Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie
Zacznę od pytania podstawowego: czy dzieci niepełnosprawne, nieuleczalnie chore są gorsze od dzieci zdrowych?
Nie są gorsze. Jezus wielokrotnie podkreślał, że królestwo Boże jest przeznaczone dla wszystkich ludzi, nigdzie nie znajdujemy wzmianki o jakichkolwiek wyłączeniach. Więcej: wedle kategorii ewangelicznych chorzy są swego rodzaju niebiańską elitą. Zresztą, kiedy Jezus posyłał apostołów, mówił: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię WSZELKIEMU (podkr. red.) stworzeniu” (Mk 16,15) - zwrócił na to uwagę papież Paweł VI w adhortacji „Evangelii nuntiandi”, podkreślając, iż słowa Chrystusa nie są zacieśnione żadnymi granicami (pkt. 49-50). Także intelektualnymi. „Dyrektorium ogólne o katechizacji” przypomina, że miłość Ojca do najsłabszych prowadzi do ufności, iż każda osoba, niezależnie od jej ograniczeń, jest zdolna do wzrostu w świętości (pkt 189).
Dlaczego zatem zdarza się, że rodzice chorych dzieci spotykają się z argumentem typu: „Wasze dziecko nie może przystąpić do sakramentu bierzmowania, ponieważ i tak się nie ożeni, najpewniej umrze przed osiągnięciem pełnoletności – nie jest mu do niczego potrzebny” itp.?
Znam takie przypadki, niestety. Podobne słowa przed laty usłyszała rodzina, której syn aktualnie jest podopiecznym naszego hospicjum – bez większego problemu otrzymał bierzmowanie w jednej z warszawskich parafii. Nie rozumiem takiej argumentacji. Zdarza mi się rozmawiać o tym z księżmi. Niektórzy (na szczęście są to bardzo nieliczne przypadki) podają argument, iż chore nieuleczalnie czy intelektualnie niesprawne dziecko nie ma teologicznego rozeznania, nie zrozumie, co sakrament wniesie w jego życie. To jest spojrzenie czysto ludzkie. ...
AW