Historia
Powód do szczególnej dumy

Powód do szczególnej dumy

6 marca 1863 r. wójt raportował do gubernatora lubelskiego, że powstańcy zabrali kasę rządową we Włodawie i rozłożyli się na postój we wsi Adamki. Był to oddział złożony z kawalerii i piechoty. Z kolei 7 marca wójt gminy Adamki donosił, że ok. 10.00 rano rozpoczęła się walka między wojskiem cesarsko-rosyjskim a wspomnianymi powstańcami.

Informował też, że powstańcami według ustaleń dowodzić miał niejaki Lelewel. Wiadomo skądinąd, iż powstańcy przez dwie godziny skutecznie odpierali ataki piechoty, a gdy Rosjanie starali się ich obejść, wycofali się w kierunku wsi Luty.

W Lucie tego samego dnia doszło do nowej bitwy z Kozakami i piechotą rosyjską dowodzoną przez mjr. Jołszyna. Po sześciogodzinnym boju Lelewel wycofał się, tracąc pod Hańskiem tabory [część uzbrojenia, konie, wozy, sztandary – J.G.]. Kilka dni wcześniej car Aleksander II pisał do brata – Wielkiego Księcia Konstantego w Warszawie: „Polecam Ci przekazać podziękowanie tak wszystkim dowódcom, jak i sławnemu naszemu wojsku za ich dzielną służbę. Jestem z nich dumny bardziej niż kiedykolwiek”. [Czy rzeczywiście był to powód do szczególnej dumy? – J.G.] Gdy tabory pod Hańskiem dostały się w ręce Rosjan, ci zamordowali 16 wziętych tam do niewoli bezbronnych jeńców. Tym, którzy dawali jeszcze oznaki życia, sypali w usta piasek zmieszany z liśćmi. Zginęli m.in. F. Majewski z Łukowa, Zagodziński z Żelechowa i Łaski z Krzywdy. Naczelnik powiatu radzyńskiego donosił, że po wejściu do Hańska żołnierze rosyjscy rozpoczęli rewizje w domach – zniszczyli m.in. mienie gorzelnika Piskorskiego. W trakcie plądrowania zakłuli bagnetami Ulinę Czeplową i ciężko zranili Iwana Szykutę.

8 marca, pod zarzutem werbowania ochotników do powstania, aresztowano w Kałuszynie ks. Mędrkowicza. Dzień później rozstrzelani zostali w Siedlcach – po uprzednim nadzwyczaj brutalnym śledztwie – Mikołaj Moritz i Aleksander Olszewski, wzięci do niewoli w noc styczniową pod Stokiem Lackim. Moritz osierocił sześcioro dzieci. Sterroryzowani zarządcy miast informowali władze o każdym ruchu „buntowników”. 10 marca burmistrz Rossoszy raportował, że przez miasteczko przechodził uzbrojony w karabiny, dubeltówki i kosy oddział Lewandowskiego. Raporty były z reguły przesadzone. 11 marca naczelnik powiatu radzyńskiego donosił, że przez Kąkolewnicę przechodził liczący 500 osób oddział kawalerii powstańczej. Tego też dnia naczelnik powiatu łukowskiego informował władze, że w Domaszewnicy zatrzymał się oddział powstańczy, który liczył ok. 150 jeźdźców. Prawdopodobnie chodziło o ten sam oddział i była to kawaleria Zakrzewskiego. 12 marca oddział Matlińskiego stoczył potyczkę z wojskiem carskim pod Fidestami. Odnotowując starcie, referent Pawliszczew zapisał: „Po bitwie 12 marca pod Fidestem spłonęła cała kolonia trzech domów, przy tym spaliło się troje ludzi”. Oczywiście nie napisał, że sprawcą pożaru i śmierci było rosyjskie wojsko. O bestialstwie, jakiego 14 marca dokonał żołnierz „sławnego” wojska carskiego, historyk rosyjski Pawliszczew też wolał zamilczeć.

Tego dnia grupka pięciu powstańców z dawnego oddziału Cichorskiego-Zameczka zbliżała się do młyna w Feliksowie. Szybko zorientowali się, że za młynem Kozacy urządzili zasadzkę. Pognali więc galopem do pobliskiego lasu, szukając schronienia. Dwóch z nich osłaniało trzech towarzyszy wiozących powstańczą kasę. Jednym z osłaniających był urodzony w Świniarach 19-letni Ludomir Benedyktowicz. Gdy rozległa się pierwsza kozacka salwa, koń Ludomira upadł. Druga salwa pozbawiła życia jego współtowarzysza – Teresińskiego. Benedyktowicz pozostał sam, wycofując się do lasu, gdzie znalazło schronienie trzech jego kolegów z kasą. Próbował strzelić do pędzącego w odległości 30-40 m Kozaka, gdy poczuł mocne uderzenie w lewy bok i miażdżący ból lewej ręki. Jedna z kul zgruchotała mu obie kości lewego przedramienia. Osunął się półprzytomny na ziemię. Sołdat, który przestrzelił mu rękę, widząc, że Benedyktowicz nie rusza się, zsiadł z konia i jednym pociągnięciem szabli odciął mu prawą dłoń mówiąc z nienawiścią: „Wot, buntowszczyk, nie udierżysz tu uże gwintowku” (buntowniku nie utrzymasz już karabinu). Z cieniem śmierci, a w rzeczywistości ciężko rannego pozostawiono na pobojowisku. Po odjeździe Kozaków omdlewającego z bólu i ran Ludomira wyniosła z pola bitwy właścicielka pobliskiego Kaczkowa Nepomucena Sarnowiczowa, udzielając mu też z narażeniem życia pierwszej pomocy. Następnie odprawiła rannego, ukrytego na wozie pod sianem, na plebanię w Ostrowi do ks. Floriana Jastrzębskiego. Kapłan zabandażował rękę rannego, okrył go kocem i z modlitwą na ustach czekał lekarzy. Ostatecznie pogruchotaną rękę amputowano w prowizorycznym lazarecie na plebanii w Ostrowi Mazowieckiej. Aby zmylić rosyjskie władze, rozpuszczono pogłoskę o śmierci Benedyktowicza. Usypano nawet – zachowaną do dziś jako pamiątkę – mogiłę w Kaczkowie. Ojcu Ludomira w ramach represji za udział syna w powstaniu skonfiskowano majątek, co – przybity dodatkowo nieszczęściem, jakie spotkało jego dziecko – przypłacił on przedwczesną śmiercią.

Mimo utraty obu rąk Benedyktowicz wyzdrowiał i po studiach w Monachium został sławnym malarzem, poetą i historykiem sztuki. Wystawiał swoje obrazy m.in. w Wiedniu, razem z Matejką, Grottgerem, Gersonem, Malczewskim, Siemiradzkim i Kossakiem. Przyjaźnił się ze Stefanem Żeromskim i wywarł wpływ na jego twórczość. Założył rodzinę i miał sześcioro dzieci. Dożył niepodległej Polski, a w 1921 r. został udekorowany przez naczelnika państwa marszałka Józefa Piłsudskiego. Jego imię nosi m.in. szkoła w Kotuniu, ulica w Krakowie i rondo w Siedlcach. Prestiżową nagrodę im. Benedyktowicza otrzymało dotąd z kolei wiele osób zaangażowanych w promocję Podlasia.

Józef Geresz