Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Poświęcali czas na zgłębianie wiedzy

Ziemia to matka moja. Nie oddzielajcie mnie od niej murem ani blachą czy inną trwałą zaporą, tylko miękkim drewnem, bym mógł się z matką moją połączyć jak najprędzej - pisał w testamencie Stefan Leon Makowiecki. Właściciel pałacu w Michałówce to jeden z przedstawicieli ziemiaństwa, o których można było usłyszeć podczas sesji naukowej „Ziemianie naukowcy” zorganizowanej w Muzeum Regionalnym w Siedlcach.

Przedstawiciele tej grupy społecznej od XVIII do początków XX w. poświęcali swój czas na zgłębianie różnych dziedzin wiedzy. Zajmowali się obserwacją flory, fauny, minerałów i klimatu, co zapoczątkowało badania nad geografią roślin. Wokół rezydencji zakładali parki pełne egotycznych gatunków. Ich zapał owocował powstawaniem specjalistycznych gabinetów, ale także innowacjami w dziedzinie upraw. Duże zasługi dla polskiej nauki miał Stefan Leon Makowiecki, hodowca roślin, autor licznych publikacji z dziedziny botaniki, ogrodnictwa i hodowli roślin. - Odziedziczył pałac w Michałówce na Podolu, stworzył tam firmę ogrodniczą. Założył piękny park, a potem przeżył trzy wojny i dwie rewolucje. Zmarł w biedzie. Był wysokim i poważnym mężczyzną, więc wyglądał imponująco, a wczesna łysina dodawała mu powagi - opisywała dziadzia, bo tak go nazywano w rodzinie, żeby nie był mylony z innymi dziadkami, dr Hanna Makowiecka, potomek ostatnich właścicieli dworu w Woli Suchożebrskiej.

S. Makowiecki od dzieciństwa wykazywał wielkie zainteresowanie przyrodą. W czasie studiów przyrodniczych w Warszawie zwiedzał okolice, zbierał okazy flory i pisał o swoich odkryciach w artykułach, które ukazywały się w pismach ogrodniczych w Galicji, Warszawie i Kamieńcu Podolskim. 
– Michałówka, którą odziedziczył, mając 21 lat, jest wymieniana obok Nieborowa czy Łańcuta jako jeden wśród 20 najpiękniejszych ogrodów w XIX w. Polsce. Do Michałówki przyjeżdżało wielu zainteresowanych oglądaniem roślin i ich zakupem. Zatrzymywali się w oberży należącej do majątku. Zwiedzali pokój pisarza Henryka Sienkiewicza, który w Michałówce, korzystając z tamtejszej biblioteki, pisał „Pana Wołodyjowskiego” – mówiła H. Makowiecka.
Drugą pasją S. Makowieckiego była dendrologia. – Stosował metodę przesadzania stuletnich drzew. W latach 1900-1917 r. prowadził w Michałówce produkcję nasion ogrodowych i szkółkę drzew owocowych na potrzeby pobliskich powiatów i północnej Besarabii – wymieniała prelegentka. 
Podczas I wojny światowej pałac w Michałówce został zrabowany i spalony. – Zawartość szklarni w grudniu na mróz wyrzucona, większe okazy siekierami porąbane, w tym stuletnie drzewa cytrynowe, agawy. Ogród rozgrabiono: wyrywano cebulki i wdeptywano w ziemię – cytowała zapiski dziadzia H. Makowiecka.
S. Makowiecki był zmuszony opuścić Michałówkę. Wyjechał do Lwowa, gdzie skupił się na odbudowie zniszczonych wojną ogrodów, prowadząc szkółkę roślin we Fredrowie (jedną z największych w Galicji). W 1936 r. ukazało się najważniejsze i najmniej znane dzieło S. Makowieckiego – słownik botaniczny, nad którym pracował 45 lat. Za zasługi dla polskiego ogrodnictwa odznaczony był orderem Polonia Restituta. 
W testamencie napisał: „Oddajcie me zwłoki ziemi w obrębie parafii, gdzie serce moje ostatni raz uderzy. Ziemia to matka moja. Nie oddzielajcie mnie od niej murem ani blachą czy inną trwałą zaporą, tylko miękkim drewnem, bym mógł się z matką moją połączyć jak najprędzej”. 

