Polski sierpień
Z czym kojarzy się dziś „polski sierpień” młodym ludziom, dla których smartfony były „od zawsze”? Wielu - z niczym. Może z nudną historią „odhaczoną” w szkole i niewiele wnoszącymi akademiami, topniejącą z dnia na dzień grupą powstańców i sporami o ideały „Solidarności”, o które - niczym w filmie „Dzień świra” - kłócą się partie od prawa do lewa (tak, tak - ci, co wtedy pałowali i legitymizowali gen. Jaruzelskiego, też dziś twierdzą, że byli „represjonowani”) wrzeszcząc: „Są moje! Mojsze! Najmojsze!!!”. Niemało wokół ludzi bez poglądów, bez twarzy, bez wyższych idei. Tęskniących za czasem, kiedy to inni decydowali za nich, określali priorytety, zapewniali minimum egzystencji i igrzyska. Ludzi szemrzących po kątach, wiecznie niezadowolonych, żyjących bez ideałów i zasad. Uciekających od odpowiedzialności. Im wygodne są europejskie trybunały i dyrektywy określające, co jest moralne, które zasady należy zamknąć w kanciapie, gdzie się trzyma szczotki i zapomnieć o nich. Żeby nie było „wiochy”.
Trzyma się mocno w ludzkich sercach i umysłach. Trudno się dziwić: wsiąkała w polskie dusze przez długie dziesięciolecia. Była wbijana kozackimi nahajami w czasie zaborów, potem poddawana srogim próbom obu wojen światowych. A kiedy nastała „nowa władza”, najpierw „formatowano” ją w ubeckich katowniach, wypalano strachem, wdeptywano w ziemię zabłoconymi butami enkawudzistów i ubeków, mamiono „wieczną przyjaźnią wielkich narodów” i magią książeczek partyjnych, obietnicami bez pokrycia i przywilejami dla najposłuszniejszych, oddanych bez reszty czerwonej władzy. Kupowano przydziałami na własne M3 i „malucha”.
A gdy „nastała wolność” po 1989 r., nagle szarobura rzeczywistość zagrała tęczą barw! I okazało się, ku zdziwieniu wielu żarliwych, choć naiwnych ludzi Solidarności, że – jak pisał Leopold Staff – „wolność nie jest ulgą, lecz trudem wielkości”. I wszystko znów zaczęło kipieć, buzować, wzięły się za bary sprzeczności. ...
Ks. Paweł Siedlanowski