Pomysł na wykopki
Komentatorzy, którzy wieszczyli triumf Grzegorzowi Schetynie i jego sojusznikom, dziś zupełnie zmienili front i coraz częściej przepowiadają zwycięstwo w jesiennej potyczce do parlamentu tubylczego Prawu i Sprawiedliwości. To, że opozycja wybory przegrała - i to wcale nie o włos, jak chciał tego wydawany przez Agorę dziennik, ale o grubość pokaźnego warkocza - w polskiej rzeczywistości wcale nie oznacza, że za kilka miesięcy będzie tak samo. Jak wiadomo, Polki i Polacy to wyborcy krnąbrni, zmienni i niesłowni. Póki co ugrupowania polityczne, które znalazły się w trudnej powyborczej rzeczywistości, stają na rzęsach, aby przekonać do siebie jak największą rzeszę rodaków. Niestety, większość z nich nie ma jak na razie żadnego sensownego pomysłu: ani ideowego, ani organizacyjnego, ani tym bardziej marketingowego. Ot weźmy, tzw. partia ludowa, czyli PSL.
Jej szef, doktor nauk medycznych Władysław Kosiniak-Kamysz, przeszedł w ostatnich miesiącach niebywałą metamorfozę. Po tym jak ludowcom – u boku m.in. zbieraniny lewackiego pomiotu oraz tęczowej spółdzielni – udało się ugrać całe trzy mandaty w europarlamencie, ustami swego prezesa ogłosili, iż ów „światopoglądowy skręt w lewo bardzo im zaszkodził”. Zatem, by nie pogrążyć się jeszcze bardziej, natychmiast rozpoczęli prace nad stworzeniem Koalicji Polskiej – bloku na wybory do parlamentu, w którym znaleźliby się ci, którzy podzielają wartości propagowane przez PSL. – Będziemy chcieli budować wspólną listę do senatu – zapowiedział prezes Władysław, który jednocześnie „w kolejnej kampanii wyborczej nie chce już przekonywać, że nie jest zwolennikiem adopcji dzieci przez homoseksualistów, a małżeństwo – to związek kobiety i mężczyzny”.
I tak oto okazało się, iż Kosiniak to jedno, a Kamysz to drugie, choć w jednej osobie. Dla PSL samodzielne pójście do wyborów to obecnie wielkie ryzyko. Cztery lata temu partia ledwo przekroczyła próg wyborczy. Teraz, gdy obóz rządzący jeszcze bardziej wyrugował ludowców z elektoratu wiejskiego, siła ludowców znacznie osłabła. Stracili liczne przyczółki, posady w rozmaitych agendach rządowych oraz część sejmików wojewódzkich. Warunki, w jakich przychodzi walczyć ugrupowaniu szczycącym się ponad 120-letnią tradycją o utrzymanie się w polskim parlamencie, są nie do pozazdroszczenia. Stąd więc w głowie przywódcy stronnictwa zrodził się, skądinąd strategicznie dobry, plan sklonowania partii. Tzw. zielony PSL funkcjonowałby dajmy na to pod wodzą Kosiniaka na potrzeby polskiej wsi, a tęczową – pod wodzą Kamysza – na potrzeby postępowej Europy. Kiedy więc Kosiniak, mimo dzielących go różnic dogadałby się z Kamyszem, jego ugrupowanie znów mogłoby cieszyć się zaufaniem wyborców i zbierać w trakcie jesiennych wykopków obfite plony. A tak serio, to duetowi Kosiniak-Kamysz, w chwili, gdy nie ma szans na żadną samodzielną władzę, chodzi po prostu o wyłudzenie państwowej (czytaj: naszej) kasy. Jedni próbują na wnuczka, inni na urzędnika, pracownika administracji, domokrążcę czy policjanta. Kosiniak z Kamyszem chcą to zrobić na Koalicję Polską.
Leszek Sawicki