Historia
Postawa włościan i niepowodzenia gen. Umińskiego

Postawa włościan i niepowodzenia gen. Umińskiego

13 kwietnia 1831 r. gen. Umiński nakazał wzmocnienie szańca przedmostowego w Liwie, czego nie zdążył wykonać jego poprzednik Andrychiewicz. Pracami kierował mjr Breza. W budowie pomagali okoliczni chłopi „klęskami wojny tak wycieńczeni i biedni - odnotował Józef Patelski - iż nędzą ich ujęci za serce zrobiliśmy miedzy sobą składkę i im dość znaczną kwotę pieniężną ofiarowaliśmy.

Dobroduszni choć nędzarze pieniędzy przyjąć nie chcieli, a gdy do tego namową skłonieni zostali, takowe rannym żołnierzom z 20 pp. do Liwa zanieśli. Postąpili szlachetnie” – zapisał autor wspomnień. Warszawski „Kurier Polski” przytoczył mowę najstarszego z chłopów: „Najukochańsi bracia, serce nam się kraje, że nam pieniędzmi chcecie nagradzać kilka godzin najmilszej dla nas w życiu całym pracy: dzieci nasze i krewni poszli się bić za Ojczyznę, niechże nam pozostać wolno będzie, co można, dla was popracować”.

Tego dnia feldmarszałek Dybicz postanowił odrzucić zgrupowanie polskie gen. Umińskiego za rzekę Liwiec i w tym celu skierował przeciwko niemu oddział gen. Ugriumowa. Dowódca ten prowadził ponad 9 tys. żołnierzy (16 dział i dziewięć baonów piechoty), podczas gdy Umiński miał ok. 7 tys. i dziesięć dział. Wobec natarcia Ugriumowa, Umiński przyjął walkę pozycyjną, ale nie spostrzegł, że ma słabszą artylerię i mniej liczną piechotę (siedem baonów). 14 kwietnia Ugriumow zajął Węgrów i ostrożnie zbliżał się do przeprawy w Liwie. Wysłane przez płk. Chłapowskiego na przedpole dwa szwadrony jazdy lubelskiej zostały zepchnięte za Liwiec. Rosjanie odrzucili także kompanię piechoty mjr. Chlewskiego. Po opanowaniu przedpola przez nieprzyjaciela kompania ta przeprawiła się wpław przez rzekę Liwiec na wprost zamku liwskiego, a broń i tornistry, których nie chciano porzucić, przewieziono przez rzekę na dostarczonych z miasteczka świńskich korytach, powiązanych po kilka sztuk razem.

Bitwa rozpaliła się na dobre ok. 9.00 rano. Pierwszy atak karabinierów rosyjskich został odparty. Zmontowano drugi atak, jak pisze historyk rosyjski Puzyrewski: „głośny z męstwa i biegłości sztabskapitan Śliwicki i gen. Faesi (Szwajcar w służbie rosyjskiej) objęli dowództwo nad kolumnami szturmowymi”. Ponieważ polski szaniec był niewykończony, Rosjanie wkrótce go zdobyli, biorąc do niewoli 200 jeńców i d-cę – mjr. Chlewskiego. Opanowali także wyspę i mosty.

Gen. Umiński nie pogodził się z utratą szańca i podjął dalszy bój. W godzinę po stracie wyspy rzucił do walki mocno przetrzebiony 20 pp. Jego pierwsze kontrnatarcie załamało się w ogniu artylerii rosyjskiej. Równocześnie z próbą odzyskania wyspy i szańca przedmostowego Umiński kazał gen. Tomickiemu przejść z brygadą jazdy przez Liwiec, brodem pod Grodziskiem naprzeciw Jarlic (6 km na płd. od Liwa) i zaatakować flankę rosyjską. Jednakże przeprawił się przez Liwiec tylko pierwszy p.uł. płk. A. Konopki. Za Jarnicami Konopka natknął się na kawalerię rosyjską. Uczestnik szarży Wojciech Goczałkowski wspominał: „Z przeciwnej strony ujrzeliśmy jak migiem błysły z pochew szaserskie pałasze, a ułańskie lance schyliły się w pół ucha końskiego i ledwo tylko co początku sygnału atakowego dosłyszeliśmy, któren potem cała pułkowa muzyka zagrzmiała. Z pod koni rwany grunt bryzgał już w górę i z straszliwym okrzykiem «hura» wpadliśmy na siebie… Zmieszaliśmy się tak, że w tym serdecznym uścisku ani cięcia nawet było sobie dać niepodobna, ale to trwało chwilę, bo wnet przeparty nieprzyjaciel tył podał”.

Pierwszy impet polskiej szarzy próbowały wstrzymać szwadrony rosyjskich ułanów i strzelców konnych wsparte przez Tatarów. „Ale naczelny dywizjon nieustraszonego pułku pod mjr. Hemplem (właściciel Tuchowicza), zerwawszy się w cwał z miejsca, jednym pędem wywrócił całą tą zbieraninę, całą zwalił na jedną samotną kupę i w połowie wykłuł, w połowie rozbroił” – napisał historyk Edmund Callier.

Dowódca rosyjski rzucił jako swą ostatnią rezerwę nowe szwadrony i przewaga jazdy n-pla spowodowała, że osamotnione szwadrony 1 p. uł. na rozkaz dowódcy brygady płk. Józefa Millera wycofały się pod Grodzisk, uprowadzając ponad 100 jeńców.

Uparty gen. Umiński nie zważając na celny ogień, rozebraną nawierzchnię mostu przez Rosjan i minimalne szanse ataku, nakazał jego powtórzenie. To kolejne natarcie prowadził szef sztabu płk Jakub Lewiński, który tak o tym zapisał: „Odwróciłem się do pułku 1 strzelców pieszych tuż obok stojącego i wywołałem na ochotnika, spodziewając się, że tym sposobem do niebezpiecznego przedsięwzięcia najdzielniejszych otrzymam pomocników. Jeden tylko oficer i trzech żołnierzy z szeregu wystąpiło. Widząc to zakomenderowałem „Batalion pułku 1 strzelców pieszych krok podwójny! Naprzód marsz! Przewidywałem więc, że pewnie dużo ludzi stracę, więc kazałem batalionowi przyspieszonym biegiem wśród gradu kul i kartaczy pędzić, a gdyśmy groblę przebyli i ani śladu mostu nie ujrzeli, rozsypałem batalion tyralierów wzdłuż rzeki, gdyż był to jedyny sposób tracenia jak najmniej ludzi; jak dotąd przeszło trzystu tj. połowę ludzi miałem zabitych i rannych”.

Jeszcze dwa razy tego dnia gen. Umiński posyłał do ataku piechotę, nie osiągając sukcesu. Leon Drewnicki podsumował te wysiłki: „Dnia tego przez cały dzień z obu stron była zawzięta bitwa. My straciliśmy dużo ludzi i koni, a najbardziej ucierpiała artyleria płocka, bo wszyscy kanonierzy zginęli”.

Józef Geresz