Okazy spod Wezuwiusza
Prekursorką muzealnictwa przyrodniczego można nazwać księżną Annę Jabłonowską. W swojej rezydencji w Siemiatyczach stworzyła gabinet historii naturalnej. Uznawany był za jeden z najbogatszych w XVIII-wiecznej Europie. – Jego założycielka szczególnie dumna była z kompletu zbioru muszli, egzotycznych owadów, ptaków oraz licznych okazów pochodzących z okolic Wezuwiusza, tuż po odkryciu słynnych miast, które wulkan zniszczył. Udało jej się zdobyć sporo przedmiotów, które zostały tam wydobyte – podkreślał prof. Franciszek Midura z Akademii Nauk Stosowanych im. Wincentego Pola w Lublinie. Europejskiej sławy siemiatycki gabinet odwiedzili m.in.: król Stanisław August, Ignacy Krasicki czy Stanisław Staszic. W latach 1750-70 A. Jabłonowska odbyła liczne podróże do Włoch, Francji, Hiszpanii, Austrii, Niemiec i Szwajcarii. Z ludźmi, których poznała, prowadziła ożywioną korespondencję w sprawach ekonomicznych, rolniczych oraz etnograficznych. 
Obok gabinetu przyrodniczego w Siemiatyczach, księżna utworzyła ogród botaniczny w zespole pałacowo-parkowym w Kocku. – Starała się aklimatyzować i sprowadzać rośliny, które gromadziła i które przysyłano jej z całego świata. Posiadała też znakomitą bibliotekę. Niektórzy uważają, że była ona, jeśli chodzi o kolekcję przyrodniczą, lepsza od biblioteki Załuskich, którzy zgromadzili największą liczbę książek – zauważył prelegent
W swoich dobrach, a liczyły one 11 miast i 107 wsi, księżna ogłosiła specjalną broszurę, którą nazwała „porządek robót miesięcznych ogrodnika”. Jej podopiecznym był ks. Krzysztof Kluk, proboszcz Ciechanowca, gdzie do dziś istnieje ogród roślin leczniczych.
Zainteresowania przyrodnicze przejawiał także książę Aleksander Sapieha, siostrzeniec A. Jabłonowskiej. Był wybitnym badaczem i podróżnikiem, członkiem i dobroczyńcą Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie. Jego zainteresowania, a może nawet pasja botaniczna, najsilniej uwidoczniły się podczas podróży na południe Europy, jakie Sapieha odbył prawdopodobnie w latach 1804-1806. Rozpoczął swą wędrówkę od Triestu, potem posuwał się wzdłuż wybrzeży Chorwacji i Albanii, zbaczając na krótko do Italii, aby dotrzeć w końcu do Grecji. – Sapieha poczynił wówczas sporo obserwacji dotyczących różnych dziedzin szeroko pojętej botaniki. Bez wątpienia był wrażliwy na piękno przyrody. Spisywał lub zbierał okazy, nasiona czy też owoce napotkanych roślin – opowiadał Artur Rogalski z Muzeum Zbrojowni na Zamku w Liwie. 
Prace i działalność księcia doceniono w TPN, gdzie powołano go do komisji opiniującej nadsyłane prace z zakresu nauk przyrodniczych. Towarzystwu przekazał także liczącą ponad 4 tys. książek bibliotekę. A. Sapieha był również wynalazcą maszyny do elektryfikacji.

W gwiazdach i na polu
Zainteresowania astronomią i meteorologią przejawiał najmłodszy brat sławnego pisarza Józefa Ignacego Kraszewskiego – Kajetan. Gospodarował w Dołhem i w Romanowie na Podlasiu, gdzie założył prywatne obserwatorium astronomiczne. – Kajetan planował studia w Kijowie, ale zrezygnował, gdyż stwierdził, że ze szkoły wyniósł niewiele, a raczej prawie nic. Osiadł przy rodzicach w Romanowie. Z ogromny zapałem poświęcał się grze na fortepianie i komponowaniu drobnych utworów muzycznych, ale także zgłębianiu teorii muzyki. Sławy w muzyce nie osiągnął, chociaż sporo utworów opublikował – wspominał dr Grzegorz Welik, dyrektor Archiwum Państwowego w Siedlcach. W połowie lat 50 XIX w. pojawiły się u Kraszewskiego nowe pasje: matematyka, fizyka, astronomia i meteorologia. – W Romanowie w 1854 r. założył jedno z pierwszych w Królestwie Polskim obserwatorium astronomiczne. Na początku mieściło się na piętrze dworu, a potem na potrzeby obserwatorium zbudowano specjalną wieżyczkę. Specjalistyczne przyrządy sprowadzał z Berlina, Monachium, Wiednia i Paryża. Kosztowało to niemało, ale Kraszewski był dobrym gospodarzem romanowskiego majątku, więc mógł sobie pozwolić na kosztowne zainteresowania – podkreślał G. Welik. Księgozbiór odziedziczony po rodzicach i dziadkach uzupełniał drogą kupna. W 1876 r. miał ponad 9 tys. tomów, a zbiór obrazów sięgał setki. 
Z kolei prof. Kazimierz Roguski herbu Ostoja zapisał się w historii jako organizator powojennej hodowli i nasiennictwa ziemniaka. – Zaraz po II wojnie światowej przystąpiono do zabezpieczenia ocalałego materiału hodowlanego i nasiennego ziemniaków. Z polecenia ministra rolnictwa i reform rolnych powołano w 1945 r. wydział nasienny przy oddziale Państwowego Instytutu Naukowego Gospodarstwa Wiejskiego w Bydgoszczy. Akcją na Pomorzu Zachodnim kierował właśnie K. Roguski, który w latach 1925-1944 prowadził w Koszycach, niedaleko Opatowa, hodowlę pszenicy, buraków pastewnych i ziemniaków. Wraz z zespołem zabezpieczył materiały hodowlane m.in. w Wyszoborzu, Bożniewiczach, Strzekęcinie i Żołędnie – opowiadał dr Mirosław Roguski, redaktor naczelny „Rocznika Liwskiego”. – Obecnie trwająca wojna na Ukrainie i być może czekający nas kryzys żywnościowy ukazują, jaka duża była skala problemu wyżywienia ludności na terenie Polski po II wojnie światowej. Dlatego ważne było zabezpieczenie odmian ziemniaków, które stanowiły przez długie lata jedno z podstawowych pożywień naszego społeczeństwa – zwrócił uwagę prelegent. 
W latach 1945-1985 wyhodowano 95 odmian ziemniaków, których autorami było 46 hodowców. Wśród najbardziej znanych wymienia się właśnie K. Roguskiego. Coraz większe znaczenie gospodarcze ziemniaków było jednym z powodów powstania Instytutu Ziemniaka w Boninie. Na stanowisko dyrektora instytutu powołano prof. Wojciecha Gabriela, a jego zastępcą do spraw naukowych został K. Roguski. Instytut Ziemniaka działał do 31 grudnia 1996 r.

Kinga Ochnio