Poruszcie całe wasze życie
Śpiewając ją z Montserrat Caballe, wokalista Queenu opowiadał o rodzinnym mieście współwykonującej tę piosenkę artystki jako miejscu rodzenia się płomiennych uczuć i niegasnącej miłości. Trudno mi jednak było przyjąć tę tezę, gdy dowiedzieliśmy się po raz kolejny o kilkunastu ofiarach śmiertelnych i kilkudziesięciu ludziach walczących o życie w szpitalach. Stan ten powiększał się wraz z doniesieniami o rozmiarach planowanego zamachu i o doskonałej organizacji, którą stworzyli ludzie stojący za tym krwawym zdarzeniem.
Lecz nie sposób już było utrzymać nerwy na wodzy, gdy media doniosły, iż pierwszą ofiarą szaleńców było dziecko siedzące w wózku. W ten właśnie wózek, jako pierwszą przeszkodę, uderzył samochód nieco ponad 20-letniego kierowcy – zamachowca.
Chcę, by cały świat zobaczył
Być może, analizując różnorakie doniesienia o zamachach na niewinnych ludzi, można wysnuć wniosek, iż zasadniczym elementem w ich organizacji jest taki scenariusz, który pozwoli dotrzeć z jakąś ideą na pierwsze strony gazet i do głównych wydań telewizyjno-radiowych wiadomości. Wytworzenie atmosfery strachu połączone z dotarciem informacyjnym do jak największej liczby osób stanowić ma kanwę do szerzenia i przymuszania innych do uznania jakichś własnych racji. Wiem, że wypowiedziane przeze mnie teraz słowa zwykłego człowieka mogą przyprawić o mdłości, szczególnie w kontekście owej bezsensownej śmierci dzieci w czasie barcelońskiego zamachu. Jeden z publicystów zwrócił jednakże uwagę na pewną dysproporcję w doniesieniach medialnych. Przypomniał bowiem, jak kilka lat temu, w czasie największego napływu „emigrantów” do Europy, media obiegło zdjęcie małego chłopczyka, którego zwłoki wyrzuciło morze na turecką plażę. I chociaż dzisiaj wiemy, że tamta fotografia była cynicznym wykorzystanie śmierci dziecka przez fotoreportera, i to z elementami „ustawki”, a ojciec dziecka kierował się w chęci dotarcia do Niemiec nie tyle strachem przed prześladowaniami, ile doraźną potrzebą dentystyczną (chciał uzyskać m.in. dobrą protezę u dentysty w kraju, w którym już mieszkała jego siostra), pomimo to widok kilkuletniego martwego chłopca na piasku plaży wstrząsnął niejednym. Dlaczego więc dzisiaj nikt nie pokazuje twarzy tych dzieci, które zginęły w czasie samochodowego rajdu zamachowca po La Rambla w Barcelonie? Najpewniej usłyszałbym w odpowiedzi, iż na przeszkodzie stoi nasze poczucie estetyki, zabraniające merkantylizacji ludzkiej śmierci, zwłaszcza tej niewinnej. Dlaczegóż więc kilka lat temu to poczucie estetyczne nie wzbroniło prezentować małego dziecka na plaży, a dzisiaj krzyczy jak dziewica w ciemnym zaułku? Zapewne dlatego (znowuż moje domniemanie), iż za jednym i drugim wcale nie stoi żadna estetyka, lecz zwykła cyniczna ideologia. Tym razem dziennikarzy lub ich wydawców.
Doskonały sen
Już chyba wszyscy zapomnieliśmy, jak po sylwestrowych atakach „uchodźców” na młode kobiety w Kolonii do wiadomości publicznej dotarły informacje o naciskach, wręcz nakazach ze strony właścicieli mediów związanych z poszczególnymi opcjami politycznymi, by minimalizować przekaz o tamtych wydarzeniach. Oczywiście, zasadniczym elementem tłumaczącym takie zachowanie miała być ochrona przed wybuchem społecznej paniki czy też wściekłości. Wydaje mi się jednak, że powodem była przemożna chęć odwrócenia uwagi od tych, którzy swoimi decyzjami politycznymi zgotowali owe piekło własnym obywatelom. Chroniono więc nie tyle społeczeństwo przed skutkami tych decyzji, ile raczej polityków przed odpowiedzialnością i media przed rozliczeniem ich z dotychczasowej narracji. We wszystkich tych działaniach najbardziej niepożądaną była prosta prawda. Dzisiaj, gdy trudno już ukryć inspiracje ideologiczne zamachowców, tendencją w przekazie do społeczeństwa jest minimalizacja samych zamachów i przedstawianie ich jako niepowiązanych ze sobą zdarzeń. Ma to ugruntować w społecznościach przekonanie, iż żaden z nich nie jest częścią większej zaplanowanej całości, a każdy zamachowiec jest chorym psychicznie człowiekiem, owładniętym swoimi frustracjami. Tylko, że owej narracji coraz częściej przeciwstawia się zdrowy ludzki rozsądek, podnoszący głowę w społeczeństwach. Wyrazem dostrzeżenia tego może być chociażby jedna z ostatnich wypowiedzi Antonio Tajaniego, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, który oświadczył, iż nie jest wskazaną postawa poniżania własnego dziedzictwa kulturowego tylko po to, by stworzyć miłe miejsce dla uchodźców. Choć jedna jaskółka wiosny nie czyni, to jednak jest jakimś pocieszeniem. Tylko że, poza podlizaniem się wyborcom, niesie w sobie ziarno krytyki „społeczeństwa otwartego”, które jest tak silnie promowane przez europejskich ideologów.
Otwórz swe drzwi na świat?
Sama idea tzw. społeczeństwa otwartego miała stanowić w zamyśle ideologów, zwłaszcza Karla Poppera, próbę stworzenia demokratycznego społeczeństwa, w którym nie byłoby miejsca na totalitaryzmy wszelkiej maści. Jednakże już u samych początków kształtowania się tej ideologii na pierwszy plan wysunęła się walka z prawdą. Zarówno Bergson, jak i Popper starali się zminimalizować wpływ czynników tradycyjnych kultur, jak i religii na życie społeczne. Problem jednakże w tym, że te dwa czynniki stanowiły o rezerwuarze pamięci społecznej, dającym możliwość oceny sytuacji w perspektywie dalszej, aniżeli doraźność. W wyniku przekształcania owej idei pod naciskiem i z inspiracji bieżącej polityki doprowadzono do uznania prymatu wolności nad prawdą, co mamy dzisiaj widoczne w całym pomyśle Unii Europejskiej, jak i tzw. liberalnej demokracji. Owocem tej właśnie ideologii, oczywiście nie bezpośrednim, ale nią uwarunkowanym, jest dzisiejsza sytuacja w Europie Zachodniej. Nadzieją jednakże w całej tej sprawie jest przypomnienie sobie przez ludzi o konieczności zachowania fundamentu, na którym można budować własne życie i życie społeczności. Być może wstrząs, jakim jest śmierć dzieci na La Rambla w Barcelonie, będzie przyczynkiem do odzyskiwania przez prawdę miejsca w społeczeństwie. Szkoda tylko, że musiały one ponieść największy wymiar kary za błędy ideologów i ogłupiałych społeczności.
Ks. Jacek Świątek