Pozytywna informacja straciła cenę
Z pozycji kogoś, kto był reporterem, szefem zespołów i zrobił kilka tysięcy programów w telewizji. Obserwuję, jak to jest robione, ale patrzę też z pozycji obywatela. Oczywiście, że jest różnica w patrzeniu pomiędzy zwykłym odbiorcą a dziennikarzem. Przeciętny widz pewnych rzeczy nie zauważy. Podam przykład. Prowadzący program mówi: „Prezydent zawetował ustawę”. Przez kolejne pięć minut dziennikarz prowadzi rozmowę z zaproszonym gościem, po czym stwierdza, że prezydent odesłał ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. A to nie zawetowanie. Zastanawiam się, jak to jest, że nikt w studio tego nie zauważył, nie zwrócił uwagi dziennikarzowi. Podobny przypadek zauważyłem podczas ostatniej debaty prezydenckiej. Jeden z kandydatów powiedział: „U nas w konstytucji jest bezpłatna służba zdrowia”, chociaż nie ma takiego zapisu. Nie zareagował na to ani drugi kandydat, ani żaden z dziennikarzy prowadzących debatę. A to oznacza, że nikt tego nie wie. I ja jako obywatel zaczynam się bać. Bo to już nie jest problem warsztatu, tylko małej wiedzy o sprawach społecznych. A warsztat, wiedza oraz poczucie, czemu ta praca służy, to bardzo ważne czynniki. Jako obywatel nie mam obowiązku znać się na wszystkim – mam prawo słuchać i być rzetelnie informowany. Tyle że już z tym są kłopoty. ...
Kinga Ochnio