Komentarze
Prasówka

Prasówka

Po świętach to już zawsze jakoś tak dziwnie jest. Znowu nie wiadomo, co z tym, czego nie dojedli domownicy i goście. Wyrzucić - szkoda, zjeść - kto wie, czy nie większa.

Poza tym po poniedziałkowym słoneczku nie zostało nic. Mży.

 Podsłuchuję prognozy pogody i żyję nadzieją na jasną jasność dnia. Bo Wielkanoc i wiosna to taka wielka nadzieja, prawda? Fioletowo-żółta nadzieja.

Pogryzam świąteczne pozostałości i przeglądam wieści ze świata. Kijów i Lwów kamieniem u szyi Euro 2012 (no, proszę, czyli że nie my jesteśmy najgorsi), prezydent Obama bawił się z dziećmi (cudzymi) przed Białym Domem w tradycyjne toczenie jaj (miał szczęście, że nie padało), a Superniania się odchudza (akurat nie ma kiedy, tylko w święta). O, i jeszcze bardzo ważny news. Były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair spalił grzankę. Podczas sobotniego śniadania w swojej XVII-wiecznej wiejskiej posiadłości. Naprawdę. Na ratunek przyjechały trzy ekipy straży pożarnej (czwarta się rozmyśliła po drodze). Dzielni strażacy usunęli dym za pomocą wentylatora i poinstruowali domowników. A jak ja (też w sobotę przed świętami) spaliłam placek, to sama musiałam pootwierać okna i nikt mnie nie poinstruował, tylko wszyscy patrzyli z politowaniem. Ale może to i lepiej. A w zasadzie chyba lepiej na pewno. Rodzimi policjanci w czasie świąt (od piątku) zatrzymali na polskich drogach prawie 1,8 tys. pijanych policjantów. To i tak podobno lepiej niż przed rokiem, kiedy w ręce stróżów prawa wpadło 1959 jadących na podwójnym gazie. Taki jeden znajomy mówi, że pijani kierowcy to tylko 5% wypadków. Kiedy pytam go, jaki z tego wniosek, kręci głową i twierdzi, że tylko tak sobie mówił. Głupol jakiś, no nie? Ale tak między nami – wygląda na to, że jednak te akcje coś dają. Jak się przyglądam przez lata, to mam wrażenie, że przyzwolenie społeczne na bezrozumną jazdę jest dziś zdecydowanie mniejsze. Chwała więc policjantom za akcje i szacunek za to, że zamiast być z rodziną przy stole, pilnowali cudzego bezpieczeństwa.

Ale nie ze wszystkim jest tak różowo. A może jest. Bo na genialny(?) pomysł wpadł były prezes banku Pekao, a obecnie doradca premiera i kierujący Radą Gospodarczą Jan Krzysztof Bielecki. Okazuje się, że człowiek ten ma ochotę przebudować system emerytalny. Emerytury z OFE będą wypłacane przez ZUS-bis, a świadczenia zarówno z I, jak i II filaru zostaną wyliczone według nowych tablic uwzględniających wydłużające się życie. Nietrudno wydedukować, że świadczenia jeszcze się obniżą. Może już niedługo zamiast mówić o wysokości emerytury będzie się mówiło o jej niskości. Chwiejące się I i II filar mogą już nie wytrzymać kolejnego naporu. Ale zasadniczo nie jest źle. Statystykę poziomu życia zdecydowanie podnosi wspomniany już Jan Krzysztof Bielecki, który w roku 2009 zarobił 8,7 mln złotych. Jeśli kiedyś przejdzie na emeryturę, też z całą pewnością podniesie krajową średnią statystyczną. Dobro Jana Krzysztofa Bieleckiego dobrem całego narodu. Niechże będzie Jan Krzysztof niepodważalnym argumentem, że żyje się lepiej i o dobro społeczne się troszczy. Ja tymczasem posilę się tym, co zostało po świętach. Emerytom proponuję to samo. Jeśli im w ogóle cokolwiek zostało.

Anna Wolańska