi – o przyszłość nas wszystkich.

Leszek Sawicki