Komentarze
Źródło: DREAMSTIME
Źródło: DREAMSTIME

Potęga smaku

Często powtarzanym powiedzeniem jest twierdzenie, że nie lubi się zbytnio chamstwa i góralskiej muzyki. O ile nie rozumiem do końca zastrzeżeń odnośnie do mieszkańców Podhala, zgrabnie wycinających swoiste dźwięki na strunach gęśli, o tyle podzielam opinię o nieznośnym charakterze braku kultury.

Chamstwo, które jest coraz częstszym gościem w naszej rzeczywistości, to dla mnie coś nie tyle niepokojącego czy przerażającego, ile raczej odrażającego. Niszczy spokój, tępi uczucia, degraduje myślenie, ale nade wszystko niszczy relacje międzyludzkie, nieodwracalnie wprowadzając stan permanentnej wojny pomiędzy osobnikami homo sapiens. O ile jednak w zwykłym prywatnym życiu istnieje możliwość odseparowania się od indywiduów, dla których jest ono sposobem na życie, o tyle w dziedzinie życia społecznego nie mamy tego komfortu. A szczególnie gdy chodzi o dziennikarzy, pałających chęcią przemiany naszej świadomości. Niestety, konstatacja jest smutna. W przestrzeni medialnej coraz więcej jest oznak oczywistego braku wychowania i grzeczności, traconych na rzecz drapieżnego wizerunku jastrzębi przekaziorów. Warto zadać sobie jednak pytanie: czy tylko o brak kindersztuby tutaj chodzi?

Czym właściwie jest grzeczność?

Przeciwieństwem chamstwa jest po prostu dobre wychowanie. Jego istota to nie tylko nauczenie się etykiety dworskiej, która pozwala nam właściwie zachowywać się przy stole i nie próbować za pomocą noża zajadać się jajecznicą. Taka etykieta jest wskazana, ale raczej jako pewna zdolność praktyczna, która nie tyle jest dobrym wychowaniem, co stanowi umiejętność korzystania z posiadanej cnoty. Istota leży gdzie indziej. Lec w jednym ze swoich aforyzmów napisał, że nie wystarczy nauczyć ludożercę jedzenia sztućcami, aby ogłosić postęp w dziedzinie wychowania. Potrzeba zmiany mentalności. Zasadniczą dla dobrego wychowania jest właśnie właściwie ukształtowana mentalność. I tutaj warto wspomnieć wspaniały traktat o wychowaniu, który wygłasza Sędzia w „Panu Tadeuszu”: „Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą. Niełatwą, bo nie na tym kończy się, jak nogą zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo; (…) Grzeczność nie jest rzeczą małą: kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało, drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje, wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje.”

Dobre wychowanie oznacza nie tylko umiejętność zachowania się w towarzystwie, ile raczej umiejętność uszanowania człowieka, z którym przychodzi nam się spotkać. Ów szacunek zakłada nie tylko to, że nie będę starał się go poniżyć, ale także umożliwienie drugiemu wypowiedzenia siebie, swojej racji i swojego zdania. Z jego poglądami mogę polemizować, nawet z pomocą ciętego języka, ale nie mogę ich wyśmiewać ani też poniżać kogokolwiek za jego poglądy. Takie podejście ukazuje, że zasadniczym dla dobrego wychowania jest poszanowanie przyrodzonej godności człowieka, która każe mi z szacunkiem odnosić się do niego, choć nie nakazuje mi zgadzać się z jego poglądami. Ten szacunek jest zarazem szacunkiem dla mnie samego, bo również i ja jestem człowiekiem, posiadającym swoje poglądy i przekonania. Tymczasem tego właśnie brakuje mi w dziennikarstwie polskim współczesnej doby.

