Poszkodowany Jerzy R.
Pacjent ten bowiem – po operacji, po której lekarze nie mogli nawiązać z nim kontaktu – został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Na prośbę pielęgniarek, które poinformowały o zagrożeniu jego życia, kapelan szpitala udzielił mu sakramentu namaszczenia.
Namaszczony nie tylko się obudził, ale też wydobrzał i został wypisany ze szpitala. Po kilku miesiącach dowiedział się o zastosowanej praktyce i, jak twierdzi, przeszedł załamanie nerwowe, które omal nie skończyło się zawałem. Wskutek tego podał klinikę do sądu, żądając 90 tys. zł odszkodowania za naruszenie jego wolności sumienia.
Sądy niższych instancji: okręgowy i apelacyjny uznały oskarżenie za bezzasadne, ale już Sąd Najwyższy rację, czyli pieniądze, przyznał skarżącemu.
W sukurs „poszkodowanemu” ruszyła też męska (przepraszam, gdybym w ramach niedorozumienia istoty genderowości kogoś obraziła) elita nowoczesnej polskiej filozofii i etyki. Prof. Jan Hartman uznał, że na osobie ateisty Jerzego R. dokonano w szczecińskim szpitalu „dominacji” i „molestowania”.
Niby na zdrowy rozum na ateiście wspomniane wyżej praktyki nie powinny robić żadnego wrażenia, ale… Zdążający z pomocą potrzebującemu prof. Hartman był uprzejmy zauważyć, że „są dwa rodzaje ateistów. „Dla jednych ostatni sakrament jest obojętną czynnością. Ale są tacy, którzy zachowali przeświadczenie z czasów, gdy byli wierzący, o mistycznej skuteczności czynności rytualnych. Dla tych ludzi sprawowanie nad nimi sakramentów bez ich woli jest molestowaniem” – przekonuje. Czyli że ten drugi gatunek to tacy niewierzący wierzący, tak? „Szpital powinien zostać pouczony przez sąd, żeby na drugi raz sprawdzano, a nie zakładano z góry, że ktoś jest katolikiem, bo żyjemy w katolickim kraju” – podzielił się wnioskiem etyk i filozof.
Podobną postawę prezentuje Dorota Karkowska z Instytutu Praw Pacjenta, która uważa, że aby uniknąć sytuacji, jak wyżej wspomniana, szpitale powinny pytać pacjenta przy przyjęciu, czy życzy on sobie kontaktu z duchownym.
No, dobrze, a jeśli pacjent jest w takim stanie, że nie jest w stanie odpowiedzieć, to co? Czy jeśli nie zostanie mu udzielony sakrament namaszczenia, to będzie się mógł upominać o odszkodowanie za naruszenie jego wolności sumienia? I czy Sąd Najwyższy tak raz-dwa-trzy mu je przyzna? Wiele osób zastanawia się też, czy wkrótce nie zaczną skarżyć rodziców dzieci, które „dojrzały” do ateizmu i swój chrzest uznają dziś za wyrządzoną im krzywdę.
Podobno nie polemizuje się z wyrokami niezawisłego sądu, choćby i najgłupszymi. Pozostaje więc mieć nadzieję, że sąd apelacyjny, do którego ma wrócić sprawa, nie ulegnie presji nowoczesności i wykaże rozsądek. Precedens jednak zaistniał. I z pewnością będzie wykorzystywany.
A póki co – żal mi ateisty Jerzego R. Bo naprawdę jest poszkodowany. Tyle że niekoniecznie przez szpital, pielęgniarki i kapelana.
Anna Wolańska