Postawili na nowoczesność
Gospodarstwo w Wólce Soseńskiej, w gminie Mordy, odziedziczyli po rodzicach. Początkowo działali wielokierunkowo, hodowali wszystko, z czasem jednak zdecydowali się obrać profil mleczny – postawili na krowy. – Zaczynaliśmy od dziesięciu sztuk. Później systematycznie powiększaliśmy stado, bo cena za mleko była bardzo dobra, więc i inwestycje się opłacały. Dwa lata temu wybudowaliśmy nową oborę, która stawiana była z myślą o stworzeniu hali udojowej. Jednak za namowami przedstawicieli z różnych agencji rolniczych, którzy przekonywali nas do tego, by postawić na nowoczesność, zdecydowaliśmy o przeprojektowaniu obiektu i przystosowaniu go do potrzeb robota Astronaut A3 Next – tłumaczą Urszula i Dariusz Kołtuniakowie.
Indywidualnie traktowane
Każda z 56 krów w gospodarstwie państwa Kołtuniaków traktowana jest indywidualnie. Komputer obsługujący dojarkę zapamiętuje bowiem wagę i mniej więcej układ wymion, by móc wydzielać np. ile danej sztuce krowy „przysługuje” paszy, czy też porę jej dojenia. Jeśli zwierzę przyjdzie do paszownika w niewielkim odstępie czasu od poprzedniego poboru mleka (a powinno upłynąć minimum 5-6 godzin), wówczas maszyna nie ustawi się do dojenia, a wręcz „pogoni” je (za pomocą delikatnych wiązek prądu) do tego, by opuściło stanowisko i nie blokowało urządzenia innym krowom.
Decyzja o tak poważnej inwestycji pociągnęła ze sobą wiele wątpliwości. I nie chodziło bynajmniej tylko o kwestie finansowe. Gospodarze zastanawiali się bowiem, czy krowy będą w stanie przyzwyczaić się do obecności maszyny. Jednak pan Dariusz podczas zagranicznych wyjazdów miał okazję zobaczyć działanie i skuteczność tego typu urządzeń. To zdecydowało o zakupie robota. – Przygotowywanie zwierząt do tego, by obsługiwała je maszyna, trwało około dwóch tygodni. Oborę trzeba było podzielić na trzy sektory – wyjaśniają państwo Kołtuniakowie. – Przez ten czas próbowaliśmy wybić zwierzęta z rytmu porannego i wieczornego oddawania mleka. Nie było to łatwe. Początkowo krowy przychodziły tylko do stacji paszowej, przyzwyczajając się do samego urządzenia. Później, kiedy zostało włączone również dojenie, bywało różnie. Jedne stały spokojnie, inne denerwowały się i zdrowo kopały – dodają. Twórcy dojarki przewidzieli jednak takie sytuacje – konstrukcja robota jest mocna, trwała i odporna na uderzenia.
Jak to działa?
Kiedy wraz z właścicielami zaglądam do obory, właśnie trwa pora dojenia. Krowa podchodzi do boksu udojowego, gdzie jest poddawana automatycznej kontroli z czytnika (jeśli to jej pora dojenia, to rzucana jest jej przysługująca ilość paszy – od 2 do 8 kg – w zależności od wydajności). – Najpierw odbywa się dezynfekcja (szczotki nie tylko myją, ale powodują również masaż wymienia), następnie laser namierza wymiona i zasysa poszczególne strzyki – wskazuje pani Urszula. – Jeśli nie będzie przepływu ze wszystkich strzyków wymienia, dojenie się nie rozpocznie – tłumaczy. Gdy któryś ze strzyków zostanie opróżniony, kubki maszyny puszczają konkretną ćwiartkę wymienia. Dzięki temu, że nie ma tzw. pustodoju, zwierzę nie jest narażone na mastitis – chorobę wymienia. Po opróżnieniu wszystkich strzyków następuje dezynsekcja poudojowa, ramię odjeżdża, a krowa zostaje wypuszczona lub przetrzymana – w zależności od tego, czy ma dostać jeszcze paszę.
To jednak nie wszystko. Obora państwa Kołtuniaków wyposażona została na naprawdę wysokim poziomie – jest w niej zamontowany nie tylko robot udojowy, ale także maszyna sprzątającą odchody zwierząt. Urządzenie to, wcześniej wyznaczoną i zaplanowaną trasą, samo jeździ po całym obiekcie i sprząta podłoże szczelinowe z nieczystości.
