Praktykant
A to już jej na pewno niepotrzebne jest. Sąsiadka ma dosyć międzypartyjnych przedwyborczych przepychanek. Ani telewizji ogląda, ani radia słucha, ani nawet ze znajomymi rozmawia, bo ją rzeczywistość przeraża. Całkiem przeciwnie niż wuja Mateusza. Ale może dlatego, że wuj to znacznie więcej wyborów niż ona w życiu przeżył i swoje lepiej wie. Mówi, że trzeba je tak jak przeziębienie przetrzymać, czyli najlepiej wyleżeć. I jeszcze, że jemu się ten okres przedwyborczy to nawet całkiem podoba. Dużo się dzieje, a i kraj rumieńców i kolorów dostaje. A wuj to się w kolorach jak mało kto lubuje. I jeszcze okolicę też oglądać lubi. A przed wyborami okolica pięknieje.
Bo nie tylko na tych specjalnie do reklamy przystosowanych kolorowych tablicach się kandydaci reklamują, ale wszelakie ogrodzenia w kolory przyozdabiają. I wuj na przykład, w przeciwieństwie do wspomnianej powyżej dalszej sąsiadki, te przedwyborcze ogrodzenia bardzo sobie ceni. Tę koegzystencję politycznych partii. – Sama zobacz – mówi. – Na jednym płocie lewica się do skrajnych konserwatystów przytula, bezpartyjni samorządowcy do tych mocno partyjnych, zieloni do czerwonych. A wszyscy rychły raj – jak tylko na nich zagłosujesz – deklarują. No to się – mówi wuj – można utwierdzić w przekonaniu, że jesteś, człowieku, z każdej strony chroniony, a każdy kandydat o twój interes, o szczęście twoje dba. Żeby jak najlepiej ci było. To dobrze i trochę w takiej nadziei pożyć. Wuj to lubi tak do tego napłotnego bilbordu sobie podejść i z kandydatem – jak równy z równym – pogadać. I nawet rozumie tych, co to na każde wybory, albo i między nimi, partyjne kolory zmieniają. Mówi, że po to nieustannie poszukują, żeby się ojczyźnie jak najlepiej przysłużyć. Bo jak już taki czy taka kilka partii zaliczy, to i doświadczenie ma, i wie, czego jakiemu obywatelowi trzeba.
Wuj lubi też oglądać telewizję. – A widziałaś – mówi – inwalidów na wyborczym zjeździe? W pierwszym rzędzie byli. To nic – przekonuje – że po wyborach znowu się gdzieś zapodzieją. Jak teraz mają swoje pięć minut, to może przy następnych do dziesiątki dobiją.
Wuj Mateusz to się tak w ogóle bardzo na wybory cieszy. On bardzo te rozmaite deklaracje lubi. Nawet sobie zeszyt sprezentował i zapisuje, jakie mu się obietnice od której partii podobają. I chce na nich całkiem nowiusieńką organizację zbudować. Taką jedną dla wszystkich. Nie żeby od razu liderem, ale na przykład doradcą mógłby takim cichym być. Taką eminencją. Szarą. Tylko by wolał ten jej kolor zmienić, bo wuj – jako się rzekło – za kolorami jest. A do tych wspólnych haseł to też by jakąś wspólną nazwę dodał.
Chociaż zasadniczo to wuj czeka na wybory, żeby se zaraz po nich te z płotów plakaty zabrać. Mówi, że do praktycznych się rzeczy przydają.
Anna Wolańska