Komentarze
Pomroczność jasna

Pomroczność jasna

„Wojna sprawia, że ludzie dobrzy stają się jeszcze lepsi, zaś ludzie źli - gorsi”. Nie znam autora sentencji, ale - choć może nieco upraszcza rzeczywistość - dużo jest w niej racji.

W sensie uniwersalnym dotyczy wszelkich sytuacji kryzysowych, z jakimi przychodzi nam się mierzyć. Wydobywają one bowiem na światło dzienne to wszystko, co na co dzień jest ukryte: bohaterstwo i tchórzostwo, altruizm i egoizm, zdolność do ofiar, ale też zwyczajną podłość. W kontekście wojny w Ukrainie, blisko dwumilionowej rzeszy uchodźców przybyłych na naszą ziemię, obserwujemy dziś - jak ktoś to ujął lapidarnie i trafnie - „festiwal dobra”. Spontanicznego, powodowanego odruchami współczucia, empatii. Ludzie dzielą się tym, co mają, nierzadko otwierając gościom swoje domy i mieszkania.

Zapewne weryfikacja nastąpi w momencie, gdy okaże się, że nasze pomaganie – swoisty sprint – będzie musiał zmienić się w maraton. Obecna sytuacja nie skończy się szybko. Ale wierzę w polską szlachetność.

W tym kontekście tym podlej brzmią wszelkie próby dyskredytowania podejmowanych działań. Porażająco brzmi hejt obecny na portalach internetowych, także w codziennych rozmowach wielu ludzi, którzy nagle, z dnia nadzień stali się ultrapatriotami, zmartwionymi, że oto pomagamy „banderowcom”, że nie rozliczyli się ze swoich zbrodni i nie są godni, by ich wspierać itp. Porażająca, kłamliwa i krzywdząca jest nienawiść okazywana Kościołowi, który rzekomo nic nie robi, „nie otwiera swoich seminariów, domów rekolekcyjnych i luksusowych plebanii” (to cytaty z „Gazety Wyborczej”, wypowiedzi europosłanki Janiny Ochojskiej, celebrytów). A jeśli nie da się zakryć faktów (bo o Kościele, osobach duchownych działających w jego strukturze czy organizacjach mówi się zbyt dobrze), wyciąga się „argument kija”, dokładając np. księdzu, który nie mieści się w kanonach lewackiej politpoprawności, czego dowód dał kilka dni temu jeden z naszych lokalnych tygodników. Wszak „równowaga” musi być, nieprawdaż? Komentarze oskarżające Kościół o brak odpowiedniej reakcji wygłaszają często ludzie, którzy nigdy się nie zetknęli z jego aktywnością, misją, bo do kościołów nie chodzą. Gdyby chodzili, wiedzieliby, jak jest.

Podle brzmią – w momencie, gdy struktury państwa są zaangażowane maksymalnie w pomaganie Ukrainie, walkę ze skutkami wojny w Polsce, galopującą inflacją itp. – donosy opozycyjnych posłów do różnych unijnych agend i głosowanie za karami dla Polski, błagania o wstrzymanie funduszy pomocowych. Z obrzydzeniem słucha się kolejnych wynurzeń sędziego Krystiana Markiewicza, prezesa Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, który wraz kolegami oderwał się od rzeczywistości. Wydaje się, że wojna jeszcze bardziej wpłynęła na destrukcję stanu umysłów. Źli stali się jeszcze gorsi. Smutne prawidło…

Czas na pointę. Jakub Bożydar Wiśniewski napisał: „W starożytności najbardziej przerażająca była dla człowieka utrata honoru, w średniowieczu – utrata zbawienia, w nowożytności – utrata wolności, a współcześnie – utrata wygody. Kto zaś oddaje na rzecz wygody honor, zbawienie i wolność, temu w chwili próby zostaje tylko strach”.

Komuś zależy, by hejt trwał. Bo on przykrywa strach, wewnętrzną pustkę hejterów, ich paniczny lęk przed obnażeniem prawdy. Żałosne to.

Ks. Paweł Siedlanowski