Komentarze
Powrót

Powrót

Bolesne to jest, ale reasumpcji życia nie ma. Można na nie popatrzeć z oddali, przyglądnąć się niektórym aspektom, rozważyć słuszność podjętych decyzji, ale zawsze będzie to działanie naznaczone niemożnością naprawy.

Bo przecież nawet w przypadku grzechu poprawa nie oznacza niwelacji przeszłości, lecz jedynie leczenie skutków tego, co i tak pozostaje niezmiennym znamieniem przeszłości. A jednak nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty fatalizmu czy też pesymistycznej wizji świata.

Osobiście jestem zwolennikiem teorii sformułowanej przez Andrzeja Poniedzielskiego, który wprowadził dość dokładne rozróżnienie między optymistą a pesymistą. Optymista dla niego to człowiek, który twierdzi, że życie stoi przed nim otworem, a pesymista już poznał, co to za otwór.

Jednakże w ocenieniu przeszłości nie należy w ów wspomniany pesymizm popadać. Dlaczego? Otóż przynajmniej z tego powodu, że lekarstwem na choroby przeszłości jest po prostu przyszłość. Dokonywanie więc retrospekcji czy też rachunku sumienia i pamięci ma ten walor, iż może dokonywać zmian w naszej przyszłości. A koniec roku wydaje się do tego wręcz znakomitą okazją.

Wieje zimny wiatr…

Patrząc na mijający 2015 r., w zakamarkach pamięci szukam jakiegoś obrazu, który w skrócie mógłby ująć to, co się w nim wydarzyło. I choć w poprzednich latach może miałem dylematy, który obraz uznać za najważniejszy i najbardziej adekwatny, to w tym roku nie mam takich obiekcji. Za wizerunek mijających 365 dni obieram… dziecko.

W roku tym bowiem było chociażby tak wiele nowości, że nie sposób nie przyjąć tej ikony za prawdziwe oblicze mijającego czasu. Dokonana przez nasz naród elekcja władz jest jedną z nich, ale za takie uznać trzeba pojawienie się na scenie politycznej naszej ojczyzny nowych podmiotów, które (choć nie do końca wiadomo przez kogo spłodzone) nieporadnością raczkowania lub donośnym płaczokrzykiem zaznaczają swoją obecność w przestrzeni publicznej. Lecz poprzestanie tylko na tym poziomie byłoby z mojej strony jakąś formą stoczenia się w infantylizm wspomnianych formacji. Dla wielu zresztą obraz dziecka w mijającym okresie czasu ma wymiar tragiczny. We wspomnieniach bowiem mamy (choć wytworzony sztucznie, to jednak z prawdziwym człowiekiem) wizerunek leżącego na tureckiej plaży martwego chłopca, który życiem przypłacił plany własnego ojca (cóż z tego, że dzisiaj wiemy, iż bardzo merkantylne). Po pierwszym gniewie wobec wykorzystania handlowego przez medialnych naganiaczy ideologii tego tragicznego wizerunku nie sposób jednak przejść do porządku dziennego nad śmiercią niewinnej istoty. Wielu oskarża świat zachodni za tę śmierć. Ja także dzisiaj dołączam do tego chóru, choć mój akt oskarżycielski za co innego obwinia społeczność europejską. Dla mnie wina tej części świata polega przede wszystkim na stworzeniu mirażu łatwego i całkowicie pozbawionego trudu szczęścia, które zdobywa się zbyt prosto. Za taką wizję oddał swoje życie mały Alyan Kurdi.

Być może dla wielu to właśnie ten obraz pozostaje w wyobraźni na oznaczenie mijających 12 miesięcy. Ja jednak chcę powiedzieć, że co innego w moim umyśle jest wizerunkowym obrazem dni, które są już za nami. To obraz dwóch dzieciaków z demonstracji KOD.

Nowa wciąż fatamorgana…

Widok dziecka zawsze działa rozbrajająco na osoby dorosłe. I dlatego nie jest niczym dziwnym, że dzieciaki są wykorzystywane przez dorosłych szczególnie w dziedzinie szerzenia idei. A ponieważ ideologiczne podboje mają w sobie coś z militarnych potyczek, dlatego nie jest niczym dziwnym, że w tym wykorzystywaniu dzieciaki służą najczęściej za mięso armatnie. Wystarczy wspomnieć chociażby wykorzystanie dzieci przez germańskich najeźdźców pod Głogowem.

Wróćmy jednak do wspomnianej demonstracji. Otóż utrwalone na zdjęciach dzieciaki, za przyzwoleniem swoich rodziców, trzymały w dłoniach wykonany na zwykłej tekturze transparent. Jego treść stanowiły słowa oraz namalowany obrazek. Transparent głosił: „Wolna Polska od Kaczora!!!!!”, zaś ilustracją była dubeltówka wymierzona w zwykłą kaczkę. Z niewinnym uśmiechem małe dzieci demonstrowały tezę o konieczności odstrzału wspomnianego polityka. I to już nie jest kwestia estetyki czy satyry. W sferze polityki może występować element emocjonalnej chęci lub niechęci, choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie powinien być dominantą. Jednakże uczynienie z tego elementu podstawy do propozycji załatwienia kogokolwiek za pomocą broni palnej jest po prostu zbrodnicze. A jeśli tę tezę prezentują dzieciaki? Oczywiście, dla samych głównych bohaterów tego zdjęcia była to po prostu przednia zabawa, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że taki sposób wychowywania młodego pokolenia to zwykła kreacja ludzkich zombies. Bo jeśli uznać za kwestię estetyki oraz granicznych możliwości satyrycznych zachowanie Romana Giertycha podskakującego z megafonem w czasie wspomnianych demonstracji, to wystawianie dzieci z konkretnym postulatem ostatecznego rozwiązania kwestii kaczyzmu nie jest żadnym dowcipem. To po prostu wdrukowanie w wyobraźnię dzieciaka, iż do osiągnięcia celu w życiu można dochodzić po ludzkich trupach, a miraż osiągnięcia lub spełnienia ma rozgrzeszać każde, nawet odrażające, działanie.

W tym kontekście osoba głównego organizatora demonstracji, w przeszłości założyciela i głównego kapłana związku wyznaniowego czczącego Latającego Potwora Spaghetti, jest również potwierdzeniem zadomowienia w naszej rzeczywistości tezy o celu uświęcającym środki. Swoją drogą stanowi to również potwierdzenie, iż deprecjonowanie religii wcześniej czy później kończy się deprecjonowaniem drugiego człowieka. Nie jego poglądów, ale jego samego jako człowieka.

Z ust wypluwam lepki piach…

Przede mną, jak zresztą przed nami wszystkimi, tym razem 366 dni (taką mamy nadzieję o północy między ostatnim dniem grudnia a pierwszym dniem stycznia). A jeśli ten moment jest naznaczony nadzieją chociażby tylko na przeżycie, to zawsze stanowi to jakiś plus. Wyrzucam więc lepki piach przeszłości z mojej wyobraźni. Wystarczy mi tylko sformułowanie życzeń. Ten nowy 2016 r. już sam w sobie naznaczony jest nadzieją płynącą z Bożego Miłosierdzia i z narodowej tożsamości. W tym jest nadzieja, że wychowanie ludzkich zombies się nie powiedzie. Bo Bóg ma swoje ścieżki, a kultura również jest rękojmią pewnej stałości. I chociaż wchodzę w nowy czas z niepokojem, to jednak mam nadzieję, że w nowym czasie człowiek jakoś wytrwa i się ostanie. Każdy człowiek.

Ks. Jacek Świątek