Komentarze
Porażająca lekkość bezmyślności

Porażająca lekkość bezmyślności

Są kwestie, do których lekkość podejścia naszych statystów wprost mnie przeraża lub co najmniej zdumiewa. Dramat, jaki przeżywają najbliżsi zamordowanego przez terrorystów Piotra S., to zbyt mało, żeby nie uczynić z tej śmierci pretekstu do wdzięczenia się do kamer. Powtarza się ten sam schemat, jaki znamy choćby ze sprawy porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika.

Ten żenujący spektakl ma sprawić, że uwierzymy, iż zrobiono w tej sprawie wszystko albo nie zrobiono nic. W sporze na margines schodzi kwestia dramatu człowieka i rodziny. Najważniejsze staje się, kto na tym wygra. Chwilami można odnieść wrażenie, że śmierć człowieka staje się tak samo ważna jak kolor krawatu notabla, który się do niej odniesie.

Poza zwykłą bezdusznością sytuacje te obnażają drugą twarz polskiej polityki – niekompetencję. Świetną ilustracją jest kryzys finansowy, który ponoć martwi całą scenę polityczną. Piszę: „ponoć”, bo masa wystąpień pań i panów ze zmartwioną miną, ogłaszających kolejne hiobowe wieści lub genialne pomysły, nie przełożyła się na frekwencję na sejmowej sali, gdy toczyła się tam stosowna dyskusja. Może to i lepiej, bo wsłuchując się w medialne przesłanie, jego autorzy powinni się raczej trzymać z daleka od naszych (podatników) pieniędzy, a być może powinno się rozważyć zakaz wypowiedzi, które przekładają się na spadki wartości złotówki, zawirowania na giełdzie, a co za tym idzie – również na wzrost bezrobocia. Nie trzeba być ekonomicznym geniuszem, by nie tylko wykazać związek pomiędzy propagandowym paplaniem, a konkretnymi zjawiskami w gospodarce i na rynku. Więcej – można to nawet dokładnie przeliczyć na gotówkę. Niestety nawet eksperci ekonomiczni są poddani kontroli specjalnego organu, który nadzoruje ich wypowiedzi pod kątem ewentualnego prowokowania określonych zachowań rynku finansowego, ale politycy mogą beztrosko wywołać panikę, a następnie z marsową miną ogłosić spełnienie swych prognoz.

Dramatem naszej Ojczyzny jest faktyczna bezkarność polskich polityków. Wmawianie społeczeństwu, że może ono dokonać selekcji podczas aktu wyborczego jest szyderstwem. Cóż to za weryfikacja, skoro przez 4 lata kadencji parlamentarzyści kryją swe grzeszki za immunitetem, którego ograniczenie jest dyżurną obietnicą wyborczą bez pokrycia. Przez 20 lat, mimo rozlicznych okazji, ani razu niezależna prokuratura czy też niezawisły sąd nie postawiły zarzutów czy ostatecznie nie wydały wyroku, o którym można by powiedzieć, że jest on przykładem politycznego prześladowania. Ale mamy aż nadto przykładów, gdy immunitet uniemożliwia karanie za pospolite wykroczenia, za które samorządowcy tracą swe mandaty. Zdumiewające jest, że parlamentarzysta może wykonywać swą pracę w stanie upojenia alkoholowego, co nie spotyka się nawet z oburzeniem, lecz żenującymi usprawiedliwieniami. Nie wspomnę o niepłaceniu mandatów za wykroczenia drogowe.

Przyczyną tej bezkarności jest obecny system wyborczy, którego zamiany bezskutecznie żąda polskie społeczeństwo. Bo, Szanowni Państwo, żyjemy w kraju, w którym władza występuje w naszym interesie, najpierw samodzielnie go zdefiniowawszy. Z tego też powodu nasze oczekiwanie na zmiany w konstytucji ograniczające immunitet czy wprowadzające okręgi jednomandatowe są dla parlamentu tyle samo ważne i istotne, co protest przeciw wyrywaniu z rąk rodziców pięciolatków i wysyłaniu ich do szkoły. Jeśli ktoś się tym zajmie, to tylko po to, by mieć dobry pretekst do założenia kolejnego krawata i przetestowania go, jak wpływa na wizerunek. A jak tego zabraknie, to przecież można pobredzić o wpływie kolorów na życie społeczne i relacje polityczne. Zawsze to prostsze niż konfrontacja z wyborcami częściej niż raz na 4 lata. 

Grzegorz Skwarek