Polskość
„Od jakiegoś czasu myślę, że jestem z Polski. Ja nie mówię, że jestem Polakiem, bo mnie to w ogóle nie interesuje - wyznał kilka dni temu dziennikarce Onetu aktor Andrzej Chyra. - W tym zestawie bycia Polakiem ja się nie mieszczę. Te czasy jakby kazały mi się zastanowić przez chwilę, i tak, jak mówię: przez tych paręnaście lat przyzwyczaiłem się, że jestem Europejczykiem. To się dalej nie wyklucza, ale w ogóle nie chciałem rozgraniczać tych dwóch rzeczy, a dzisiaj one się próbują wykluczyć”.
Nie jest w swoich dywagacjach odosobniony. W podobnym tonie od lat wypowiadają się aktorzy, celebryci, których nie warto z imienia i nazwiska cytować. „Gdyby była wojna,/ byłabym spokojna […] po kanałach z karabinem,/ nie biegałabym. Nie oddałabym ci Polsko,/ ani jednej kropli krwi./ Sorry Polsko” – śpiewała swego czasu lansowana przez mainstream piosenkarka. Celebrycki pisarz Szczepan Twardoch obwieścił: „Nie, nie jestem Polakiem. Mój związek z polskością jest skomplikowany i złożony, głównie z tego powodu, że moja rodzina 70 lat temu historycznym przypadkiem razem ze swoim hajmatem znalazła się w zasięgu oddziaływania polskiej kultury […] Tak się akurat złożyło, że piszę po polsku. Natomiast etnicznie nie jestem Polakiem, jestem Ślązakiem i mam głęboko w d…pie, czy to kogoś uraża, czy nie, albo czy jakiś polski patriota czuje się tym zagrożony, czy nie”.
Deklaracja, iż ma się w wiadomym miejscu Polskę, patriotyzm, wydaje się spełnić rolę swoistego „credo”, stanowiącego zarazem przepustkę do „europejskich” salonów. Dosadność i wulgarność są akceptowalne, nie ranią uszu elit. Ba! Wręcz są pożądane i tłumaczone jako zdrowy odruch najlepszej cząstki „tego kraju”. ...
Ks. Paweł Siedlanowski