Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Poruszyć najgłębsze struny

Zależało mi na tym, aby ukazać potęgę kultu Bożego miłosierdzia. Powinniśmy z tego umiejętnie korzystać. Chciałbym, aby film w tym pomógł - przekonuje Michał Kondrat, twórca obrazu „Miłość i miłosierdzie”.

Reżyser oraz odtwórczyni głównej roli Kamila Kamińska odwiedzili 2 kwietnia NoveKino, gdzie w ramach „Filmowych rekolekcji” odbył się pokaz filmu. „Miłość i Miłosierdzie” to fabularyzowany dokument o Bożym miłosierdziu i misji s. Faustyny Kowalskiej. Spokojne i przepełnione wiarą życie s. Faustyny ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, mistyczki, autorki „Dzienniczka”, zmienia się pewnego dnia nieodwracalnie. Oczom zakonnicy ukazuje się bowiem Jezus Chrystus, który zleca jej misję głoszenia prawdy o Jego miłosierdziu i przygotowania świata na Jego ostateczne przyjście. Zadanie to wydaje się niemożliwe do zrealizowania, ale s. Faustyna zrobi wszystko, aby je wypełnić. Nie mniejszą rolę w objawieniu światu prawdy o Bożym miłosierdziu odegrał bł. ks. Michał Sopoćko, wybitny kapłan i spowiednik świętej, którego losy również ukazano w filmie.

Trzeci z apostołów Bożego miłosierdzia to św. Jan Paweł II, który uczestniczył od początku w procesie wyniesienia na ołtarze s. Faustyny i uznania przez Kościół przesłania wynikającego z jej „Dzienniczka”, zaś w dniu kanonizacji – 30 kwietnia 2000 r. – ustanowił dla całego Kościoła święto Bożego Miłosierdzia, którego domagał się sam Jezus.

 

Nieznane fakty i dokumenty

Film ujawnia nieznane dotąd fakty i niedawno ujawnione dokumenty, które rzucają nowe światło na prawdę o Bożym miłosierdziu. – Obraz, przy którego malowaniu uczestniczyła Faustyna, jest jednym z nielicznych źródeł wiedzy o tym, jak wyglądał Zbawiciel. W filmie przedstawiamy badania naukowe na ten temat. Okazuje się, że podobizna Chrystusa widoczna na obrazie namalowanym według wskazówek s. Faustyny jest identyczna z rysami twarzy i sylwetką uwiecznionymi na całunie turyńskim – podkreśla reżyser.

Widzowie dowiedzą się także o innych nieznanych faktach na temat obrazu Jezusa Miłosiernego pędzla Eugeniusza Kazimirowskiego, namalowanego w Wilnie w 1934 r. – Nikt nie wiedział, że podczas „więzienia” obrazu przez kilkadziesiąt lat na Białorusi, został on dwukrotnie poprawiany przez malarzy. Te warstwy należało zdjąć, żeby uzyskać taki obraz, jaki rzeczywiście malował Kazimirowski pod dyktando Faustyny. Co więcej, podczas renowacji wyszło na jaw, że twarz Jezusa malarz poprawiał blisko 20 razy. To potwierdza, że s. Faustyna naprawdę widziała Jezusa, dlatego kazała nanosić poprawki, bo wiedziała, że Jego wizerunek różni się od tego, który widziała – zaznacza M. Kondrat.

W filmie pojawiają się także odkrycia ekspertów, którzy znaleźli nieznane listy ks. M. Sopoćki.

 

Siedlecki akcent

Kilka scen do filmu kręcono w Zakładzie Karnym w Siedlcach. – Mamy przepiękne świadectwo Pawła, który był więźniem. Zdjęcia z jego udziałem kręciliśmy w zakładzie karnym. Oprócz tego mamy bardzo mocne świadectwo ks. Mateusza Czubaka, kapelana więziennego – zdradza reżyser. Niestety, nie pojawiają się one w wersji kinowej obrazu. – Film rządzi się swoimi prawami, ma określoną długość. Musieliśmy podjąć trudną decyzję. Oczywiście nie chcemy, żeby to się zmarnowało. Akcent siedlecki wykorzystamy jako bonusy do DVD i prawdopodobnie też w wersji amerykańskiej – przyznaje twórca filmu.

