Komentarze
Potężna broń

Potężna broń

Kilka dni temu dostałem od znajomej siostry zakonnej maila: „Matka Boża w Medjugorje poprosiła o odmówienie całej części różańca w intencji pokoju w Syrii i uniknięcia trzeciej wojny światowej”. Kilka godzin później przyszło sprostowanie...

W orędziach z Medjugorje nic takiego nie było (nie chcę tu się wdawać w dyskusję na temat autentyczności objawień w Medjugorje, czekam – jak wszyscy – na oficjalne stanowisko Stolicy Apostolskiej). Faktem natomiast są apele o pokój w Syrii, jakie płyną od papieża Franciszka, oraz to, że wyznaczył on 7 września dniem postu i modlitwy o pokój w tym kraju. To pokazuje wagę problemu – bo wszystko wskazuje na to, że ten niewielki kraj ma wszelkie dane, by stać się zapalnikiem konfliktu na dużo większą skalę, nawet ogólnoświatową. I aby to widzieć, wystarczy pobieżny rzut oka na splot sprzecznych interesów różnych państw w tamtym regionie. Izrael, Irak, Rosja, Chiny, USA…

Ktoś powie – ale przecież nie tak rozwiązuje się konflikty? Niewierzący i ateiści mogą śmiać się w głos i naigrawać, że fakt, iż ktoś nie zjadł obiadu i poprzesuwał jakieś koraliki, mamrocząc coś pod nosem, miałby wpłynąć na losy świata. Może faktycznie logika ludzi zapatrzonych tylko w siebie i wierzących w ludzkie siły może tak funkcjonować, by z postu i modlitwy uczynić karykaturę i przedmiot szyderstw. Historia jednak nie do końca potwierdza ten tok myślenia…

Swego czasu Stalin (według innych źródeł: car Iwan Groźny) pytał szyderczo: „Ile dywizji ma papież?” Po traktacie monachijskim w 1938 r., gdzie mocarstwa zachodnie poświęciły na rzecz Hitlera Czechosłowację, brytyjski premier Chamberlain na lotnisku w Londynie zapewniał, że autorzy traktatu zapewnili „pokój naszym czasom”. Wiara w potęgę zabiegów dyplomatycznych okazała się złudna.

Dla nas, ludzi wierzących, jasne jest, że modlitwa ma sens. Jeśli żyjemy w obecności Boga i wierzymy w Jego wszechmoc, miłosierdzie oraz działanie Jego Opatrzności, to modlitwa MUSI mieć dla nas sens. Co więcej, w książce „Tajemnice Jana Pawła II”, napisanej przez włoskiego dziennikarza Antonio Socciego (skądinąd człowieka głębokiej wiary) znajdujemy tezę, opartą na słowach s. Łucji z Fatimy, iż przez zawierzenie świata Niepokalanemu Sercu Maryi, dokonane 25 marca1984 r., świat został uratowany przed wojną atomową, która miałaby wybuchnąć w roku 1985. Siostra Łucja przekazała tę wiadomość w roku 1992. Nie mogła wiedzieć, że kilka miesięcy po akcie zawierzenia – dokładnie 13 maja 1984 r. – miała miejsce jedna z największych katastrof w siłach zbrojnych Związku Radzieckiego. Tego dnia nastąpił ogromny wybuch w bazie morskiej w Siewieromorsku na Morzu Północnym – zniszczeniu uległy ogromne składy amunicji, gdyż był to główny skład uzbrojenia radzieckiej Floty Północnej. Zniszczeniu uległ niemal w ok. 70% zapas rakiet, także tych zdolnych do przenoszenia pocisków jądrowych. W wyniku tego zdarzenia na długi czas Związek Radziecki stał się niezdolny do militarnego uderzenia na Zachód. Zdarzenia te zostały oczywiście utajnione, jednak amerykańskie służby wywiadowcze (m.in. na podstawie zdjęć satelitarnych) odkryły prawdę. 13 maja… rocznica objawień fatimskich. Taka „przypadkowa” zbieżność dat.

Do tego można by jeszcze dorzucić historię kilku krajów, które z różańcem w ręku wyprosiły zmianę swej sytuacji politycznej… Z dawnych dziejów – bitwy pod Lepanto i pod Chocimiem, zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Z nowszych dziejów można wymienić Austrię po II wojnie światowej, Filipiny w roku 1986 (upadek reżimu Marcosa) oraz – sprzed zaledwie kilku lat – Węgry.

„Różaniec Święty to potężna broń. Używaj jej z ufnością, a skutek wprawi cię w zadziwienie” (św. Josemaria Escriva).

Ks. Andrzej Adamski