Choć jeszcze za wcześnie, by przesądzać, na ile trafiona była to inwestycja, gospodarze z Wólki Soseńskiej nie żałują swojej decyzji. – Koniunktura w rolnictwie nie układa się najlepiej. Trzeba jednak mieć na uwadze fakt, że chów krów to nie jest byle handel, którego działalności z miesiąca na miesiąc można zaprzestać. To decyzja pokoleniowa, w którą nieustannie trzeba inwestować, by przynosiła wymierne zyski. Czas natomiast pokaże, czy to przedsięwzięcie było naprawdę celne – przekonuje D. Kołtuniak. Gospodarz zaznacza jednak, że już teraz widzi pewne korzyści związane z działaniem robota. – Krowy w szczycie laktacji oddają nawet o kilka litrów więcej mleka niż kiedyś, poprawił się ich metabolizm, a przez to także zdrowotność – podsumowuje hodowca.
UE przyszła z pomocą
To pierwszy tej firmy robot w Polsce, którego cena negocjacyjna waha się w granicach 120 tys. euro. Tę poważną inwestycję państwo Kołtuniakowie w części pokryli ze środków własnych, jednak 60% sumy, którą trzeba było zapłacić, otrzymali z unijnych środków, pochodzących z programu Wspierania Rozwoju Obszarów Wiejskich.
O tym, jak bardzo robot udojowy odciążył gospodarzy w ich codziennej pracy w gospodarstwie, chyba nie trzeba wiele mówić. Wystarczy wspomnieć, że niekoniecznym już jest wstawanie o 5.00 nad ranem, by wydoić krowy. Ponadto rodzina praktycznie bez obaw może pozwolić sobie na dłuższą wizytę u rodziny lub inny wypoczynkowy wyjazd.
– Dwa razy dziennie sprawdzamy raporty ze stada. Komputer uwzględnia w nich zdrowie bydła, wskazuje pomiar odłykania, a także tłuszczu i białka – co pozwala wcześniej wykryć stany chorobowe u zwierzęcia. Ponadto komputer sygnalizuje, kiedy zbliża się u krowy okres rui, co zwiększa szansę sukcesu przy inseminacji – tłumaczy pan Dariusz, dodając: – Sprawozdania te dostępne są jednak nie tylko na miejscu, w oborze, ale praktycznie wszędzie, gdzie przebywamy. Drogą internetową możemy połączyć się bowiem z urządzeniem obsługującym maszynę udojową.
Robot obsługuje więc dojenie kompleksowo. Do zadań gospodarzy pozostaje tylko zmiana filtra do mleka (raz na dobę) i czyszczenie szkiełka laserowego. Reszta to czasowe techniczne przeglądy.
Obora na topie
Oficjalne otwarcie w pełni zautomatyzowanego obiektu, wybudowanego w 2008 r., nastąpiło 25 kwietnia. Niedzielna uroczystość zgromadziła wielu znakomitych gości, z przedstawicielami firmy Lely, Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, Mazowieckiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego, Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego oraz władz lokalnych na czele. Licznie zebrani gratulowali i składali najszczersze życzenia. Wśród wielu ciepłych słów, jakie skierowano pod adresem hodowców z Wólki Soseńskiej, było uznanie i wielki podziw dla faktu, iż Kołtuniakowie zdecydowali się na tak nowatorskie przedsięwzięcie.
Na otwarciu zgromadzili się również sąsiedzi państwa Kołtuniaków, w głównej mierze również utrzymujący się z rolnictwa, których życzliwość i otwartość gospodarze bardzo sobie cenią. – Nie ma między nami zazdrości czy zawiści. Jest za to uczciwość i serdeczność, która ujawnia się szczególnie w chwilach, gdy potrzebna jest sąsiedzka pomoc – mówią Kołtuniakowie. Najlepszym dowodem tej przyjaźni jest prezent, jaki właściciele robota udojowego otrzymali od mieszkańców wsi – to cieliczka, która ubrana była w koszulkę z napisem „Chcę być dobrze karmiona i robotem firmy Lely dojona”.
GU