A jak to się stało, że ekipa filmowa znalazła się w Siedlcach? – Jakiś czas temu nawiązałem kontakt z rzecznikiem prasowym zakładu karnego. Napisał do mnie w sprawie licencji na jeden z moich poprzednich filmów. Zapytał, czy udostępnię mu ją bezpłatnie, by mógł pokazać ten film osadzonym. Zgodziłem się. Odpisał, że gdybym kiedyś czegoś potrzebował, to mam się odezwać. Pomyślałem, że chciałbym mieć świadectwo osoby osadzonej lub takiej, która była w więzieniu i przeżyła coś mocnego pod wpływem nawrócenia. Napisałem do niego. Oczywiście zadeklarował pomoc. Potem okazało się, że kapelanem jest tam ks. Mateusz Czubak, z którym się bardzo dobrze znamy – opowiada. Ekipa filmowa gościła w Siedlcach trzykrotnie. – Byliśmy w kaplicy więziennej, gdzie wisi obraz „Jezu, ufam Tobie”. Widzieliśmy też wyrośniętych facetów z dużymi mięśniami, którzy przychodzą się spowiadać do ks. Mateusza. W tym jednym świadectwie podczas spowiedzi wydarzyła się rzecz niezwykła. Na pewno pokażemy to później – zaznacza reżyser.

 

Książka, która zmienia życie

M. Kondrat przyznaje, że pomysł na film zrodził się pod wpływem lektury „Dzienniczka” św. Faustyny. – Dzięki niemu dużo dobrego wydarzyło się w moim życiu. „Dzienniczek” zmienia życie setki tysięcy ludzi, jest jedną z najpopularniejszych książek na świecie. Zależało mi na tym, aby stworzyć film, który będzie wyciągał esencję tego, co jest w „Dzienniczku”, jak również pokaże skutki tego we współczesności – tłumaczy.

Od lektury zapisków świętej swoje przygotowania zaczęła również K. Kamińska, odtwórczyni roli Faustyny. – Czytanie go leczy, karmi, mocno oddziałuje, tylko trzeba zagłębić się w treść, otworzyć się na nią, czytać z otwartym sercem – podkreśla aktorka. – Przy niektórych fragmentach płakałam ze wzruszenia albo zastanawiałam się, jak to na mnie działa, o co chodzi w tych słowach – dodaje. K. Kamińska przyznaje, że starając się lepiej wczuć się w rolę, poznała życie zakonne. Zaczęła od Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia na ul. Żytniej w Warszawie, czyli pierwszego klasztoru, w którym przebywała s. Faustyna. – Prosiłam siostry, aby mnie nie oszczędzały. Mówiłam, że chcę robić to samo, co one. Pewnego dnia, kiedy chciałam zadać jakieś pytania, bo one cały czas rodziły się w mojej głowie, od jednej z sióstr usłyszałam: „pani Kamilko, później porozmawiamy, teraz czas na modlitwę, s. Faustyna też by poszła” – wspomina odtwórczyni głównej roli. Aktorka odwiedziła też Ostrówek, gdzie w młodzieńczych latach mieszkała s. Faustyna, aby porozmawiać z opiekującymi się domem siostrami. – Mimo że praca nad filmem się skończyła, on w nas żyje. Wraca pod wpływem reakcji widzów, naszych przemyśleń. Patrzę na Faustynę innymi oczami. Kiedy wchodzę do kościoła i widzę obraz Jezusa Miłosiernego, to od razu wracają wspomnienia – zwraca uwagę K. Kamińska i dodaje, że dla niej największą wartością są reakcje ludzi, którzy zobaczą film.

 

Naszą rolą jest siać

Widzów „Miłości i miłosierdzia” z każdym dniem przybywa. Na dowód głębokich reakcji, jakie film wywołuje, reżyser przytacza otrzymaną wiadomość. – Kolega, który pracował na planie, napisał: „jako niewierzący jestem sceptyczny co do wiary i Kościoła, ale ten dokument z elementami fabuły porusza w człowieku głęboko ukryte struny. Nawet niewierzącym. Gratulacje”. Podobnych sms-ów dostaję kilka dziennie od różnych osób. To daje mi radość i przekonanie, że warto było dwa lata ciężko pracować – przekonuje M. Kondrat, dodając, że podczas kręcenia zdjęć trzy osoby się nawróciły.

Reżyser zaznacza, że swoim filmem chciał zwrócić uwagę na niezwykłość misji s. Faustyny. – To ona została wybrana, żeby nas przygotować na podwójne przyjście Pana Jezusa. Na dziesięć dni przed śmiercią mówi ks. Sopoćce, że to dzieło dokończy z nieba. Kult Bożego miłosierdzia jest ogromną pomocą dla ludzi. Mnie zależało na tym, aby ukazać jego potęgę, bo jest to coś, co mamy za darmo od Boga i powinniśmy z tego umiejętnie korzystać. Chciałbym, aby film w tym pomógł. Zrobiłem to tak, jak potrafiłem. Naszą rolą jest siać, ale za wzrost jest już odpowiedzialny Pan Bóg. To, co ten film będzie robił, zostawiam Bogu. A na podstawie wiadomości, które otrzymuje, widzę, że dzieje się dużo dobrego – podsumowuje M. Kondrat.

Film 26 kwietnia wejdzie na ekrany kin w dziesięciu krajach Europy.

HAH