Żarty z mamusi

Kanwą do tych przemyśleń były niektóre programy publicystyczne, jakie dane mi było zobaczyć w polskich mediach. W pamięci zapadły mi szczególnie wywiady Moniki Olejnik z Tadeuszem Cymański i Jackiem Kurskim oraz rozmowa dziennikarza radia RMF z Antonim Macierewiczem. Można nie zgadzać się z poglądami i zdaniami przytoczonych rozmówców, ale nie można stosować wobec nich technik poniżających. W trakcie rozmowy w „Kropce nad i” w sprawie traktatu z Lizbony prowadząca odniosła się do rodzicielki pana Cymańskiego, mówiąc, że mamusia nie zagłosuje za traktatem. Przyznam się, że to właśnie wzbudziło mój niesmak. O ile można nad drapieżnym (ja bym to inaczej nazwał) sposobem przepytywania zaproszonych gości jakoś przejść do porządku dziennego, to od relacji rodzinnych dziennikarzom wara. W szczególności od matki. To nie może stać się nie tylko argumentem przeciw politykowi, ale nie powinno nawet zaistnieć w przestrzeni medialnej, nawet jeśli sam polityk wspomina o tym z ambony sejmowej.

Podobnie w radiu Zet w wywiadzie z Jackiem Kurskim. Używanie zwrotu: „panie Jacusiu” i obrażanie się, że przepytywany zwraca się do prowadzącej per: „pani Moniczko” świadczy o zaniżonych standardach dobrego wychowania. Rzecz w radiu RMF miała jeszcze jeden wymiar. Dziennikarz stwierdził był nawet, że Macierewicza nie należy nigdzie zapraszać, bo ma takie a nie inne poglądy. Swoją drogą zasadnym wydaje się pytanie: po co więc ten dziennikarz go zaprosił? Widocznie lubi sam sobie przeczyć.

Brak kultury widoczny szczególnie w deprecjonowaniu zaproszonych gości nie jest więc tylko czymś przypadkowym, ponieważ żaden z dziennikarzy nie był w stanie wyszeptać krótkiego: „przepraszam!”, ale nie widzi w tym problemu, że stroi się żarty z czyjejś matki lub beszta się kogoś, że ma inne poglądy ode mnie. Dlaczego jednak tak się dzieje?

W oparach własnego ego

Wydaje mi się, że przyczyna nie leży tylko w koneksjach politycznych dziennikarzy, którzy wzięli sobie do serca misję „edukowania społeczeństwa w jedynie słusznych poglądach”. Taka swoista spiskowa teoria dziejów wydaje mi się po prostu toporna, choć nie jest pozbawiona sensu ani podstaw w naszej rzeczywistości. Przyczyna tkwi raczej w kompleksach dziennikarzy, którzy chcą za wszelką cenę z dziedziny rzetelnego informowania o faktach przejść do swoiście demiurgicznej pracy nad ludźmi, która ma stać się domeną prezentacji ich własnych poglądów, czyli po prostu własnego ego. Powtarzane przez L. Kydryńskiego zdanie, że konferansjer jest jak biustonosz, którego nie widać, ale wszystko trzyma, można odnieść do dziennikarzy. Rzetelność ich zawodu wymaga usunięcia się w cień, aby prawda mogła sama się bronić. Drapieżność (swoiście pojęta) granicząca ze zwykłym chamstwem wynika z chęci ujawnia swojego ja i umacniania (przynajmniej w samym sobie) przekonania, że coś mogę i mam jakiś wpływ. Mam nieodparte wrażenie, że dziennikarze po prostu zazdroszczą politykom i za wszelką cenę chcieliby stanąć na ich miejscu. Nie po to, by dokonać czegoś na rzecz kraju, ale raczej by poczuć „rząd dusz” w swoich rękach i wreszcie poczuć się ważnymi. Megalomania i sny o potędze sprawiają, że nie umieją dostrzec, iż szacunek dla siebie samego weryfikuje się w szacunku dla człowieka, któremu przykładają mikrofon do ust. Niestety. W tych mgławicach własnych marzeń ginie coś najważniejszego – prawda. Bo pierwszą ofiarą chamstwa medialnego jest właśnie ona.

Ks. Jacek Świątek