Komentarze
Pożegnanie z drzewami

Pożegnanie z drzewami

Podmuch wiatru połamał wierzbę płaczącą. Tym samym dopełnił się obraz nędzy i rozpaczy w samym centrum Siedlec. Sporych rozmiarów drzewo to charakterystyczny element placu gen. Sikorskiego.

Jeden z niewielu dodający mu uroku. A nie, przepraszam, kilka dni wcześniej teren przyozdobiono kompozycjami roślinnymi w betonowych donicach. Te kosmetyczne zmiany można śmiało nazwać pudrowaniem trupa. Wszakże plac od kilkunastu lat domaga się porządnej rewitalizacji. Dużo zieleni, ławeczki, kawiarniane ogródki, deptak - tak swoje centra z myślą o mieszkańcach i turystach organizuje wiele miast. Prawie dekadę temu władze Siedlec widziały na centralnym placu ratusz i podziemny parking. Pomysł umarł śmiercią naturalną. Kolejnych aktualnie brak. Oby tylko włodarze grodu nad Muchawką nie skorzystali z dominującego jak Polska długa i szeroka trendu polegającego na wycinaniu zieleni i zastępowania jej betonem. Ostatnio głośno było o Janowie Podlaskim, gdzie wycięto prawie 100 drzew, żeby postawić fontannę z trzema końmi - symbolem tamtejszej stadniny.

Najciekawsze, co widać na zdjęciach, że zgromadzony na jej otwarciu tłum musiał kryć się przed upałem pod dachem. Na rynku cienia brak, bo – patrz wyżej. Co prawda, są już nowe nasadzenia, ale żeby wyrosły z tego drzewa, trzeba lat. Taka rewitalizacja powoduje, że kiedy nadejdą wysokie temperatury, skwery i place zostają praktycznie wyłączone z użytkowania. Lata zaś mają być coraz gorętsze i dłuższe. A zdawałoby się, że wspomniane miejsca w przestrzeni miejskiej mają przyciągać ludzi i zachęcać do wspólnego spędzania czasu…

Wiadomo: tak jest taniej. Zieleń trzeba pielęgnować, czyli sprzątać liście, przycinać gałęzie, a po burzy usuwać połamane konary. Ale to generuje tylko spore koszty. W przypadku betonowego rynku wystarczy dmuchawa i już mamy ład oraz porządek. Tylko że jest coś jeszcze: drzewa ograniczają skutki ulew, zatrzymując część wody. W zabetonowanym mieście wystarczy kilkanaście minut deszczu, aby znalazło się ono pod wodą. To podstawowa wiedza, którą powinni dysponować ludzie zasiadający w urzędach, projektanci czy architekci. No ale prominenci na miejscu pojawiają się tylko po to, żeby przeciąć wstęgę. Potem wsiadają do klimatyzowanych samochodów, żeby wrócić do klimatyzowanych biur. A na skwerach panuje skwar nie do zniesienia, co udowodnił nastolatek z Krzeszowic w powiecie krakowskim, smażąc na betonowym rynku jajecznicę. Na kostce postawił patelnię, wbił jajka i czekał. Inny działacz społeczny pojawił się na jednym ze skwerów z termometrem, który pokazał 20ºC różnicy między zadrzewionym a betonowym fragmentem, gdzie temperatura sięgała 50 kresek.

Pozostaje już tylko trzymać kciuki za wierzbę. Niech sobie spokojnie rośnie…

Kinga Ochnio